A A+ A++

Gdyby mógł przeżyć własny pogrzeb, zobaczyłby kilkudziesięciotysięczny zapłakany tłum, stojących w pierwszym rzędzie premiera i prezydenta Włoch, a obok wianuszek modelek, aktorek i znanych biznesmenów. Usłyszałby telegram kondolencyjny od papieża i powąchał przesłane przez George’a Busha kwiaty. Ale najdłużej – jak zwykle – rozmawiałby ze stojącymi dalej od ołtarza ukochanymi sportowcami: Michelem Platinim i Michaelem Schumacherem. I pewnie nawet wtedy nie odpuściłby trenerowi Juventusu – Marcello Lippiemu. Znalazłby go w tłumie, zapytał o formę zawodników i skład na następny mecz. A na koniec bardziej niż przemowy rodziny i przyjaciół wzruszyłaby go minuta ciszy na stadionie.

I gdyby Gianni Agnelli mógł, zmieniłby też zakończenie, bowiem wymarzył sobie, że umrze spektakularnie: na koniu – jak prawdziwy, stary żołnierz, albo przynajmniej w wypadku, znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Rak prostaty był zakończeniem rozczarowującym, niepasującym do fabuły.

Zobacz wideo
“Szczęsny jest krytykowany, ale ma wsparcie Allegriego. Trener stoi po jego stronie”

“Kobiety chciałby być z Agnellim, a mężczyźni chcieli być Agnellim”

Polska Wikipedia jest oszczędna: “Gianni Agnelli (12 marca 1921 w Turynie, zm. 24 stycznia 2003) – włoski przemysłowiec i główny akcjonariusz FIAT. Prezes Juventusu w latach 1947-1954. W 1991 r. został wybrany senatorem dożywotnim Włoch”.

Dodajmy więc, że był bohaterem “dolce vita” lat 50., cudu gospodarczego lat 60., buntu lat 70., modernizacji lat 80. i globalizacji lat 90. Symbolem wszystkiego, co włoskie: Fiata, Ferrari i Juve. Człowiekiem niejednoznacznym. Szaleńcem, który nigdy nie podnosił głosu. Odpowiedzialnym biznesmenem i pędzącym 200 km na godzinę drogowym piratem. – Zwykle brał udział w całonocnych orgiach, po których modlił się u boku niewyspanej gromadki prostytutek podczas porannej mszy – zdradziła Madame Claude, największa francuska sutenerka lat 60.

Był celebrytą i influencerem, gdy jeszcze nikt tych terminów nie znał. Łamał wszelkie konwenanse. Na co dzień swobodnie czuł się w garniturze i z krawatem założonym do swetra, z zaciśniętym zegarkiem na mankiecie koszuli i swobodnie rozpiętym kołnierzykiem, z mokasynami do eleganckich spodni. W uznanych domach mody zastanawiali się, jak długo Agnelli dobiera swoje stylizacje i kto mu doradza, a on ponoć nie zastanawiał się wcale. Zegarek zapinał na mankiecie, bo tak było mu wygodniej. “Po co szukać go pod rękawem ciasnej koszuli?” – pytał, a po chwili połowa Włochów nosiła go w ten sposób. Przez lata obowiązywała zasada, że kobiety chciały być z Agnellim, a mężczyźni chcieli być Agnellim. 

Szewczenko popełnił katastrofalny błąd. “Nie mam pojęcia, dlaczego podjął taką decyzję”

I choć każdy jego krok był śledzony, pozostawał zagadką. Nawet dla najbliższych przyjaciół, których zawsze chętnie zabawiał i odwiedzał – niekiedy już o piątej nad ranem, bo słynął ze wczesnego wstawania – ale których nigdy nie prosił o pomoc i nie zwierzał się z problemów. Ochroniarzy też nie zatrudniał, chociaż zasadzali się na niego włoscy terroryści, bo “za dużo widzą, a później za dużo mówią”. Miał swoje tajemnice, które dotyczyły głównie romansów. Ukrywał je przed księżniczką Marellą Caracciolo, córką neapolitańskiego księcia, którą poślubił w 1953 r. – Można być bardzo wiernym i złym mężem, tak jak można być niewiernym i bardzo dobrym mężem – mawiał i pewnego razu uwiódł Jacqueline Kennedy, pierwszą damę USA. Nawet na wojnie w Afryce ranny był trzy razy – dwa razy od postrzału, a raz po bójce o kobietę.

Znajomi nie słyszeli też, gdy opłakiwał syna, który rzucił się z mostu, niezaakceptowany przez Gianniego po przejściu na islam i zniszczony przez narkotyki. Nigdy nie opowiedział im o utracie ojca w dzieciństwie i matki w młodości. To go naznaczyło, bo trafił pod skrzydła dziadka, po którym później odziedziczył fortunę. To od niego usłyszał, że ma nazwisko, ale na autorytet musi zapracować. I to on nauczył go zarządzać pieniędzmi. Ale o biznesie z przyjaciółmi raczej też nie rozmawiał. Wolał zabrać ich na stok, zjechać najszybciej i z uśmiechem czekać na dole. Albo znienacka wylądować helikopterem w ich ogrodzie i zaprosić na pokład, a później skakać z niego prosto do morza – ku zdumieniu plażowiczów.

Gianni Agnelli kochał kobiety i piłkarzy. Rozbijał samochody i małżeństwa

Nie wiadomo – czy Gianni Agnelli bardziej kochał kobiety, czy piłkarzy? Czy więcej rozbił samochodów, czy małżeństw? Jego dziadek – Giovanni – w 1899 r. założył fabrykę samochodów FIAT, a 25 lat później część zysków zainwestował w Juventus. Klubem zarządzał jego syn – Edoardo, więc Gianni od dziecka chodził na treningi i mecze. – Juventus jest towarzyszem mojego życia. Zwłaszcza moich emocji: wzruszam się i cieszę, rozczarowuję i frustruję, czuję radość i dumę. Tak silne emocje wywołuje tylko prawdziwa miłość. Wystarczy, że zobaczę zawodników w czarno-białych strojach, a od razu płaczę ze wzruszenia. Czasami zauważam, że prasowy nagłówek zaczyna się od litery “J”, więc od razu myślę o Juventusie – opowiadał. 

Miał zwyczaj dzwonienia do trenerów Juventusu już o piątej nad ranem, by dowiedzieć się, co sądzą o ostatnim meczu, co chcą zmienić przed kolejnym i jaki mają plan na wykorzystanie jego ulubionego piłkarza. – Pamiętam mój pierwszy dzień w klubie. Nastawiłem budzik na siódmą, żeby około ósmej być już w ośrodku treningowym. O szóstej obudził mnie jednak telefon. Dzwonił Agnelli. Zadał kilka kurtuazyjnych pytań i sprawiał wrażenie lekko niezadowolonego, że nie jestem równie rześki jak on. Następnego dnia historia się powtórzyła. Zrozumiałem, że to taki rytuał, do którego muszę się dostosować. Z bólem serca zacząłem więc nastawiać budzik na 5:30 – wspominał Giovanni Trappatonii. 

“To oni mają reprezentację?!”. Maleńkie państwo zadziwia cały kontynent. Wyrzuciło już faworyta

Agnelli uwielbiał zawodników kreatywnych i bezczelnych. Kto grał z gracją, miał w nim kibica. Porównywał Alessandro Del Piero do Pinturicchio, malarza żyjącego na przełomie XV i XVI wieku. W Roberto Baggio widział Rafaela. Gianluca Vialli zasłużył na porównanie do Michała Anioła, a o Zbigniewie Bońku mówił “Bello di notte”. Stwierdził tak na konferencji prasowej. Najpierw wskazał na swojego absolutnie ulubionego piłkarza – Michela Platiniego i powiedział: “To mój najlepszy piłkarz za dnia”, a po chwili odwrócił się w stronę Bońka: “A to najlepszy piłkarz nocą”. Odniósł się do doskonałej gry polskiego piłkarza w najważniejszych meczach i przeciętnej w mniej prestiżowych spotkaniach.

Będąc prezesem Juventusu, co kilka tygodni zapraszał cały zespół do posiadłości na przyjęcia, podczas którego motywował piłkarzy niekończącymi się przemowami, a kolejnych trenerów prosił, by trasa przedmeczowych spacerów prowadziła obok jego domu. Wychodził wtedy przed bramę, pytał piłkarzy o samopoczucie i życzył powodzenia. W przerwie meczów lubił zejść do szatni, by posłuchać, co do powiedzenia ma trener. Nigdy jednak się nie wtrącał. Był obserwatorem. Ciekawskim, pełnym pasji. Nie patrzył wtedy trenerom na ręce, nie oceniał ich warsztatu. Oglądał kulisy tak, jak dzisiaj chętnie robią to kibice w serialu dokumentalnym Amazona “Wszystko albo nic: Juventus”. Przede wszystkim – nie szkodził. W różnych rolach wpływał na klub przez blisko 50 lat, a Juventus zdobył w tym czasie 23 trofea i został zreformowany. Lepszego prezesa od Gianniego Agnellego nie miał już nigdy.

Pasja nie pozwalała mu się zestarzeć

Agnelli nienawidził nudy. Samochodami jeździł tak szybko, że ponoć killer, który miał na niego zlecenie, nie mógł w niego wycelować. Uniknął śmierci, ale spowodował kilka groźnych wypadków. Dwa razy lekarze zastanawiali się nad amputacją jego nogi, ale ostatecznie Agnelli do końca życia zachował obydwie, choć wyraźnie kulał. Ale nawet to nie przeszkadzało mu w jeździe na nartach. Twierdził, że pasja czyni go młodym i nie pozwala przytyć. Gdy po latach spotykał się z byłymi piłkarzami, żartował: “Dlaczego wy wszyscy macie takie odstające brzuchy?”.

Michał ŚwierczewskiPiłkarz Rakowa Częstochowa mógł trafić do MLS. Jego decyzja może dziwić

Włosi widzieli w nim cechy, których doszukiwali się też patrząc w lustro. Był przystojny, inteligentny, szarmancki i miał dar, który pomagał mu w biznesie i z kobietami. Gdy z kimś rozmawiał, osoba ta odnosiła wrażenie, że na świecie nie ma nic ważniejszego od niej.

– Giovanni Agnelli był bohaterem włoskiego życia przez ponad pół wieku – stwierdził były premier Silvio Berlusconi. – Był symbolem wszystkiego, czym byliśmy i czym jesteśmy. Historia Fiata i rodzinny Agnellich splata się z historią Włoch – dodał marszałek włoskiego senatu. – Reprezentował wszystko, co we Włoszech najlepsze: wygląd, przywództwo, zabawę. Był inspiracją dla milionów ludzi. Każdy włoski rząd polegał na jego radzie i wsparciu – uważał biznesmen Lord Hanson, wieloletni przyjaciel Agnelliego. – Miał wpływ na życie nas wszystkich. Bo kto nie całował się pierwszy raz we Fiacie 500? – pytał Berlusconi.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSamolot z europosłami lądował awaryjnie w Düsseldorfie
Następny artykułSpadli do strefy spadkowej i zwolnili trenera