A A+ A++

Pod patronatem naszego serwisu ukazała się książka Piotra Czarneckiego „Reder 44”. Jest to powieść political fiction przedstawiająca alternatywną historię drugiej wojny światowej. Poniżej prezentujemy fragment książki.

Fragment 1

Przebyli już ponad połowę polany i zbliżali się do zagajnika, gdy nagle zza drzew wyłoniło się, niczym duchy, dwóch Niemców z wymierzoną w nich bronią. Był to Reichssicherheitsdienst z psem, patrolujący to wzgórze. Normalnie miał być w tej okolicy za dwadzieścia minut, ale dzisiaj pechowo, nie wiedzieć czemu, znaleźli się tu wcześniej. Reder przystanął i szybko ocenił sytuację. Strażnicy stali z bronią gotową do strzału, równie zaskoczeni spotkaniem co oni. Wielki owczarek niemiecki zaczął warczeć i ujadać w ich kierunku. Szarpiąc i wyrywając się na smyczy, kłapał wielkimi zębiskami.

– Halt – rozkazał stanowczym głosem, unosząc wyżej lufę karabinu, dowódca patrolu. Wielki Niemiec z czerwoną twarzą, małymi i głęboko osadzonymi oczami badał ich przebiegłym i nerwowym wzrokiem. – Co tu robicie? To zamknięta strefa – kontynuował.

– Chyba zabłądziliśmy, szukamy koszar. Dzisiaj przyjechaliśmy, przydzielono nas do ochrony – odparł Reder. – To nasze papiery – dodał, wyciągając przepustkę i kierując się w stronę Niemców.

– Jak to zabłądziliście? Po co schodziliście z drogi między posterunkami? – zadawał kolejne pytania strażnik. Był zaniepokojony sytuacją, a kilku obcych w pilnie strzeżonym miejscu, gdzie nie powinno być nikogo poza patrolami, wzbudziło jego podejrzliwość. Teraz spostrzegł jeszcze zbliżającego się do wszystkich Pieniążka, co dodatkowo go podenerwowało. Podszedł do swojego partnera trzymającego ujadającego psa i ciszej powiedział: – Pilnuj ich, coś mi tu nie gra.

Jego Kompan szeroko rozstawił nogi i jeszcze mocniej zacisnął ręce na broni.

Reder szedł do nich powoli, trzymając w wyciągniętej ręce dokumenty. Przepustki nie są ważne w tej strefie. Niemiec za chwilę ich rozbroi i odprowadzi do dowództwa, gdzie padną ich lewe dokumenty i przykrywka. Postanowił działać szybko i zdecydowanie. Zbliżał się do patrolu z przodu od swojej lewej strony, za nim szedł Sawicki. Przepustka, którą machał, nic im nie da, ale postanowił ją wykorzystać, by zając czymś dowódcę patrolu. Był już metr od nich. Owczarek ujadał niczym cerber, tocząc pianę z pyska, a napięcie potęgowało się wraz ze zmniejszaniem się odległości pomiędzy nimi. Reder specjalnie podszedł tak, że musiał przejść przed strażnikiem z psem, by podać dowódcy dokumenty. Jeszcze krok i stanął przed pierwszym Niemcem, jednocześnie podając dowódcy papiery. Zrobił to tak, że na ułamek sekundy zasłonił idącego za nim Sawickiego. Dowódca skupił się na papierach, odbierając je od porucznika, a drugi Niemiec wychylił się w prawo, żeby spojrzeć na Sawickiego, jakby wyczuwając podstęp. Było już jednak za późno. Sawicki, korzystając z chwilowej zasłony porucznika, błyskawicznie podniósł broń do ramienia, wycelował i w momencie gdy Niemiec wychylił się zza Redera, strzelił dwa razy. Rozległ się trzask zamka karabinu i cichy świst kul wychodzących przez tłumik. Pierwsza kula trafiła Niemca w bark. Druga poszła wyżej, weszła nad okiem, roztrzaskując czaszkę i zalewając resztę twarzy krwią. Trafiony padł jak rażony piorunem, wypuszczając z ręki psa, który niechybnie skoczyłby do gardła porucznika, gdyby nie to, że trafiła go następna szybka seria Sawickiego. Zaskowyczał i padł na ziemię w kałuży krwi. Gdy rozległ się świst strzałów, Reder błyskawicznie przyskoczył do dowódcy patrolu, podbijając jego broń do góry. Jednocześnie drugą ręką dobył nóż, który szybkim ruchem wbił Niemcowi w krtań. Ten, zaskoczony niespodziewanym atakiem przeciwnika, zdążył tylko złapać rękę Redera z nożem wbitym w jego szyję i charcząc głośno, rozpaczliwym ruchem próbował odciągnąć rękę napastnika. Jednak bez skutku. Topiąc się we własnej krwi, dławiąc i dusząc, zdążył jeszcze spojrzeć zrozpaczonym wzrokiem w oczy Redera, jakby błagając o pomoc, po czym upadł. Chwilę jeszcze jego ciałem targały konwulsje, po czym znieruchomiał. Nastała cisza.

Fragment 2

Usłyszał za sobą wybuch i odgłos łamanej stali. Seria pocisków nie dosięgła go, za to trafiła w jeden z motocykli stojących za ciężarówką. Trafiony w zbiornik pojazd błyskawicznie stanął w płomieniach i eksplodował z taką siłą, że podskoczył niemal metr w górę, a kawał urwanej blachy przeleciał dobre dziesięć metrów i wbił się w drzewo tuż obok głowy Mikołaja. Całe to zdarzenie, od wybuchu granatu do eksplozji motocykla, trwało kilka sekund, jednak odniosło skutek i odwróciło uwagę Niemców od tego, co działo się za wartownią. Andrzej wykorzystał bohaterski rajd brata i dobiegł do zbrojowni w momencie, gdy wybuchający BMW-R12 znalazł się z powrotem na ziemi. Stojący przy drzwiach żandarm odwrócił się w jego stronę, dostrzegając zagrożenie. Los Niemców był już jednak przesądzony. Andrzej otworzył ogień, trafiając pierwszego Niemca w głowę i z rozpędem wpadając do środka na zaskoczonych pozostałych. Nie przestając strzelać, puścił serię w strzelca kaemu i drugiego, trzymającego taśmę z pociskami. Pociski rozrywały ich klatki piersiowe, gdy Andrzej poczuł ukłucie i ból pod obojczykiem. Spojrzał w prawo i zobaczył Niemca z wycelowaną w niego dymiącą lufą „karabinu”. Instynktownie pochylił się i skoczył na wroga tuż pod lufą i drugim wylatującym w niego pociskiem. Z impetem wpadł na niego, po czym obaj przewrócili się na podłogę usłaną łuskami od MG-42. Przeciwnik był większy od niego, ale Andrzej był szybszy. Prawą ręką ścisnął karabin i z całej siły uderzył kolbą Niemca w twarz. Ten zalał się krwią, lecz się nie poddawał. Oburącz złapał broń Andrzeja, broniąc się przed drugim uderzeniem. Niemiec, wysoki krępy żandarm, był silniejszy. Ręce niczym wykute ze stali złapały broń i nie chciały puścić. Andrzej próbował wyrwać karabin, ale przeciwnik trzymał mocno broń i jego lewą rękę, powoli przejmując kontrolę nad walką. Po chwilowej próbie sił Niemiec potężnym kopnięciem zrzucił z siebie Andrzeja. Przeturlali się w śmiertelnym uścisku, szczepieni dłońmi na karabinie. Niemiec przygniótł go prawym łokciem, blokując mu ruchy, a lewą sięgał po nóż. Polak próbował zrzucić go z siebie lub chociaż wyswobodzić rękę. Bezskutecznie – karabin dociskał go do ziemi, nie pozwalając na żaden manewr. „To koniec”, pomyślał Andrzej, patrząc w wytrzeszczone oczy Niemca. Z jego zaciśniętej szczęki toczyła się piana, a żyły na skroniach nabrzmiały od uścisku, którym tłamsił swoją ofiarę. Niemiec podniósł rękę z nożem, by zadać cios. Nagle jego głowa eksplodowała, a huk wystrzału wypełnił pomieszczenie. Twarz Andrzeja zalała się krwią napastnika, a śmiertelny uścisk ustąpił. Zrzucił z siebie niedoszłego zabójcę i usiadł zmęczony, ciężko łapiąc oddech. Przetarł rękawem zachlapane krwią oczy. Spojrzał przed siebie i powiedział:

– Lepiej późno niż wcale.

– Daj spokój. Nic ci nie jest? – odpowiedział stojący w drzwiach zbrojowni Mikołaj. Lufa jego broni jeszcze dymiła po wystrzeleniu pocisku, który rozpłatał głowę Niemca. Jego ręce trzęsły się po wydarzeniach ostatnich chwil. Podszedł do Andrzeja, wyciągnął rękę i pomógł mu wstać. Ten wyglądał jak Kuba rozpruwacz po nocnym wypadzie. Cały ubrudzony krwią Niemca, trzymał się za lewe ramię, z którego przez dziurę w mundurze ciurkiem leciała krew.

Dane techniczne

Tytuł: Reder 44
Autor: Piotr Czarnecki
Wydawnictwo: Neptun
Rok wydania: 2020
Okładka: Miękka klejona
Liczba stron: 316
Format: 14,8 cm x 21 cm
ISBN: 978-83-66535-00-8
Strona www: reder44.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPierwszy wiosenny mecz za nami
Następny artykułII Ostrowiecki Bieg „Tropem Wilczym”