A A+ A++

Chińskie media poinformowały o pierwszych dalekomorskich ćwiczeniach śmigłowcowca desantowego Hainan typu 075. Okręt wraz z towarzyszącymi mu jednostkami miał operować na zachodnim Pacyfiku. Niestety na tym kończą się konkrety, a oficjalne komunikaty pozostawiają więcej pytań niż odpowiedzi. Niemniej Marynarka Wojenna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej najwyraźniej osiągnęła kolejny kamień milowy w swojej żmudnej drodze w kierunku budowy zdolności projekcji siły z dala od własnych wybrzeży.

Grupę Hainana tworzyły niszczyciel Hohhot typu 052D, fregata Liuzhou typu 054A i okręt zaopatrzeniowy Chaganhu typu 901. Już na pierwszy rzut oka widać zasadniczą różnicę w stosunku do zespołów desantowych US Navy i Korpusu Piechoty Morskiej, będących zresztą wzorem dla Chińczyków. W skład Marine Expeditionary Unit (MEU) zawsze wchodzą śmigłowcowiec desantowy i uniwersalny okręt desantowy-dok. W chińskiej marynarce wojennej odpowiednikiem jednostek typu San Antonio są okręty desantowe typu 071. Spośród ośmiu jednostek tego typu będących w służbie aż pięć jest przydzielonych do Floty Południowej, w której skład wchodzi również Hainan. W teorii nic nie stoi więc na przeszkodzie, by stworzyć taki zespół.

Pytaniem pozostaje, dlaczego tak nie zrobiono. Odpowiedzi jest kilka. Najbardziej prawdopodobna jest taka, że Hainan jako jednostka prototypowa jest zupełnym novum dla MWChALW. Śmigłowcowiec wszedł do służby niecałe dwa lata temu, w kwietniu 2021 roku, a pełną gotowość operacyjną osiągnął w październiku ubiegłego roku. Krótko mówiąc, chińska marynarka dopiero uczy się obsługiwać i wykorzystywać taki okręt. Admiralicja mogła więc uznać, że jest jeszcze za wcześnie na tworzenie większych, mieszanych zespołów desantowych.

Druga możliwość jest bardziej polityczna. Łatwo wyobrazić sobie, jaki efekt miałoby pojawienie się chińskiej MEU na zachodnim Pacyfiku. W napiętej sytuacji panującej w regionie dzwonki alarmowe rozległyby się jeszcze głośniej. Z drugiej strony Chiny nigdy dotychczas nie miały problemów z demonstracjami siły, nawet wobec Stanów Zjednoczonych; wystarczy wspomnieć ćwiczenia lotniskowca Liaoning w pobliżu Guamu w grudniu ubiegłego roku. Być może jednak w Pekinie uznano, że po ostatniej eskalacji w dwustronnych relacjach w związku z „aferą balonową” lepiej chwilowo nie prowokować dalej Waszyngtonu.

To nie koniec pytań i wątpliwości. Według oficjalnych komunikatów śmigłowcowiec i jego eskorta były w morzu ponad trzydzieści dni i przebyły ponad 9 tysięcy mil morskich. Zespół miał operować na Morzu Południowochińskim i zachodnim Pacyfiku. Nie podano jednak, jak daleko zapuściły się chińskie okręty. Dość szczegółowych informacji na temat ruchów Chińczyków zawsze chętnie udziela japońskie ministerstwo obrony, tym razem jednak panuje cisza. Jest to o tyle zaskakujące, że Morskie Siły Samoobrony uważnie monitorują sytuację w pobliżu Tajwanu i na Morzu Filipińskim, a są to akweny, na które najłatwiej przedostać się z Morza Południowochińskiego.

Czy może to oznaczać, że grupa Hainana nie zapuściła się zbyt głęboko na zachodni Pacyfik? Trudno wyobrazić sobie, żeby pierwszy daleki rejs pierwszego chińskiego śmigłowcowca desantowego nie przykuł bacznej uwagi Japończyków, Tajwańczyków i Amerykanów.

Program ćwiczeń miał być „głęboko zintegrowany” i objąć między innymi lądowanie z użyciem śmigłowców i poduszkowców desantowych. Dużo czasu zamierzano również poświęcić na prowadzone z użyciem ostrej amunicji symulowane intensywne konfrontacje z przeciwnikiem. Oficjalne komunikaty stwierdzają, że celem ćwiczeń było sprawdzenie granic możliwości uzbrojenia i innych systemów pokładowych, a także zoptymalizowanie metod szkolenia i stosowanej taktyki. Takie stawianie sprawy wskazuje na hipotezę o braku gotowości do wystawienia odpowiedników MEU w najbliższym czasie.

Widać również dążenie do tworzenia maksymalnie realistycznych scenariuszy ćwiczeń. Osobną kwestią pozostaje, jak deklaracje płynące z najwyższego szczebla władz wojskowych i partyjnych przekładają się na rzeczywistość, a z tym przez lata był problem. ChALW stara się intensywnymi ćwiczeniami nadrobić brak doświadczeń bojowych – ostatnie walki toczyła pod koniec lat 80. podczas konfliktu granicznego z Wietnamem. Wraz z ochłodzeniem relacji z USA jedyną możliwością weryfikacji przyjętych założeń taktycznych i szkoleniowych w konfrontacji z innymi siłami stały się wspólne manewry z Rosją. Nie najlepsze osiągnięcia rosyjskich sił, zwłaszcza marynarki wojennej, w trakcie wojny przeciw Ukrainie stawiają jednak wartość takich ćwiczeń pod znakiem zapytania.

Można więc śmiało powiedzieć, że chińska marynarka wojenna wykonała istotny krok naprzód, wysyłając śmigłowcowiec desantowy w długi rejs, jednak do pożądanego rezultatu jeszcze długa droga. Chińska admiralicja tego zresztą nie ukrywa; w przeciwieństwie do propagandystów oficerowie zachowują umiar, a nawet skromność w swoich wypowiedziach. Pamiętajmy też, że na Hainanie trzeba będzie przeszkolić i zgrać załogi jego dwóch siostrzanych jednostek, Guanxi i Anhui, które weszły do służby w ubiegłym roku. W przeciwieństwie do US Navy MWChALW nie może jeszcze swobodnie korzystać z obfitej puli doświadczonych załóg licznych okrętów lotniczych będących już w służbie.

To samo dotyczy chińskich lotniskowców. Grudniowy rejs Liaoninga na odległość 340 mil morskich na zachód-północny-zachód od Guamu odbił się szerokim echem, jednak po bliższym przyjrzeniu się sprawie widać, jak dużo jeszcze Chińczycy mają do zrobienia. Takiego rozbioru na części pierwsze ostatnich ćwiczeń z udziałem pierwszego chińskiego lotniskowca dokonał na łamach Proceedings komandor porucznik w stanie spoczynku Michale Dahm.

Skrzydło pokładowe Liaoninga prowadziło w ubiegłym roku intensywne operacje lotnicze, wykonując dużo ponad sto lotów w trakcie każdego rejsu. To rekordowe liczby, jak jednak zwraca uwagę Dahm, po podzieleniu przez liczbę dni, w których prowadzono ćwiczenia ze startami i lądowaniami, okazuje się, że osiągnięto poziom około dwudziestu lotów dziennie. Dla porównania: amerykański rekord to 170 startów w trakcie ośmiu i pół godziny, ustanowiony przez lotniskowiec USS Gerald R. Ford (CVN-78) w roku 2021.

Do tego myśliwce J-15 startują jedynie z lekkim uzbrojeniem w postaci pocisków powietrze–powietrze bliskiego zasięgu albo w ogóle bez podwieszeń. Dahm nie zauważył również wykorzystania rosyjskich zasobników UPAZ-1A umożliwiających uzupełnianie paliwa na zasadzie buddy tanking. Wiadomo, że Chiny kupiły pewną liczbę UPAZ-1A, są nawet zdjęcia dokumentujące ich użycie przez J-15, jednak nie operujące z pokładów lotniskowców. Wyraźnie widać bardzo ostrożne podejście chińskiej admiralicji, dzięki czemu udało się uniknąć utraty samolotów na morzu. Przynajmniej oficjalnie. J-15 ma na koncie sporo katastrof, przez jakiś czas nawet zawieszono jego produkcję. Wszystkie wypadki nastąpiły jednak na lądzie. Z drugiej strony utratę samolotu na pełnym morzu łatwiej zatuszować.

Innym czynnikiem ograniczającym podwieszenia pod J-15 jest konstrukcja Liaoninga i półbliźniaczego Shandonga. Samolot startujący z pomocą skoczni nie może mieć pełnej masy startowej. Trzeba zapomnieć o pełnym zapasie paliwa i zabraniu licznego uzbrojenia. Brak latających cystern dodatkowo ogranicza możliwości bojowe skrzydła pokładowego.

Prowadzi to do pytania, czy decyzja o zakupie od Ukrainy nieukończonego ciężkiego krążownika lotniczego Wariag i dokumentacji Su-33 wyszły chińskiemu programowi lotniskowcowemu na dobre. Konstrukcja sowieckich lotniskowców z Admirałem Kuzniecowem na czele jest oceniana jako z założenia zła i błędna, sami Chińczycy przyznają się do wprowadzenia przeszło tysiąca poprawek do projektu w trakcie dokańczania Liaoninga. Wcześniejsze chińskie prace zmierzały w stronę okrętu wyposażonego w katapulty startowe (CATOBAR). Pierwszą taką jednostką jest dopiero Fujian typu 003, zwodowany w czerwcu ubiegłego roku.

Trudno obecnie oceniać, czy dokończenie Wariaga i budowa Shandonga były stratą czasu i pieniędzy. Faktem jest, że wbrew propagandowemu zadęciu chińska marynarka wojenna traktuje swoje dwa lotniskowce jako jednostki szkolne o ograniczonej wartości bojowej.

Osobną kwestią pozostaje, czy ćwierć wieku temu chiński przemysł lotniczy był zdolny opracować na bazie któregoś z eksploatowanych myśliwców udany samolot pokładowy. Problemy z produkcją i eksploatacją J-15 sugerują, że byłoby to trudne. Natomiast decyzja o budowie lotniskowca CATOBAR z pewnością przyspieszyłaby prace nad pokładowymi samolotami wczesnego ostrzegania i dowodzenia, a także latającymi cysternami. To zaś niewątpliwie pozwoliłoby szybciej stworzyć bardziej efektywne skrzydło pokładowe.

Mimo wszystkich ograniczeń i problemów związanych z wdrażaniem do eksploatacji lotniskowców i śmigłowcowców desantowych Chiny powoli, lecz konsekwentnie podążają naprzód, zmieniając geometrię sił na zachodnim Pacyfiku. Dahm zwraca uwagę, że intensywne ćwiczenia Liaoninga zmusiły japońskie i tajwańskie lotnictwo do nadzorowania przestrzeni powietrznej również od strony otwartego oceanu, a nie tylko, jak do tej pory, od strony kontynentu. Wymusza to większe rozciągnięcie sił i intensywniejsze działania.

Przeczytaj też: Pięć lat – tyle jeszcze potrwa era krążowników w US Navy

星海军事, Creative Commons Attribution 4.0 International

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPracodawcy wolno już badać trzeźwość pracowników. Jak będzie wyglądać kontrola na pracy zdalnej?
Następny artykułПривітання для найрідніших: гарні картинки з 8 березня для мами