Nie da się ukryć, że jego nazwisko znalazło się niespodziewanie na liście powołań do szerokiej kadry na mundial. Ba, na palcach jednej ręki można policzyć ludzi, którzy się tego spodziewali. Pewnie i on sam w to nie do końca wierzył, bo przecież dopiero zaczął stawać na nogi po wielomiesięcznym rozbracie z piłką spowodowanym kolejnym upadkiem na murawę i teraz szuka rytmu na ekstraklasowym poletku. O kim mowa? O Patryku Dziczku.
Patryk Dziczek w szerokiej kadrze na mistrzostwa świata
Moment, który zmienił jego życie
Historia 24-latka pokazuje, jak wiele zwrotów akcji może się wydarzyć w przeciągu kilkunastu miesięcy. Jego kariera stanęła pod znakiem zapytania w lutym 2021 roku. Przebywał wówczas na wypożyczeniu z Lazio do drugoligowej Salernitany. Nagle w meczu z Ascoli upadł na murawę, a następnie jego koledzy z drużyny pilnowali, by nie zadławił się językiem i koszmar nie przerodził się w tragedię. Na boisku pojawiło się duże zamieszanie, atmosfera grozy i czas się niesamowicie dłużył.
W końcu Polak znalazł się w karetce. Zagrożenie opanowane, ale co dalej?
W ten sposób kariera młodego Polaka wyhamowała do zera. Włosi nie chcieli podejmować żadnego ryzyka. Pamiętali o tym, że już w przeszłości zdarzyło się Dziczkowi zasłabnąć na treningu i nie chcieli mieć go na sumieniu. Mijały tygodnie, miesiące, a Dziczek nie grał. Przez długi czas w ogóle nie uprawiał sportu, a następnie przez kilka miesięcy trenował indywidualnie.
Zwłaszcza pierwsze pół roku było dla niego trudne. Jedyną aktywnością fizyczną, na którą mógł sobie pozwolić, były spacery.
Przy jego nazwisku już nie tyle pojawił się znak zapytania, ile ich tuzin. Sytuacja patowa, bo czas uciekał, a z każdym miesiącem furtka z napisem „kariera” zaczęła się coraz bardziej domykać.
A przecież zawodowa piłka nie akceptuje przestojów. Nikt nie może sobie na nie pozwolić.
[SZEROKA KADRA REPREZENTACJI POLSKI NA MUNDIAL]
Pod stałą obserwacją selekcjonera
W pewnym momencie o Dziczku zrobiło się naprawdę cicho, wiele kwestii opierało się na domysłach, dlatego każdy komunikat na jego temat był hiperbolizowany. Pomimo przerwy w życiorysie zawodnika stale interesował się nim Czesław Michniewicz, o czym świadczy jego czerwcowa wypowiedź z programu „Pogadajmy o piłce”:
– Patryk Dziczek poleciał do Kataru spotkania z lekarzem, który odpowiada za całą organizację medyczną na mistrzostwach świata. Pojechał na ostateczne badania. Jest bardzo duża szansa, że ten lekarz wyrazi zgodę i będzie mógł kontynuować karierę. On się bardzo dobrze czuje, nic mu nie jest. Problem jest taki, że nikt nie chce się podpisać. Sugerują, żeby miał taki rozrusznik jak Christian Eriksen – on się wzbrania przed tym, ale mówi, że jeśli będzie trzeba, to on to zrobi. Jeśli będzie potrzeba, bo jedni mówią, że dobrze by było, a inni, że nie trzeba w ogóle.
Dziczek potrzebował zaufania, ludzi, którzy stopniowo przywrócą go do profesjonalnej piłki, ale we Włoszech na tym etapie nie miał już czego szukać. Pod koniec sierpnia Lazio poinformowało o rozstaniu z Dziczkiem, a za moment Piast Gliwice zakomunikował, że związał się z 24-latkiem umową na trzy sezony.
Poszukiwanie rytmu meczowego
Klub znaleziony, więc pierwszy duży krok w kierunku powrotu na właściwe tory został wykonany. Niby nie miał przeciwwskazań do uprawiania sportu, ale po dziś dzień nie wie, co spowodowało upadek feralnego dnia na włoskiej ziemi.
Teraz należało czekać na wprowadzanie Dziczka do gliwickiej drużyny i zbierania przez niego minut. Na początku września wszedł na końcówkę meczu z Miedzią Legnica. Od tego momentu grał już regularnie.
Najpierw Waldemar Fornalik ostrożnie zarządzał jego siłami, ale w trzech ostatnich meczach ligowych Dziczek grał od dechy do dechy. Piast zdobył w nich łącznie jeden punkt.
Gliwicki zespół przegrał z Rakowem i Widzewem oraz zremisował z Pogonią. Postawa jego zespołu od początku sezonu pozostawia wiele do życzenia, więc Polak miał szansę wykazania się na tle drużyny, która znajduje się w letargu. Na tle kolegów spisywał się nieźle, ale trzeba brać poprawkę na to, że poprzeczka została zawieszona tuż nad ziemią, może i lekko w nią wkopana. Dziczek za trzy ostatnie mecze otrzymał od nas następujące noty: 6, 6 i 4. Z Rakowem i Widzewem był najlepszy w swoim zespole, gorzej poszło mu z Pogonią.
W ogólnym rozrachunku w tym sezonie rozegrał 353 minuty w lidze i 120 minut w Pucharze Polski. Wciąż czeka na pierwszego gola, pierwszą asystę, pierwsze kluczowe podanie. Widać, że nie jest jeszcze w optymalnej formie, ale z każdym dniem powinien się rozkręcać.
Nie za szybko?
I tu należy wrócić do sedna i zadać kluczowe pytanie: Czy zasłużył na powołanie? Wydaje się, że selekcjoner chciał wyciągnąć rękę do piłkarza, który w przeszłości stanowił o sile jego młodzieżówki i którego doskonale zna. Zaufanie jest walutą przyszłości i zapewne tym kieruje się Michniewicz, ale kadra to nie fundacja „spełniamy marzenia”.
Nikt nie odbiera Dziczkowi umiejętności i tego, że w przeszłości może jeszcze stanowić o sile reprezentacji — bo kto wie — ale z pewnością jeszcze nie w tym momencie. To chyba zbyt duży skok, jak na ten etap wracania do zawodowego sportu. Jeśli już kiedyś umiałeś jeździć na rowerze, to nawet za dwadzieścia lat będziesz w stanie się szybko na nim odnaleźć, ale to nie znaczy, że powinieneś od razu rzucać się na wyścig w wielkiej pętli, a tak to trochę wygląda w przypadku piłkarza Piasta i to nie on się sam powołał do kadry.
Ciekawa i godna odnotowania jest historia powrotu Dziczka, ale chyba jeszcze zbyt szybko na rozdział pt. „Pierwsza reprezentacja Polski”. Jednak selekcjoner ma do tego prawo, by podejmować nieszablonowe decyzje. Czasem z pozoru abstrakcyjny wybór może okazać się strzałem w dziesiątkę, ale na ten moment widzimy tylko duży zamach przed uderzeniem.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
Fot. Newspix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS