Pasażerka odwołanego lotu do Londynu: Jestem wściekła, że nikt mnie nie poinformował

Córka Marta dzień wcześniej tuż przed pójściem spać weszła na stronę internetową przewoźnika i dowiedziała się, że lot z Gdańska do Londynu jest odwołany. Rząd polski nie wydał w tej sprawie żadnego komunikatu. Od razu złapała za telefon i zadzwoniła do mamy. W taki sposób pani Bernadetta dowiedziała się, że w środę rano nie poleci do Londynu. Na czwartą rano miała zamówioną taksówkę na lotnisko. Włączyła telewizor, ale na kanałach informacyjnych nie było jeszcze mowy o tym, że z Polski nie polecą samoloty do Wielkiej Brytanii, Szwecji i Portugalii. 

„Jestem wściekła, że nikt mnie nie poinformował”

– Przez całą noc nie zmrużyłam oka – opowiada pani Bernadetta w rozmowie z nami. – Od dawna czekałam na ten lot. Miałam zarezerwowany bilet na autobus, ale wycofałam rezerwację, wolałam lecieć samolotem. Polski rząd robi z ludźmi, co chce. Jestem wściekła, że nikt mnie nie poinformował. O wszystkim dowiedziałam się przez przypadek. Jestem starszą, schorowaną osobą, po zawale, z cukrzycą i chorą trzustką, nie mogę się denerwować, a tu taki numer. Kiedyś byłam za PiS-em, ale jak zobaczyłam, co robią z ludźmi w czasie epidemii koronawirusa, poszłam po rozum do głowy. Straszą nas, w moim bloku w Gdyni ludzie nie wychodzą z mieszkań, boją się, w żadnym innym kraju w Europie tak się nie dzieje. Teraz mówię tym, którzy chcą głosować na Andrzeja Dudę, żeby przejrzeli na oczy. To nie jest rząd dobry dla Polski. 

Pani Bernadetta nie rezygnuje z podróży do Londynu. Prywatny przewoźnik ma jeszcze miejsca w autobusie, zabierze ją. Będzie jechać dobę, ale nie ma innego wyjścia. Do końca miesiąca musi opuścić mieszkanie w Gdyni, a nie wiadomo, kiedy samoloty będą mogły polecieć.

– Zadzwonię do pani, jak w końcu dojadę na miejsce – kończy rozmowę ze łzami w oczach. 

“Dlaczego nie polecę? Nikt nie potrafił mi odpowiedzieć”

Mikołaj Zieliński ma 19 lat i skończył właśnie pierwszy rok architektury na Uniwersytecie Oxford w Londynie. Zdał kluczyk do akademika i w nocy z wtorku na środę pojechał na lotnisko Londyn Luton, skąd o godz. 8.30 miał lecieć do Warszawy. Jego lot nie pojawił się na tablicy odlotów. Od spotkanego przypadkiem na opustoszałym lotnisku pracownika dowiedział się, że na 99 proc. nie poleci do Polski. 

O godz. 4 na Luton miały się otworzyć “okienka” Wizzaira, którym Mikołaj miał się dostać do stolicy. 

– “Okienka” otworzyły się godzinę później, ale jedyne czego się dowiedziałem to to, że nie polecę. Dlaczego? Na to pytanie nikt nie był w stanie mi odpowiedzieć – opowiada nam Mikołaj. 

Do akademika nie mógł wrócić. Na szczęście ma rodzinę w Kijowie. Kupił bilet i do stolicy Ukrainy leci w piątek 19 czerwca. Do tego czasu będzie mieszkał w hotelu w Londynie. 

– To pochłonie resztę moich oszczędności. W wakacje będę musiał gdzieś dorobić. Londyn nie jest tanim miastem, jeśli chodzi o wynajem mieszkania czy pokoju w hotelu. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobił, gdybym w piątek nie mógł stąd wylecieć. Mam nadzieję, że tego lotu nikt nie odwoła w ostatniej chwili. No ale nie ma się co nad sobą użalać. Jest jak jest – mówi Mikołaj. 

Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie zakazów w ruchu lotniczym podpisane przez premiera Mateusza Morawieckiego ukazało się wieczorem we wtorek 16 czerwca. 

Rozporządzenie obowiązuje do 30 czerwca. Z jego treścią można się zapoznać TUTAJ

Zgłoś naruszenie/Błąd