“Czy jest tu, do cholery, jakiś normalny warzywniak, gdzie kupię bób i pół kilo ziemniaków?” Nie umiałem pomóc koleżance, która zatrzymała się na Smolnej w centrum Warszawy. Ale może przeoczyłem warzywniak? Ruszam w teren.
Pojechałem do centrum. Idę Marszałkowską od placu Konstytucji w kierunku placu Defilad. Puste witryny, zaklejone starymi gazetami szyby, jedna Żabka, potem następna. Nie, nie o to mi chodzi, chcę owoców i warzyw, ale nie Żabki. Zaczepiam przechodnia wyglądającego na śródmiejskiego lokalsa, pytam, gdzie w okolicy mogę kupić kalafiora. – Najbliżej na Hożej – odpowiada.
Idę więc na Hożą. Faktycznie, jest tam warzywniak znanej i drogiej sieciówki. – A coś tańszego znajdziemy w okolicy? – pytam kobietę, która wraca do domu z pracy. – Nie ma szans, dopiero za Poznańską jest najbliższy warzywniak – słyszę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS