A A+ A++

Bursztynową Komnatę? Nie, Seewerk – tajny kompleks zbrojeniowy w okolicach miejscowości Falkenhagen, 20 km na zachód od Słubic. Lokalizację wybrano celowo ze względu na niewielkie zaludnienie i bliskość ważnych poligonów oraz Berlina, stolicy Rzeszy. Budowę rozpoczęto w 1939 r. od wyburzenia zamku w pobliskiej miejscowości, z którego wież możliwa była obserwacja placu budowy. Pracowało tu 2 tys. robotników. W 1943 r. stał już czteropiętrowy bunkier przystosowany do produkcji gazów bojowych z rozległym systemem wentylacyjnym o wielkości 16,4 tys. m kw. Rozlokowano tam prawie 400 pomieszczeń. Na powierzchni powstało kilkanaście budynków, a koszt budowy całego kompleksu to ponad 100 milionów marek.

Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta

Gaz z Seewerk

Podczas II wojny światowej w kompleksie Seewerk ruszyła produkcja trifluorku chloru. Ten niezwykle toksyczny gaz powstał jako pestycyd w 1929 r. w Wyższej Szkole Technicznej w Breslau, czyli dzisiejszym Wrocławiu. Substancja była na tyle nowa, że nie znano skutecznych środków, by się przed nią bronić. Gaz przeżerał filtry węglowe stosowane w większości masek gazowych. Niemcy planowali produkcję na masową skalę. Tanią, bo koszt kilograma wynosił 100 marek.

Wedle założeń podziemna fabryka miała produkować 90 ton trifluorku miesięcznie. Nic z tego nie wyszło, bo do końca 1944 r. powstało tylko 25 ton. Ze względów bezpieczeństwa gaz składowano głęboko pod ziemią w metalowych pojemnikach. Można było je w razie potrzeby zalać wodą. Nie służyła ona do gaszenia pożaru, ale do obniżenia temperatury mieszaniny. Powyżej 12 stopni ciecz zamieniała się w gaz i mogła ulec samozapłonowi. W tamtym czasie nikt nie wiedział, jak taki pożar ugasić.

Turysta penetrujący

– Obecnie wiadomo, że taki pożar można stłumić za pomocą ciekłego azotu lub helu. Nie wiadomo, jak wyobrażali to sobie Niemcy. To jedna z tajemnic tego miejsca, którą chcemy wkrótce rozwikłać – mówi „Wyborczej” Piotr Kawiak, znany jako Kawiak Jones. Jest miłośnikiem coraz bardziej popularnej turystyki podziemnej, zwanej przez niego penetracyjną. Ma 30 lat. Pochodzi z Zielonej Góry, mieszka w Berlinie. Podróżuje po Polsce, Niemczech i Izraelu. Odkrywa tam ukryte pod powierzchnią miejsca, a następnie zabiera do nich głodnych wrażeń śmiałków. Kawiak współpracuje również z Muzeum Fortyfikacji i Nietoperzy w Pniewie. Są tam największe podziemia fortyfikacyjne na świecie, po których oprowadza. Jego wyprawy można zobaczyć na kanale YT „Kawiak Jones penetruje dziury”.

Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta

Miasto Sowietów

Choć najlepiej czuje się w jaskiniach, to kompleks Seewerk zna jak własną kieszeń. Opowiada nam o losach tego miejsca. Zabójczy trifluorek miał zostać też użyty jako składnik paliwa do rakiet czy napęd do torped. Ze środkiem eksperymentowano również na ludziach. – Testowano go na więźniach obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, co kosztowało życie 750 osób.

– Jeszcze w 1943 r., dosłownie za płotem, rozpoczęto budowę kompleksu przeznaczonego do produkcji sarinu – gazu paralityczno-drgawkowego. Tego kompleksu nie budowali już zwykli robotnicy, tylko więźniowie. Czuwał nad tym morderczy duet IG Farben i Waffen SS – dodaje. Na początku 1945 r. Niemcy opuścili kompleks. Aby uniemożliwić Sowietom zdobycie substancji, całą produkcję zatopiono w Bałtyku lub złożono w jednej z bawarskich kopalń. Sowiecka armia przez rok plądrowała Seewerk, a nieukończony kompleks Sarin przebudowano m.in. na zaplecze techniczne i chlewy. Z fabryki trifluorku chloru zniknęło wszystko, łącznie z kompletnym przyłączem kolejowym.

Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta

Kawiak opowiada, że do 1959 r. nikt nie miał pomysłu na ten kompleks. Dopiero na początku lat 60. wymyślono, że w olbrzymim bunkrze powstanie stanowisko dowodzenia wojsk Układu Warszawskiego o kryptonimie Militarsiedlung nr 1 (Wojskowe Osiedle nr 1). Gruntowna przebudowa obejmowała m.in. zamianę tunelu kolejowego na komory dezynfekcyjne, stworzenie centrum dowodzenia, kwater mieszkalnych oraz biur. W wieżach wentylacyjnych zamontowano filtry, czujniki ostrzegające obsadę bunkra przed promieniowaniem. System wentylacji zamieniono w klimatyzację, a na powierzchni dobudowano kolejne budynki. W podziemiach jednego z nich powstało rzadko spotykane stanowisko szkoleniowe dla podziemnych załóg. Ćwiczono tam w pełnym kombinezonie przeciwchemicznym np. łatanie dziur w rurach w zagazowanych pomieszczeniach z ograniczoną widocznością i podwyższoną temperaturą.

Podczas zimnej wojny ta placówka była na tyle ważna, że obserwował ją amerykański wywiad. Jak wynika z ujawnionych niedawno przez CIA dokumentów, agenci raportowali m.in. o liczbie radzieckich żołnierzy oraz przesyłali szkice kompleksu.

Pod ziemię z przewodnikiem

Do 1989 r. działało tutaj samowystarczalne miasteczko dla setek radzieckich żołnierzy z rodzinami. Funkcjonowały przedszkole, kino, sale sportowe. Gdy upadł ZSRR, aż trzy lata zajęło Sowietom opróżnienie kompleksu i oddanie go Niemcom. W 2001 r. całe osiedle stało się prywatną własnością i jest nią do dzisiaj. W budynkach na powierzchni zorganizowano jedno z największych w Europie pól do ASG i paintballu. Ciągle jednak brakowało pomysłu, co zrobić z bunkrem. Aż do 2019 r., gdy trafił tu Kawiak Jones.

– W środku trudno biegać i strzelać. Trzeba się bardziej skupić na znalezieniu drogi. Współpracuję z właścicielem i organizuję zwiedzanie podziemnego labiryntu. Poznałem go dzięki znajomemu, któremu pomagałem w opracowaniu i sporządzeniu pierwszego planu bunkra od czasów przebudowy. Spędziłem tam setki godzin, czuję się tam jak w domu. Na samodzielne, dzikie zwiedzanie nie ma co liczyć. Teren jest ogrodzony i dobrze strzeżony – zaznacza.

Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta

Grupy składają się maksymalnie z 12 osób. Każdy dostaje maseczkę przeciwpyłową i rękawiczki, jest też objęty ubezpieczeniem. Nie warto zakładać nowych ubrań – fragmenty trzeba przejść na kolanach. Przyda się wygodny dres i bluza z kapturem.

Przygotowano trasy o różnych stopniach trudności. W Seewerk można spędzić nawet cały weekend (więcej na stronie penetrujedziury.pl). Standardowe zwiedzanie trwa ok. 7 godz. – Na trasie ekstremalnej obowiązuje zakaz używania schodów. Poruszamy się tylko po drabinkach i tunelach wentylacyjnych. Niektórzy chwalą się przed startem, że mają świetną orientację w terenie, a godzinę później nie są nawet w stanie powiedzieć, na którym poziomie się znajdują – opowiada.

To unikalne miejsce, właściwie nie było znane do 1992 r. Czy można je porównać z Międzyrzeckim Rejonem Umocnionym? – W Seewerk stawiano obiekty o grubości ścian 3,5 metra, podczas gdy na MRU tylko 1,5 m. Warto dodać, że na MRU była to ochrona przed pociskami i bombardowaniem, a w kompleksie 3,5 m betonu chroniło niebezpieczną zawartość bunkra przed wydostaniem się na powierzchnię. Oba kompleksy znacznie się od siebie różnią, zbudowano je do innych celów. Ale stanowią doskonałą okazję do aktywnego poznawania historii, świetnie się przy tym bawiąc – wyjaśnia Piotr Kawiak.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAlicia Rubio to hiszpańska Kaja Godek. “Kobiety bywają mistrzyniami przemocy psychicznej”
Następny artykułNadpłata a zwolnienie z opłacania składek ZUS – nowe przepisy