A A+ A++

Halina Studniarz-Dreyer, której wystawę „Autoportret w masce” mogliśmy niedawno podziwiać w Galerii „Za Szybą” Miejskiego Ośrodka Kultury, spotkała się również z jej odbiorcami. Opowiedziała im o swojej pracy teatralnej i twórczości artystycznej.

Ekspozycja składała się z masek teatralnych mimów, śpiewaków ludowych z Tuszowa i uczestników ŚDS Roztocze. Prezentowane były również zdjęcia ze spektakli teatralnych, notatki reżyserskie oraz recenzje teatralne.

– Kiedy pani Halina pokazała mi kilka masek i poprosiła o zorganizowanie wystawy, a wtedy pracowałam jeszcze w Domu Żołnierza w Lublinie, uznałam, że jest to dla mnie duże wzywanie. Dzięki temu jednak, nie tylko poznałam autorkę i jej niezwykłą energię, ale także dowiedziałam się wiele o pantomimie, którą pani Halina cały czas próbuje zainteresować szczególnie młodsze pokolenie. Doszłam do wniosku, że maski będą jedynie dodatkiem do wystawy, bo trzeba koniecznie opowiedzieć o życiu artystki, jej dokonaniach i fascynacjach, przedstawieniach, w których brała udział, oraz o tym, jakich zmian w sztuce dokonały przemiany ustrojowe – przedstawiła bohaterkę spotkania Małgorzata Łągiewka, organizatorka lubelskiej wystawy Haliny Studniarz-Dreyer, obecnie nauczycielka plastyki w Szkole Podstawowej nr 7.

Pani Halinie sztuka towarzyszy przez całe życie. Tańczyła w zespole Pieśni i Tańca Ludowego, pracowała w Lubelskim Teatrze Wizji i Ruchu Jerzego Leszczyńskiego (jako mim), założyła i prowadziła grupę Teatr Ruchu Plastycznego, występowała solo z „Magią niebieskiego Pierrota”. Realizowała także autorski program warsztatów pantomimiczno-ruchowych i pracowała w Warsztatach Terapii Zajęciowej w Lublinie. O wielu aspektach swojej kariery zawodowej opowiedziała uczestnikom popołudniowego spotkania, które odbyło się w MOK.

– Teatr Wizji i Ruchu, założony w 1969 roku przez Jurka Leszczyńskiego w Puławach a potem przeniesiony do Lublina, po tej stronie Wisły był jedyny. To była elitarna forma. Jesienią 1981 roku pojechaliśmy na VII Międzynarodowe Spotkania Teatru Otwartego we Wrocławiu. Panowała wówczas przygnębiająca atmosfera, trudna społecznie, ale festiwal, w tej całej biedzie i szarości, udało się zorganizować. Był największy w krajach demokracji ludowej. Zaszczytem było tam wystąpić, a my w ogóle go otwieraliśmy „Malczewskim”. Ten spektakl darzę szczególną sympatią, bardzo mi się podobał, bo całość była niezwykle urodziwa, okraszona patriotyzmem. Wydawałoby się, że zaistniejemy na tym festiwalu, że będą nas podziwiać, ale okazało się, że nie do końca wszystko poszło po naszej myśli. Recenzje nie były zbyt przychylne – wspominała artystka.

Drugą pantominą, o której opowiedziała pani Halina, była „Burza” Szekspira: – Prapremiera odbyła się w 1980 roku, w Munster na Dniach Kultury Polskiej, organizowanych przez Pagart. To było niezwykłe wydarzenie, mogliśmy wyjechać na Zachód. Przyjęto nas owacyjnie. Publiczność tupała w podłogę, co było u nich oznaką, że się podoba. Zbudowało nas to. Premiera lubelska odbyła się pod koniec listopada, w Chatce Żaka. Pojawiła się jedna bardzo dobra recenzja, pana Molika. Druga ukazała się w „Kamenie” i jej autorka trochę nas skrytykowała – kompozycję, choreografię, warsztat. W marcu 1981 roku zagraliśmy „Burzę” w Warszawie w Teatrze Narodowym. My się kłanialiśmy a publiczność krzyczała „szmira, szmira”. Nikomu tego nie życzę. Coś strasznego dla artysty, ale zdarzyło się, nie ma co ukrywać. To fakty.

Halina Studniarz-Dreyer opowiadała również o zdjęciach ze spektakli: „Rzecz o Fauście” (autorstwa nieżyjącego już świdniczanina Tadeusza Brożka; premiera pantomimy miała miejsce w maju 1985 roku i, jak podkreśla pani Halina, pod każdym względem był to szczyt artystyczny Jerzego Leszczyńskiego, a Molik w recenzji napisał: “Teatr Leszczyńskiego poczynił nowy krok…Wszyscy aktorzy tego spektaklu udowadniają, że przez ruch można przekazać myśli”), „Burza” (autorstwa Ireny Jarosińkiej) swoich portretach studyjnych autorstwa Stanisławy Siurawskiej, Janusza Filipczaka i Piotra Bednarskiego, a także o występach organizowanych przez Bałtycką Agencję Artystyczną i swojej grupie Teatr Ruchu Plastycznego.

Nie mogło również zabraknąć opowieści artystki o maskach: – Poza pantomimą i ruchem, ważna była dla mnie charakteryzacja i ta czarna kreska pod okiem, która daje niesamowitą ekspresję. Do tej pory bardzo lubię oglądać filmy o starożytnym Egipcie, bo tam ludzie mieli w ten sposób podkreślone oczy na co dzień. W latach 1995-1997 pracowałam w pierwszych w Lublinie, pionierskich Warsztatach Terapii Zajęciowej przy SOSW nr 1, i tu po raz pierwszy wykonałam uczestnikom WTZ odlewy gipsowe twarzy w kontekście terapii „Jaki jestem? Jaki chciałbym być”, zakończone wystawą w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. Potem były maski karnawałowe z ŚDS Roztocze i białe maski mimów. Te ostatnie i wątek folklorystyczny chciałabym rozbudowywać. Każdy mnie pyta, jak to robię? Cóż, gips na twarz i tyle. Staram się nie powtarzać charakteryzacji, chcę, żeby każda maska była inna. Wycinam oczodoły, bo uważam, że nadają masce życie. Zdradzę państwu, że mam też kolejny pomysł – chciałabym zrobić film pantomimiczny, ale nie w studiu tylko w plenerze. Myślę, że pantomima jeszcze wróci.

aw

Głos Świdnika Halina Studniarz-Dreyer maski MOK Świdnik pantomima Świdnik wystawa

Last modified: 29 października, 2022

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMorawiecki o dostawach węgla: Nikogo nie zostawimy bez opieki
Następny artykułNiemiecki dziennik: Plan ukarania Węgier może zakończyć się fiaskiem