Rynek opon ewoluuje niewiele wolniej niż rynek samochodów. Co prawda zmiany w bieżniku oraz mieszance gumowej, nie są może tak widoczne, jak zmieniony wygląd nowej generacji samochodu, ale to nie znaczy, że w branży oponiarskiej panuje zastój.
O tym, jak ważne są opony, mówi wielokrotnie przytaczany fakt – powierzchnia styku jednej z opony z nawierzchnią odpowiada powierzchni kartki pocztowej. To musi wystarczyć, by samochód odpowiednio przyśpieszał, hamował i skręcał, niezależnie od tego, po jakiej nawierzchni się porusza.
W klimacie umiarkowanym, w jakim przyszło nam żyć, w ciągu roku możemy mieć do czynienia zarówno z upałami, podczas których asfalt nagrzewa się do kilkudziesięciu stopni Celsjusza, jak i z mrozami sięgającymi -20 stopni. Do tego dochodzą zjawiska atmosferyczne – latem mogą pojawić się ulewne deszcze, a zimą możemy spotkać na drodze śnieg, lód, a także błoto pośniegowe.
Jeszcze niedawno wydawało się, że nie da się skonstruować opony, która będzie sobie dobrze radziła w tak zmiennych warunkach atmosferycznych, a do tego będzie cicha i energooszczędna. Stąd zdecydowana większość Polaków decydowała się na zakup dwóch kompletów opon – letnich i zimowych. Różniły się one zarówno bieżnikiem, jak i mieszanką, z której były wykonane. Dzięki temu guma opon zimowych zachowywała elastyczność w niskich temperaturach, a dzięki systemom lameli opony odprowadzały wodę i radziły sobie w głębokim śniegu. Z drugiej strony, taka mieszanka szybko zużywała się w wysokich temperaturach, co więcej – w takich warunkach opony zimowe traciły swoje właściwości i auto mogło łatwiej wpaść w poślizg.
Z kolei mieszanka opon letnich błyskawicznie twardniała w niskich temperaturach, a bieżnik kompletnie nie radził sobie na śniegu. Eksperci podkreślają, że już poniżej 7 stopni opona letnia przestaje prawidłowo pracować. Tyle tylko, że w naszym klimacie często mamy do czynienia z dużymi dobowymi amplitudami temperatur. Wiosną czy jesienią rano może być przymrozek, a w ciągu dnia asfalt może mieć 20 i więcej stopni Celsjusza. I tak źle i tak niedobrze.
Rozwiązaniem tych wszystkich problemów (w tym uciążliwości związanej z koniecznością dwukrotnego w ciągu roku odwiedzenia wulkanizatora) są opony wielosezonowe (całoroczne). Czy jednak są one już tak dobre, by zastąpić klasyczne opony letnie i zimowe?
Od kilku lat Polacy (i nie tylko) coraz chętniej spoglądają w kierunku opon wielosezonowych. Początkowo może niezbyt ufnie, ale w ostatnich latach popularność tego typu ogumienia szybko rośnie.
Przykładem opony wielosezonowej nowej generacji, która trafiła na rynek jesienią 2020 roku, jest Nokian Seasonproof.
Opony te oznaczone są symbolem płatka śniegu (3PMSF) wskazującym ich oficjalne zatwierdzenie do użytku zimą i dostępne w rozmiarach od 14 do 19 cali z indeksami prędkości T (190 km/h), H (210 km/h), V (240 km/h) i W (270 km/h), a więc do wszystkich klas samochodów. Ponadto do SUV-ów przewidziano specjalną odmianę opon ze wzmocnionymi aramidowymi ścianami bocznymi.
W oponach zastosowano koncepcję tzw. Season Sense, dzięki której jazda ma być bezpieczna przez 12 miesięcy w roku. Koncepcja ta łączy w sobie różne specjalne lamele, wzór bieżnika oraz mieszankę gumową. Opony mają znacznie więcej lameli niż typowe opony letnie oraz typowy dla tych opon kierunkowy wzór bieżnika. Ponadto za przyczepność na mokrych nawierzchniach i błocie pośniegowym odpowiadają kanały odprowadzające wodę. Z kolei specjalna, nowa mieszanka gumowa z wysoką zawartością krzemionki ma zapewniać wytrzymałość, przyczepność na mokrej nawierzchni oraz niski opór toczenia.
Za przyczepność na śniegu odpowiedzialne są tzw. “chwytaki śniegowe” zlokalizowane między blokami bieżnika. Wspierane są one przez zlokalizowane blokach wzorki nazwane “Snow Grip Booster”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS