A A+ A++

1 marca 1953 roku więźniowie osadzeni w celach śmierci mokotowskiego więzienia mogli usłyszeć, jak strażnicy wywołują nazwiska oficerów AK – podpułkownika Łukasza Cieplińskiego, majora Adama Lazarowicza, kapitana Franciszka Błażeja, kapitana Józefa Rzepkę, kapitana Józefa Batorego. W grupie wywołanych znalazła się cała IV komenda zrzeszenia Wolność i Niezawisłość – siedem osób. „Egzekucja odbywała się w garażu samochodowym. I tak trochę po bolszewicku był włączany motor samochodu, żeby zagłuszyć ewentualne dźwięki” – wspominał członek podziemia Maciej Jeleń. Wolność i Niezawisłość nie była organizacją zbrojną, choć w jej skład wchodzili byli żołnierze Armii Krajowej. Miała pomagać AK-owcom w powrocie do tzw. normalnego życia. Szybko jednak WiN nabrała wojskowego charakteru, w odpowiedzi na terror komunistycznych służb – zwraca uwagę Piotr Lipiński, autor książki „Siedem kroków do końca”.

Na czele pierwszego zarządu WiN stanął we wrześniu 1945 roku pułkownik Jan Rzepecki. Został aresztowany dwa miesiące później. Do listopada 1947 roku komunistyczne służby rozbiły cztery zarządy organizacji. Na czele czwartego stał podpułkownik Ciepliński, skazany na śmierć i rozstrzelany wiosną 1953 roku. Po aresztowaniu IV komendy ubecy zorientowali się, że w Londynie istnieje Delegatura Zagraniczna WiN stworzona przez ludzi przerzuconych z Polski.

Recenzje listopad-grudzień 2020 Fot.: Materiał prasowy

Piotr Lipiński szczegółowo odtwarza, jak komunistyczne służby krok po kroku przeprowadziły mistyfikację, której nie rozpracowały ani londyńskie struktury podziemia, ani amerykański wywiad. Operacja nadzorowana przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego otrzymała kryptonim „Cezary”. Stworzono fikcyjną organizację, która miała udawać WiN i pozwolić zrealizować dwa cele – przechwycić kontrolę nad pozostającymi w konspiracji, w lasach, oddziałami i przeprowadzić głęboką dezinformację zagranicy. Nie udałoby się, gdyby nie zwerbowany agent – Stefan Sieńko, pseudonim Wiktor, członek rozbitej IV komendy WiN.

Skala operacji była ogromna. Do połowy 1951 roku agenci UB nawiązali kontakt z prawie 130 osobami, przygotowując je na przyszłe rozkazy z V komendy. Sporządzili również listę, na której znalazły się nazwiska dwóch tysięcy ludzi określonych jako wrogowie ustroju. Jednocześnie odgrywali teatr przed Delegaturą Zagraniczną WiN. Lipiński przytacza słowa generała Władysława Pożogi, byłego szefa Służby Wywiadu i Kontrwywiadu MSW, który w jednej z rozmów opisał przedsięwzięcie zorganizowane w ramach tej mistyfikacji. „Delegatura WiN, naciskana przez wywiady anglosaskie, zażądała od WiN dostarczenia namacalnych dowodów siły, jaką reprezentuje. Przeprowadziliśmy swoistą demonstrację naszej potęgi. Wybrano obszerną polanę w dużym kompleksie leśnym województwa białostockiego, przygotowano aktorów – kilka kompanii KBW [Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – red.], i powiadomiono Delegaturę, że oczekujemy jej wysłanników, by przyjęli defiladę naszych winowskich pododdziałów. Zabawa była pierwszorzędna. Chłopcy maszerowali przed zdumionymi wysłannikami Zachodu, nieznajdującymi słów uznania dla wyszkolenia i prezencji naszych oddziałów”.

Prowokacja zasługuje na scenariusz filmowy. UB wysłał na przykład fałszywego kuriera do Delegatury, a gdy wszystko poszło sprawnie, dosłano jeszcze trzech wciągniętych do operacji żołnierzy podziemia, którzy następnie przeszli przeszkolenie wywiadowcze na Zachodzie. Dwóch z nich potem zrzucił nad terytorium Polski amerykański samolot. Zdaniem autora „Siedmiu kroków do końca” ubecy mogli próbować też zwerbować do współpracy aresztowanego „Nila”, generała Augusta Emila Fieldorfa. Niewykluczone, że chcieli uczynić z niego szefa fikcyjnej organizacji. Nie ma co do tego pewności, ale zdaniem Lipińskiego istnieje poszlaka wskazująca na taki zamiar. Generał wyjawił bowiem żonie, że został skazany na śmierć, bo „odmówił współpracy”.

Do końca operacji – czyli do zainscenizowanego oficjalnego ujawnienia się V komendy w grudniu 1952 roku – najważniejszym jej elementem pozostał młody agent Stefan Sieńko. Piotrowi Lipińskiemu udało się z nim spotkać i porozmawiać. Relację z tej rozmowy zamieszcza w książce. Bez Sieńki operacja zapewne spaliłaby na panewce – pisze. Ale jak dodaje, jednocześnie wielu ludzi nie straciłoby życia albo zginęłoby z innego powodu niż operacja „Cezary”. Żaden inny agent UB w historii Polski nie uczynił takiego spustoszenia wśród antykomunistycznej opozycji jak Stefan Sieńko – zwraca uwagę autor „Siedmiu kroków do końca”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŻołnierz w koronkach
Następny artykułSpychalski na celowniku