A A+ A++

Bankierzy centralni na całym świecie regularnie powtarzają frazę o „zakotwiczonych” oczekiwaniach inflacyjnych ludności. Wygląda jednak na to, że w Polsce owe oczekiwania właśnie się „odkotwiczyły”.

Współcześni „władcy pieniądza” lubią mówić, że ważniejsze od samej inflacji są oczekiwania inflacyjne konsumentów i producentów. Bo o ile sama inflacja CPI od czasu do czasu może przekroczyć cel (co ich zdaniem jest dopuszczalne i od czasu do czasu wręcz nieuniknione), to oczekiwania inflacyjne zawsze muszą być „zakotwiczone”. Tłumacząc na polski: konsumenci mają  wierzyć, że na dłuższą metę inflacja cenowa nie będzie trwale zbyt wysoka. W praktyce tylko przez krótki czas będzie przekraczać 3% rocznie.

Ma to o tyle sens, że przecież wartość panującego nam fiducjarnego pieniądza zależy tylko i wyłącznie od wiary w to, że ma on jakąkolwiek wartość. Gdy tej wiary zabraknie, ludzie na potęgę zaczną pozbywać się tych zadrukowanych papierków, wymieniając je na cokolwiek, co ma realną wartość.

Przy rosnących oczekiwaniach inflacyjnych wzrost inflacji cenowej staje się samospełniającą się przepowiednią. Ludzie, spodziewając się znacznie wyższych cen w najbliższej przyszłości, wydają oszczędności, podnosząc popyt konsumpcyjny i sami przyczyniają się do wzrostu cen. Ta spirala inflacyjna może wymknąć się spod kontroli i wtedy mamy do czynienia z hiperinflacją i upadkiem waluty.

W Polsce na razie jesteśmy bardzo odlegli od tego scenariusza. Ale dane o oczekiwaniach inflacyjnych konsumentów wyglądają coraz bardziej niepokojąco. W lutym wskaźnik ten podniósł się z 41,7 pkt. do 42,3 pkt. i osiągnął najwyższą wartość od października 2012 roku. Respondenci doświadczając na własnym portfelu coraz szybciej rosnących cen, tracą wiarę w to, że trend ten zostanie zatrzymany.

Wskaźnik ten przyjmuje wartości od -100 do +100. Wartość dodatnia oznacza przewagę liczebną konsumentów przewidujących wzrost cen konsumenckich (towarów i usług konsumpcyjnych) nad konsumentami przewidującymi ich spadek, natomiast wartość ujemna oznacza przewagę liczebną konsumentów przewidujących spadek cen konsumpcyjnych nad konsumentami przewidującymi ich wzrost.

Z punktu widzenia banku centralnego niezmiernie ważne jest, aby oczekiwania wzrostu inflacji były trzymane w ryzach. Tymczasem obecna Rada Polityki Pieniężnej zadziwia nas biernością, utrzymując stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie i w zasadzie wykluczając jakąkolwiek możliwość ich podniesienia w dającej się przewidzieć przyszłości.

To spora zmiana, ponieważ poprzednie rady, widząc rosnące oczekiwania inflacyjne, zaciskały politykę monetarną, podnosząc stopy procentowe. Zwykle były w tym aspekcie mocno spóźnione, ale nigdy wcześniej tak otwarcie nie ignorowały inflacji CPI wyraźnie i prawdopodobnie trwale przekraczającej cel inflacyjny NBP (2,5% z dopuszczalnym odchyleniem o 1 pkt. proc. w górę i w dół).

Wpływamy więc na nieznane wody z inflacją CPI celującą w 5% przy całkowitej bierności banku centralnego i stopach procentowych na najniższym poziomie w historii. Po roku 2001 inflacja CPI w Polsce ani razu nie przekroczyła 5%. Ale też za każdym razem rosnące oczekiwania inflacyjne były kontrowane podwyżką stóp procentowych. A teraz monetarne strusie z RPP chowają głowy w piasek albo udając, że inflacji nie widzą, albo całą strategię opierając na nadziei, że spadnie ona sama.

Krzysztof Kolany

Źródło:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSkandaliczne słowa doradcy Kidawy-Błońskiej o koronawirusie. Ostra reakcja wiceministra
Następny artykułPorozmawiajmy o książkach