Z nieba do piekła – tak potoczyła się końcówka wyścigu w Melbourne dla ekipy Alpine. Jadący na piątym miejscu Gasly zderzył się z Oconem, również znajdującym się na punktowanej pozycji. Oba A523 rozbite zostały o zewnętrzną ścianę w zakręcie numer 2.
Analizując wznowienie wyścigu, które doprowadziło do katastrofy Alpine, Ocon powiedział:
– To był bardzo chaotyczny restart i generalnie mogłem się zderzyć z jakimkolwiek innym samochodem – uznał Francuz. – Kierowcy wracali spoza toru i Pierre był jednym z nich. Nie mam jednak pretensji.
– Przyszedł do mnie i przeprosił. Jak już powiedziałem, to mógł być ktokolwiek. Nie muszę tego dokładnie komentować. Wszystko było widać. Nigdy nie jest łatwo, gdy masz zimne opony lub zimniejsze niż zwykle.
Ocon nie ukrywał jednak zdenerwowania na innych kierowców, określając ich zachowanie po feralnym restarcie jako samobójcze. Francuz pomylił jednak Nycka de Vriesa z Yukim Tsunodą. To Japończyk brawurowym atakiem po wewnętrznej wywołał trochę zamieszania w „jedynce”.
– Moje opony były gorące. Nie miałem wrażenia, że jest jakoś strasznie ślisko. To co utrudniało, to nisko świecące słońce. Ja nic praktycznie nie widziałem.
– Niektórzy jednak zachowali się jak samobójcy w zakręcie numer 1, na przykład Nyck będący po wewnętrznej. Było bardzo blisko. Oczywiście, w taki sposób można sporo zyskać, ale niektórzy mocno przesadzili.
Z kolei Gasly nie chciał rozwodzić się nad incydentem i ograniczył odpowiedzi na pytania dziennikarzy do pozytywnych aspektów wyścigu w Melbourne.
– Powiem tylko, że nie spodziewaliśmy się dzisiaj walczyć z Ferrari i mieć obok siebie Fernando oraz Lewisa – przyznał Gasly. – Nie oczekiwaliśmy tego, ale czułem się w samochodzie komfortowo. Były to naprawdę pozytywne sygnały.
– Czułem się komfortowo i z każdym wyścigiem sprawy mają się lepiej. Jeśli chodzi o koniec i czerwone flagi, nic nie powiem. Jestem zbyt rozczarowany.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS