A A+ A++

Nudzi mnie, męczy , nie ufam czy wyśpiewuję życiem Miłosierdzie Boże ? – 90 lat od pierwszych Objawień Miłosierdzia Bożego.

          Tak świadomie po raz pierwszy z Koronką do Miłosierdzia Bożego zetknąłem się w lasku Czerneńskim. Było to na początku lat dziewięćdziesiątych. Na zamkniętych rekolekcjach w Karmelu poszliśmy na spacer. Było bardzo ciepło. Delikatny wietrzyk muskał nas po twarzy jakby to zaraz Ruah miał do nas przemówić. Trochę rozmawialiśmy w męskim gronie (przyp. aut. – były to rekolekcje dla mężczyzn). Usiedliśmy na ławeczkach wśród zielonych drzew i krzewów. Miało się wrażenie wszechogarniającego piękna przyrody, które przepełniało nas całych. Jeden z kolegów opowiedział nam wtedy o swoim życiu, w którym uwikłany w narkotyki leżał już na samym dnie rozpaczy. Opowiadał o awanturach w domu, alkoholiźmie taty, o ucieczkach, złym towarzystwie i ćpaniu na umór. O tym jak jego życie wisiało na włosku. I dopiero przyjęcie Miłosierdzia Bożego uratowało mu życie. Zawierzenie Bogu życia oraz terapia w ośrodku katolickim w Katowicach i powierzenie tej wielkiej walki duchowej Bożemu Miłosierdziu dało mu nowe życie. Takie naprawdę i bez zniewolenia tymi strasznymi środkami. Wzruszyła mnie wtedy dogłębnie historia tego kolegi.

         Od tej pory zacząłem się często modlić tą modlitwą. Ugruntowałem ją sobie przez następne kilka lat będąc w krakowskim Duszpasterstwie Dominikańskim Przystani i Beczce. Przepięknie ją śpiewano na pielgrzymkach, ale również w kościele na cotygodniowej Koronce. Niemal mistyczne przeżycia doznawałem, jak 1 listopada śpiewaliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia późnym wieczorem, z duszpasterstwem i Dominikanami, przy ich grobowcu na klimatycznym Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Dominikanie w swych białych habitach z czarnymi płaszczami przypominali takich średniowiecznych templariuszy.

         Nietrudno się zorientować, że sięgnąłem wtedy po lekturę Dzienniczka siostry Faustyny, której w latach trzydziestych poprzedniego stulecia Pan Jezus ukazywał się w Płocku, Wilnie i Krakowie. Niesamowite, że dziewczyna, która skończyła ledwie trzy klasy szkoły podstawowej napisała na wskroś wybitne dzieło teologiczne, będące potem w interpretacyjnym podziwie całego środowiska profesorów teologii (początkowo przez wiele lat Watykan nie wyrażał zgody na szerzenie tego orędzia, z jednej strony czekając na wyraźne znaki z Nieba – cuda i rozszerzanie się kultu na całym świecie oraz ze względu na błędy w pierwszym tłumaczeniu dzienniczka siostry Faustyny). Dzieło, które po samej Biblii stało się najczęściej tłumaczoną książką na świecie we wszystkich niemal językach i narzeczach. Czy ta niesamowita historia może nudzić ? Tylko na pierwszy rzut oka, ktoś nastawiony negatywnie może nie chcieć zgłębić tematu, który stał się przewodnimi myślami kultowych już filmów „Faustyna” i ostatniego przeboju kinowego „Miłość i miłosierdzie”. Ten drugi fabularno – dokumentalny film z 2018 roku z całym aspektem tworzenia nowoczesnych spektakli filmowych wyśmienicie ukazuje tajemnicę Objawienia Miłosierdzia Bożego

           Faustyna to Helenka z Głogowca. Takie nosiła imię świeckie. Początkowo rodzice, a zwłaszcza tata nie chcieli puścić jej do zakonu. Jednak wizja na potańcówce, kiedy prawie dorosła Helena ujrzała Chrystusa w koronie cierniowej broczącego krwią, przemówiła na tyle dosadnie, że nie zastanawiając się więcej wyruszyła w kierunku Warszawy. W klasztorze, jako s. Maria Faustyna, przeżyła trzynaście lat pełniąc obowiązki kucharki, ogrodniczki i furtianki w wielu domach zgromadzenia. Na zewnątrz nic nie zdradzało jej niezwykle bogatego życia mistycznego. Gorliwie spełniała wszystkie prace, wiernie zachowywała reguły zakonne, była skupiona, milcząca, a przy tym naturalna, pełna życzliwej i bezinteresownej miłości. Jej życie, na pozór bardzo zwyczajne, monotonne i szare, kryło w sobie nadzwyczajną głębię zjednoczenia z Bogiem. Faustyna nim doznała wielu łask i poczucia dobrze wypełnionej misji przeżyła w swoim życiu wiele cierpień: nie usłane różami, lecz bardzo pobożne dzieciństwo w wielodzietnej rodzinie, długie niezrozumienie przez rodziców jej powołania, tułanie się od klasztoru do klasztoru, drwiny z jej objawień również przez niektóre siostry, podejrzenie choroby psychicznej mimo pełnej sprawności umysłowej, ciężka praca fizyczna, gruźlica, na którą umiera w klasztorze w Krakowie.

          Jednym z ostatnich fascynujących sytuacji z życia siostry Faustyny jest jej lewiatacja. Również w królewskim mieście kilka dni przed śmiercią, unoszącą się w ekstazie modlitwy nad łóżkiem zauważył siostrę jej spowiednik bł. Ks. Michał Sopoćko:  “Raz widziałem siostrę Faustynę w ekstazie. Było to 2 września 1938 roku gdy ją odwiedzałem w szpitalu na Prądniku i pożegnałem ją, by odjechać do Wilna. Odszedłszy kilkadziesiąt kroków, przypomniało mi się, że przyniosłem jej kilkadziesiąt egzemplarzy wydanych w Krakowie, a ułożonych przez nią modlitw (nowenna, litania i koronka) o Miłosierdziu Bożym, wróciłem natychmiast by je wręczyć. Gdy otworzyłem drzwi do separatki, w której się znajdowała, ujrzałem ją zatopioną w modlitwie w postawie siedzącej, ale prawie unoszącej się nad łóżkiem. Wzrok jej był utkwiony w jakiś przedmiot niewidzialny, źrenice nieco rozszerzone, nie zwróciła uwagi na moje wejście, a ja nie chciałem jej przeszkadzać i zamierzałem się cofnąć; wkrótce jednak ona przyszła do siebie, spostrzegła mnie i przeprosiła, że nie słyszała mego pukania do drzwi, ani wejścia”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowe obostrzenia wchodzą w życie. Nakaz zasłaniania ust i nosa przy pomocy maseczki
Następny artykułŻona Macieja Kota zachwyca w ciąży. Przepiękne zdjęcie