A A+ A++

Wielką prawdę wyraził ten filozof, co orzekł, że historia kołem się toczy. Jeszcze niedawno wydawało się przecież (przynajmniej niektórym), że pewne rzeczy są już nie do powtórzenia, bo ludzie się jednak czegoś nauczyli, a tu – nic z tego. Bo oto porobiło się tak, że wielce pożyteczne znów stało się studiowanie historii przeróżnych ideologicznych szaleństw. Pewnie najlepiej byłoby poczytać coś o chińskiej rewolucji kulturalnej, ale niestety, po polsku wydano na ten temat niewiele, po chińsku mało kto u nas umie, a książki po angielsku są drogie. Tak się jednak składa, że mieliśmy w Polsce własną rewolucję kulturalną, a mam tu na myśli tzw. „stalinizm”. Rewolucja ta zostawiła po sobie masę artefaktów,w tym książek zalegających dziś w antykwariatach czy na internetowych platformach sprzedażowych i szczerze wszystkich namawiam do ich kupowania. No owszem, za co większe rarytasy trzeba wybulić około stówy, ale większość pozycji idzie po kilka, kilkanaście złotych, więc jest to żaden wydatek, a zysk z niego duży. Oczywiście – zysk intelektualny: oto z samego źródła dowiadujemy się skąd wzięły się późniejsze „autorytety moralne” naszej „liberalnej elity”. Dziś są to już co prawda autorytety niemal do szczętu wymarłe, ale ich potomkowie i uczniowie mają się świetnie i dokazują ile wlezie. Sprawdzenie skąd im wyrastają nogi to już wiele, ale to tylko jeden z profitów; poza tym poznajemy chwyty propagandy i mechanizmy ideologicznego sekciarstwa, podobne do tych, które plenią się dziś nagminnie w środowiskach, które lubią się nazywać „liberalnymi”.

I mając za wzór odległe czasy „stalinizmu” pogadamy dziś o tzw. ideologicznych odchyleniach, zaczniemy zaś tak: dawno, dawno temu Roman Werfel, niesłusznie dziś zapomniany, a wielce zasłużony w walce o postęp towarzysz, wydał książkę pt. „Trzy klęski reakcji polskiej” (1951). Klęską pierwszą – według Werfla – było rozbicie powojennego podziemia zbrojnego, klęską drugą rozgromienie Polskiego Stronnictwa Ludowego, zaś klęską trzecią rozprawienie się z odchyleniem „prawicowo-nacjonalistycznym” w szeregach PPR/PZPR. I właśnie tę trzecią próbę kontrrewolucji uznał Werfel za szczególnie perfidną: oto wróg przeniknął do wnętrza obozu postępu… Co prawda nie minęło wiele czasu, a Roman musiał sobie pluć w brodę, że coś takiego napisał, bo oto najpierw umarł Stalin, potem zabito Berię, a następnie do władzy w Polsce doszedł Władysław Gomułka, czyli – jak raz – lider odchylenia „prawicowo-nacjonalistycznego” – wtedy czasy, w których Werfel wydał swoje dzieło nazwano „okresem błędów i wypaczeń”. Jak więc widać – obracając się w towarzystwie wzmożonym ideologicznie człowiek nigdy nie może mieć pewności cy poglądy które dziś są prawilne, jutro nie staną się trefne (i na odwrót). Ale to są uwagi na marginesie, bo – jak wspomniano -nas interesuje tu najbardziej zjawisko tzw. „odchyleń” w ramach którego najwierniejszy nawet towarzysz z dnia na dzień może stać się ideologicznym heretykiem, o ile nie wyczuje tzw. „mądrości etapu”. Reszta towarzyszy rzuca mu się wówczas do gardła i nie ma przebacz…  

Tak się składa, że za „stalinizmu” na na straży świętego ognia ideologii stały często kobiety (zupełnie jak teraz…). Owe ideowe towarzyszki zwano „ciotkami rewolucji”, choć są tacy, co powiadają, że to dowcipne określenie nie pochodzi z epoki, albowiem wykreował je lata później Tadeusz Konwicki w książce „Nowy Świat i okolice” . I tu dajemy dajemy stosowny cytacik:  

„”W latach pięćdziesiątych Polską rządziły ciotki rewolucji. Proszę mnie nie poprawiać. Ja wiem, że w szkołach uczą, iż władzę sprawowali wtedy Bierut, Cyrankiewicz albo Różański. Ale naprawdę wszyscyśmy podlegali bezapelacyjnie ciotkom rewolucji. Były to panie w średnim wieku, ale jeszcze nie stare, choć zdarzały się śród nich i staruchy pamiętające jeszcze Lenina, na ogół niezbyt urodziwe, choć bywały i niebrzydkie, a nawet z pewnymi skromnymi pretensjami męsko-damskimi. Były zazwyczaj czarniawe, przy kości, krótko ostrzyżone, energiczne, zdecydowane w odruchach, rozkochane w marksizmie-leninizmie i fanatycznie oddane władzy ludowej. W większości pochodziły z plutokratycznych domów żydowskich i miały już za sobą pewien staż w przedwojennej partii komunistycznej. Każdy z nas musiał się zetknąć swego czasu z taką działaczką. Siedziały one w gabinetach Komitetu Centralnego, w zakątkach Ministerstwa Bezpieczeństwa, w salkach kolaudacyjnych kinematografii, a także w skromnych pokoikach wydawniczych czy redakcyjnych. Nie wiem, jak inni, ale ja odczuwałem jakiś ożywczy niepokój, kiedy moje drogi skrzyżowały się z drogą takiej towarzyszki dyrektorki czy redaktorki. Wiem, że wielu ludzi uciekało przed nimi jak przed zarazą, ale chyba niesłusznie”. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŁowca planet – teleskop TESS – zakończył podstawowy program swojej misji
Następny artykułDolar w dół, a euro i złoty będą mocniejsze?