Na pomysł nowoczesnej medytacji wpadłem, przekopując bibliotekę Netfliksa. Właśnie wrzucili osiem 20-minutowych odcinków przewodnika po medytacji dla początkujących. Ujęli mnie sloganem reklamowym: „Bądź życzliwy dla swojego umysłu”.
Usiadłem więc wygodnie w fotelu przed laptopem, założyłem słuchawki Bluetooth i włączyłem odtwarzanie. Trochę się wystraszyłem, że te 20 minut medytacji to szmat czasu. Wolę jednak krótsze medytacje. Dotąd wystarczały mi takie około minutowe. Ale co tam, plaster na moje egzystencjalne cierpienie, społeczne odrzucenie i bolączki polityczne musi być duży.
Rozpoczął się film, ruszyły kolorowe animacje, a ciepły głos lektora zapowiadał, co będziemy robić. Dokładnie rzecz biorąc, wszystko, co mówił, sprowadzało się do tego, żeby nie robić nic. Potem zaczął mówić, że nie muszę jechać w Himalaje, żeby pomedytować. To akurat wiedziałem i bez niego.
W końcu głos poprosił, abym się wyciszył, zredukował myśli do jednej, a w końcu i ją wyłączył.
Wyłączałem więc kolejno pracę, pandemię, Jandę zaszczepioną bez kolejki, weto prezydenta, aż została ta jedna jedyna myśl, która pulsowała jak nowojorski neon: „Kolacja!!!”. Tej, za diabła, nie udało się wyłączyć. I wtedy… rozległ się w moich uszach alarmowy komunikat: „Słaba bateria. Naładuj zestaw słuchawkowy”. Cholera jasna! A byłem tak blisko osiągnięcia nirwany. Czym prędzej wymieniłem słuchawki i ponownie wszedłem do rzeki medytacji.
Kojący głos mówił dalej, że medytacja pomoże mi się wyciszyć, poprawi moje stosunki z najbliższymi i że wejdę w inną przestrzeń. Co do dwóch pierwszych, to puściłem je mimo uszu – jestem zbyt wielkim malkontentem, żeby wierzyć w podobne bzdury. Trzecia natomiast wydała mi się całkiem interesująca.
Skupiłem się więc na sobie, szukając obiecanej przestrzeni. Napierałem, szukałem jakichś drzwi w ciemnościach własnej duszy (czy jak to się nazywa), jakiegoś światełka w tunelu, choćby małej rysy w tej pustce. Niestety, nic tam nie było. Żadnej przestrzeni ani myśli, która płynęłaby w tej nicości. Pustka. Po chwili szukanie stało się już tak męczące i irytujące, że wrzasnąłem do laptopa: „Wewnętrzna przestrzeni, no dalej, przybywaj! Nie mam przecież, do cholery, całego dnia!”.
I wtedy nastąpiło olśnienie. Doznałem łaski. Skoro nic w sobie nie znalazłem – żadnej myśli, niczego – to oznacza tylko jedno: osiągnąłem stan idealnej bezmyślności. A przecież o to chodzi w medytacji. Wdzięczny Netfliksowi wyłączyłem laptop i poszedłem za głosem neonu błyskającego przez cały czas w mojej głowie – „Kolacja!”.
Robert Majewski, dyrektor Szkoły Podstawowej w Rogozinie, dyrygent chóru Vox Singers
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS