Tomaszów Mazowiecki jest stosunkowo młodym miastem. Niespełna 200 lat, to nie jest zbyt długa historia, ale mimo wszystko warto pokusić się, by jakoś o ten fragment na “osi czasu” nieco bardziej zadbać. Niedawno (przed pandemią) miałem okazję być w jednym niedużym, aczkolwiek z bogatą historią i licznymi zabytkami miasteczku. Siedząc na ryneczku i popijając kawę zastawiałem się czym ono się różni od Tomaszowa, poza swoją leciwością. Przyglądałem się ludziom, którzy zachowywali się (przynajmniej takie miałem wrażenie) nieco inaczej niż u nas. na czym polegała różnica? Sam do końca nie wiem. Być może w pewnego rodzaju serdeczności, otwartości… a może poczucia, że jest się częścią tego samego otoczenia, historii. Taka lokalna tożsamość. Jesteśmy stąd, czujemy się u siebie. W Tomaszowie tego brakuje. Wiele osób jakby wstydziło się, że stąd pochodzi. I to nie jest styl myślenia, który obecny jest dopiero teraz. Obserwuje to od lat. W sumie nie ma się czemu dziwić. Większość tomaszowian, to dopiero drugie lub trzecie pokolenie, tu mieszkające. Trudno więc mówić o jakimkolwiek poczuciu wspólnoty, głębszym niż wspólna klatka schowa w betonowym blokowisku. Tak naprawdę całą naszą historię moglibyśmy oprzeć o przemysł, bo to przecież on był głównym czynnikiem miastotwórczym, w odróżnieniu od miast z bogatą “średniowieczną” historią, które miały zupełnie inny charakter, oparty na funkcjach obronnych ale przede wszystkim handlowych. Co ciekawe śladów przemysłowej świetności Tomaszowa jest już coraz mniej. Fabryk, już praktycznie nie ma. Ostatnie ruiny przy ulicy za chwilę zagospodaruje deweloper. Pozostało nam jedynie kilka pałacyków i willi, które niegdyś należały do najbogatszych właścicieli fabryk i innych znanych osób. Właściwie wszystkie one niszczeją. Są nieliczne wyjątki, które odżyły w prywatnych rękach, ale można je policzyć używając nie więcej niż 2-3 palców
Zabytkowymi obiektami od lat nie są zainteresowane samorządy. Są one kosztowne w remontach i utrzymaniu. Objęte pieczą konserwatorską stanowią niemałe wyzwanie przy każdej próbie remontu (swoją drogą przepisy obowiązujące doprowadziły do degradacji i w efekcie wyburzeń wielu ciekawych architektonicznie miejsc). brakuje też sensownych pomysłów na ich społeczne wykorzystanie. Zdarzają się oczywiście wyjątki, jak wyremontowana kamienic, należąca niegdyś do rodziny Knothe , a dzisiaj będąca siedzibą Miejskiego Centrum Kultury. Po kilku latach chyba nie pyta już dzisiaj, czy budynek warto było wyremontować. Szkoda, że to w naszych realiach wyjątek potwierdzający regułę.
Chyba najbardziej znanym pałacem fabrykanckim, które jeszcze istnieje jest pałac Maurycego Piecha przy ulicy Barlickiego. Pałac służył przez lata służbie zdrowia, mieszcząc przychodnie i kasę chorych. Po przemianach ustrojowych trafił w prywatne ręce i odtąd stoi nieużytkowany, niszczejąc coraz bardziej z każdym rokiem. Nieruchomość jest niemal w ciągłej ofercie sprzedaży. Kilka lat temu żądano za nią ponad 4 miliony złotych,. Teraz jest tańszy, ale nie na tyle tani, by kupił go sobie przysłowiowy Kowalski. Zresztą co miałby z nim tak naprawdę zrobić?
Niedaleko pałacu znajduje się willa innych fabrykantów – Helpnerów. Od ćwierć wieku w posiadaniu prywatnego przedsiębiorcy, Również nieużytkowana.
Kilka lat temu przestało funkcjonować przedszkole w willi rodziny Landsbergów przy ulicy Konstytucji 3-maja. Obiekt należy do miasta i już kilka razy wystawiony był na sprzedaż. Wątpliwe, by znalazł nabywcę, więc to kolejny niechciany relikt przeszłości. A kiedy przyjrzymy mu się z “lotu ptaka” okazuje się, że wbrew pozorom jest on ciekawie położony i może stanowić przedłużenie Parku miejskiego. Pytanie najważniejsze: jak znaleźć pomysł na jego funkcjonalność. Do tej pory samorząd takiego pomysłu nie miał.
Tuż obok znajduje się kolejny obiekt, w którym do niedawna mieścił się Powiatowy Urząd Pracy. Zabytkowa willa jest własnością samorządu województwa, który zaproponował, że odda go Starostwu Powiatowemu z ogromną bonifikatą. Starosta Węgrzynowski się nie zgodził ze względu na wysoki koszt remontu.
Przez całe lata obiekty zabytkowe funkcjonowały jako przedszkola. Czasy się jednak zmieniają i warunki w jakich powinny przebywać przedszkolaki też. Trudno się dziwić, że są one przenoszone do nowoczesnych obiektów. Pozostają wtedy pustostany bez pomysłu na ich wykorzystanie, Poniżej jedno chyba z ostatnich “zabytkowych” przedszkoli.
Wszystko wskazuje na to, że kolejnym zabytkowym problemem będzie kolejna willa zlokalizowana przy ul. św. Antoniego, gdzie do niedawna mieścił się SANEPID. Zapewne pójdzie pod młotek i oby spotkał ją los pobliskiego budynku Starostwa, który kupił prywatny właściciel, wyremontował i jest użytkowany, ciesząc oczy przechodniów.
Niestety w Polsce obowiązuje już blisko 30 lat trend zbywania odpowiedzialności za dziedzictwo kulturowe. W ten sposób ulega ono stopniowej degradacji. Lokalne samorządy nie uzyskują wsparcia a istniejące przepisy nie zachęcają do inwestowania.
Podobnie rzecz miała się z właścicielami prywatnych kamienic, dla których bardziej opłacalne z czasem (często po kilku latach walki z konserwatorem zabytków) stawało się podpalenie niż ich remontowanie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS