A A+ A++

Układ polskich autostrad i dróg ekspresowych ciężko jeszcze nazwać “siecią”, ale z roku na rok tras szybkiego ruchu przybywa, a już teraz między głównymi miastami kraju można w większości przejechać omijając wąskie “krajówki”. Wciąż jednak zamiast szybkiego, bezpiecznego i płynnego przejazdu mamy kupę nerwów, a ludzie giną w absurdalnych wypadkach. Dlaczego, choć miało być tak pięknie, wciąż nie jest?

Trasy szybkiego ruchu z założenia mają zapewnić możliwość sprawnego pokonania dużych odległości, z pominięciem wjazdu do miast, kolizyjnych skrzyżowań i stania na światłach. Zasady korzystania z nich są generalnie bardzo proste i w teorii, nawet przy dużym ruchu, kierowcy i pasażerowie jadących nimi pojazdów powinni bezproblemowo i bezpiecznie znaleźć się u celu. Jak to wygląda w praktyce na polskich autostradach i ekspresówkach wiedzą wszyscy ci, którzy mają wątpliwą przyjemność jazdy nimi w czasie piątkowego czy niedzielnego szczytu, nie mówiąc o wyjazdach świątecznych. Osobiście chciałbym w tym miejscu wyróżnić odcinek A2 Warszawa-Łódź oraz A4 w okolicach Wrocławia. Walka, nerwy, jazda “na zderzaku”, nagle pojawiające się zatory i nierzadko poważne wypadki, których przyczyny są błahe, a skutki opłakane.

NAS Analytics TAG

Podstawowy problem tkwi niestety w samych kierowcach, a dokładniej w tych, którzy zbyt mocno wzięli sobie do serca nazwę “trasa SZYBKIEGO ruchu”. W ich masowej wyobraźni oznacza to zazwyczaj “do oporu”, niezależnie od gęstości ruchu, pogody i warunków na drodze. Powstają przy tym jakieś sekciarskie wręcz mity i obrzędy dotyczące lewego pasa, jako pradawnej świątyni prędkości, profanowanej przez zawalidrogi, które należy poganiać i tępić. Prawo stanowione, oparte na przemyślanym systemie i wieloletnich doświadczeniach innych krajów swoje, a osobiste prawo polskiego kierowcy swoje.

Prędkość w pięciu smakach

Zacznijmy od prędkości, bo to ona jest tu główną przyczyną sporów, problemów, zmagań i niebezpieczeństw. Na początek moja gorąca prośba, która u wielu czytelników będzie wymagała sporej dozy samokontroli. Uwaga: POMIJAM MITYCZNE NIEMIECKIE AUTOBAHNY ORAZ KIEROWCÓW WOŻĄCYCH POLSKICH POLITYKÓW. To są przypadki skrajne, na podstawie których tworzone są u nas jakieś głupie myślowe precedensy, że skoro oni mogą, to ja też mogę, a wręcz powinienem. Nie, to zupełnie nie tak. Chcąc powołać się na niemiecki przykład, warto poczytać chociażby o ich prędkości zalecanej, ustalaniu winnych w razie kolizji, zakazie wyprzedzania prawą stroną, wysokich mandatach za nieutrzymywanie odstępu a także szerokim systemie szkoleń kierowców. 

Polski limit prędkości na autostradzie dla aut osobowych i motocykli wynosi 140 km/h i jest najwyższy w Europie (wdech – pomijamy Niemcy – wydech…). Tak, mamy pod tym względem najbardziej liberalne prawo w Unii i poza nią. I to jest, obiektywnie, naprawdę duża prędkość! Trzeba przy tym podkreślić, że jest to prędkość dopuszczalna, a nie minimalna, zalecana czy wręcz wymagana. Oznacza to, że możemy się z nią poruszać przy optymalnej widoczności, dobrym stanie nawierzchni oraz w sprzyjających warunkach pogodowych. Jest to również maksymalna prędkość poruszania się lewym pasem w czasie wyprzedzania wolniejszych pojazdów jadących prawym. 

Nie istnieje coś takiego, jak specjalne przepisy dla lewego pasa czy “prędkość lewego pasa”. Wszystkie manewry wykonywane na autostradach muszą zmieścić się w limicie 140 km/h, a na drogach ekspresowych 120 km/h. Oznacza to, że pojazdy jadące lewym z tymi lub niższymi prędkościami, jeśli wyprzedzają inne pojazdy, nie są w żadnym stopniu zawalidrogami, które mają obowiązek błyskawicznie ustępować miejsca szybszym, nadjeżdżającym z tyłu, najlepiej wprost pod koła ciężarówki. 

Różnica prędkości robi różnicę

Chciałbym podkreślić, że w grupie poruszających się wspólnie pojazdów głównym źródłem niebezpiecznych sytuacji jest nie tyle sama prędkość, co różnica prędkości. Autostradowy limit dla ciężarówek wynosi u nas tylko 80 km/h, choć w praktyce większość z nich jedzie 90-100 km/h. Teraz prosta sytuacja – jeśli kierowca osobówki jedzie prawym pasem pomiędzy dwoma TIR-ami i chce rozpocząć manewr wyprzedzania, między nim, a pojazdami lecącymi lewym występuje różnica prędkości na poziomie nawet 60-100 km/h! 

Pod względem ryzyka manewru nie jest to już więc zwykła zmiana pasa. Można to przyrównać do włączania się do ruchu z drogi podporządkowanej. Przy czym jest to jeszcze bardziej niebezpieczne, ponieważ większość aut i motocykli chętniej rozpędza się od zera do setki, niż od setki w górę. Kierowca, który chce zmienić pas musi przy tym obserwować pojazd przed sobą oraz non stop zerkać w lusterko, próbując zgadnąć, z jaką prędkością zbliża się ten na lewym pasie. 

Jadąc więc autostradą szybciej niż 140 km/h w czasie wyprzedzania kolumny pojazdów stwarzamy bardzo realne niebezpieczeństwo dla siebie i dla innych. Można po prostu wpaść na pojazd, który nagle wysunie się z kolumny ciężarówek i co więcej, wcale nie zrobi tego w bezmyślny sposób. Stuprocentowe upewnienie się o możliwości wykonania manewru jest bowiem niemożliwe w towarzystwie pojazdów poruszających się daleko ponad ustalonym limitem. Żeby ktoś nas zauważył, musimy mu na to pozwolić, a prawo jazdy kat. A i B nie daje niestety sprawności obserwacyjnej Terminatora. Dotyczy to zwłaszcza jazdy po zmroku, gdzie same światła są bardzo wątpliwym punktem odniesienia.

Wolniej znaczy szybciej

Limity prędkości na trasach szybkiego ruchu, podobnie jak na wszystkich innych drogach, mają nie tylko zwiększać bezpieczeństwo, ale też upłynniać ruch. Paradoksalnie jadąc wolniej, szybciej docieramy do celu, nie mówiąc o oszczędnościach paliwa płynących z unikania gwałtownych przyśpieszeń i hamowań. 

W praktyce “królowie lewego pasa” wykonują u nas fatalną robotę. Po pierwsze, stwarzają realne zagrożenie, choć ich płytka wyobraźnia i wysokie mniemanie o sobie nie dopuszcza takiej ewentualności. Dotyczy to zwłaszcza dojeżdżania z dużą prędkością do poprzedzającego pojazdu i jazdy na zderzaku. Po drugie, wprowadzają bardzo nerwową atmosferę i niejako wymuszają u innych kierowców nieprzepisową jazdę – nawet u tych, których umiejętności czy stan psychiczny na to nie pozwalają. Po trzecie, zwyczajnie spowalniają ruch. Kierowcy wolniejszych pojazdów, którzy nie mogą przez nich płynnie zmienic pasa, mniej chętnie wracają na prawy, za jednym zamachem wyprzedzając nawet mocno oddalone od siebie ciężarówki. Nie wiadomo przecież, kiedy husaria łaskawie pozwoli im znów wjechać na lewy…

Jazda autostradą, zamiast bezpiecznej i zrelaksowanej, staje się ciągłą walką o przetrwanie. Kierowcy zmuszeni do nieprzerwanej, podwyższonej czujności szybko się męczą i tracą koncentrację. Czy jest to tylko nasz, polski problem? Myślę, że tak, choć jako kierowca nie jeździłem po krajach byłego ZSRR. Za to na szeroko pojętym Zachodzie, patrząc w lusterko nie zastanawiam się, czy mózg mnie oszukuje, czy światła, które sekundę temu były daleko, nie znajdą się za chwilę tuż za mną. Wszelkie manewry mogę zaplanować i wykonać na dużym spokoju, a jadąc np. przez całą Austrię często robię to w towarzystwie tego samego auta czy motocykla, nawet teoretycznie dużo szybszego od mojego. Tam po prostu wiedzą, że płynność jazdy jest kluczowa.

Leć, ale z głową

O ile w temacie limitów prędkości w terenie zabudowanym oraz poza nim, na drogach z ruchem poprzecznym, sąsiedztwem chodników i przejść dla pieszych jestem bardzo restrykcyjny, to autostrady i ekspresówki obiektywnie dają naprawdę duży limit bezpieczeństwa. Jeśli taka trasa rzeczywiście jest zupełnie pusta, jazda 150-200 km/h nie stwarza moim zdaniem większego zagrożenia – mogą być nim ewentualnie przedmioty leżące na jezdni, zwierzęta czy uszkodzenia naszego pojazdu, np. pękająca opona. 

Trzeba przy tym pamiętać, że na d… się siedzi, a głową myśli, nigdy odwrotnie. Na drodze trzeba myśleć o sobie i za siebie oraz o innych i często za innych. Kiedy więc dojeżdżamy do grupy pojazdów, zasady gry gwałtownie się zmieniają. Lewy pas nie jest własnością kierowców, którzy lekceważąc przepisy mają życzenie jechać z dużą prędkością wszędzie i zawsze. Ci którzy tego nie rozumieją, są głównymi autorami koszmaru na polskich autostradach i ekspresówkach. 

Tak, oczywiście, zdarzają się przysłowiowe dziadki w Skodach, które uparcie jadą 70 km/h lewym pasem, mając wolny prawy. Tak, są niedouczeni niedzielni kierowcy, wykonujący nagłe i bardzo egzotyczne manewry. Ich obecność, podobnie jak mitycznych pieszych w czarnych bluzach i z telefonami na pasach, nie stanowi jednak żadnej wymówki. Jest ich wielokrotnie mniej niż tych, którzy uważają 180 km/h za należną im prawem zwyczajowym prędkość podróżną, często z dziećmi w fotelikach, nazywając to w dodatku “męskim stylem jazdy”. Popierdzieliły wam się pojęcia, panowie szlachta…

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTurcja zainwestuje 3,7 miliarda dolarów w produkcję elektrycznego auta
Następny artykuł25 lat Chóru “Fraza”