A A+ A++

Niedawna tragedia w Przewodowie najwyraźniej zelektryzowała niektórych naszych sojuszników. Najciekawsza propozycja wsparcia przyszła zza Odry. Niemiecka minister obrony Christine Lambrecht zadeklarowała najpierw gotowość delegowania samolotów bojowych Eurofighter do obrony naszej przestrzeni powietrznej (z baz w Niemczech), a przedwczoraj – rozmieszczenia w naszym kraju systemów przeciwlotniczych Patriot.

Minister obrony Mariusz Błaszczak poinformował, że przyjął propozycję – przynajmniej w tym zakresie, w którym dotyczy ona Patriotów. Dziś zorganizowano w tej sprawie rozmowę telefoniczną obojga ministrów. Niemieckie wyrzutnie miałyby stacjonować przy granicy z Ukrainą, aby zapobiec dalszemu rozlewaniu się na nasze terytorium rosyjskiej kampanii wymierzonej w ukraińską infrastrukturę elektroenergetyczną.

Z kronikarskiego obowiązku przypomnijmy, że prezes partii rządzącej swego czasu stwierdził: „Nie życzyłbym sobie wojsk niemieckich na polskim terytorium. Przynajmniej siedem pokoleń musi minąć, zanim to będzie dopuszczalne”. To było w 2014 roku. Znając realia naszego kraju, trzeba założyć, że bez zgody Kaczyńskiego Błaszczak nie dałby zielonego światła.

Na razie nie wiadomo, kiedy niemieckie Patrioty mogłyby trafić do Polski (oby nie za sześć pokoleń) ani gdzie dokładnie by je rozmieszczono, nieznany jest nawet rozmiar hipotetycznego kontyngentu. Niemniej realizacja tego przedsięwzięcia wydaje się przesądzona. Najważniejsze, że istnieje obopólna wola polityczna. Niemcy mają dwanaście baterii z pociskami PAC-3 MSE (Missile Segment Enhancement) i PAC-3 CRI (Cost Reduction Initiative). Dwie baterie stacjonują obecnie na Słowacji i mają tam pozostać co najmniej do końca przyszłego roku.

Obecnie w południowo-wschodniej Polsce stacjonują już dwie amerykańskie baterie systemu Patriot. Ich głównym zadaniem jest obrona lotniska Rzeszów-Jasionka, przez które transportowana jest lwia część wsparcia sprzętowego dla walczącej Ukrainy. W Kijowie mają jednak nadzieję, że niemieckie baterie mogłyby bronić czegoś więcej.

– Od samego początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji ukraińskie państwo, ukraiński naród, ukraińska diaspora, wszyscy prosili: chrońcie nasze niebo, zamknijcie niebo – mówił pułkownik Jurij Ihnat, rzecznik dowództwa sił powietrznych Ukrainy. – Dajcie Ukrainie broń, dajcie samoloty. Chcielibyśmy, żeby chociaż na tym odcinku frontu chroniono nasze niebo tymi kompleksami.

Szkopuł oczywiście w tym, że użycie baterii przeciwlotniczych rozstawionych na terytorium NATO-owskim do niszczenia celów w ukraińskiej przestrzeni powietrznej stanowiłoby eskalacją porównywalną z wprowadzeniem strefy zakazu lotów. W praktyce oznaczałoby to włączenie się NATO do wojny – krok, od którego szefostwo polityczne Sojuszu i poszczególne kraje członkowskie od początku kategorycznie się odżegnują. Do tego mówimy o bateriach niemieckich.

Berlin zabierał się do udzielania pomocy Ukrainie trochę jak tuwimowska lokomotywa: „najpierw powoli, jak żółw, ociężale”, ale teraz jesteśmy już chyba na etapie: „i biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej”. Ale nawet rozpędzone Niemcy nie będą chętne do tego, aby rozpocząć działania kinetyczne w wojnie w Ukrainie.

Serwis The War Zone zwraca jednak uwagę na możliwość użycia niemieckich baterii do pomocy Ukrainie bez konieczności odpalania pocisków. Zależnie od tego, gdzie dokładnie rozmieszczono by stacje radiolokacyjne, mogłyby one przekazywać ukraińskiej obronie przeciwlotniczej dane o potencjalnych celach znajdujących się w ukraińskiej przestrzeni powietrznej.

Ukrainie potrzebna jest obecnie każda pomoc w dziedzinie obrony przeciwlotniczej. To zdanie jest wprawdzie truizmem od samego początku wojny, ale w ostatnich tygodniach sytuacja zyskała nowy tragiczny wymiar. Kampania przeciwko infrastrukturze elektroenergetycznej mająca – Rosjanie przyznają to otwarcie – sterroryzować Ukrainę i zmusić jej przywódców do negocjacji staje się coraz bardziej dotkliwa. Wprawdzie istniejąca ukraińska obrona przeciwlotnicza odnosi nieprzeciętne sukcesy w zwalczaniu środków napadu powietrznego, ale przy każdej fali kilkudziesięciu pocisków przynajmniej niektóre (gdzieś w zaświatach Giulio Douhet kiwa głową) zdołają się przedrzeć i sięgnąć celu.

Cała Ukraina szykuje się na trudną zimę. Krajowi grożą wielodniowe blackouty obejmujące znaczne połacie kraju, a na domiar złego oprócz sieci energetycznej nie działają także instalacje ciepłownicze. Tymczasem dziś nad ranem temperatura w Kijowie wynosiła –2 stopnie. We Lwowie termometry pokazały –4. Ci, których na to stać, kupują na własną rękę agregaty prądotwórcze. Planowana jest ewakuacja ludności z niedawno odbitych części obwodów chersońskiego i mikołajowskiego, gdzie infrastruktura jest zbyt zniszczona, aby zapewnić przetrwanie zimy.

Zobacz też: Rumunia kupuje dwie eskadry używanych F-16 z Norwegii

Mark Holloway, Creative Commons Attribution 2.0 Generic

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNasze Miasto: Stanisław Gmitruk nowym wiceprzewodniczącym Sejmiku Województwa Śląskiego. Kim jest polityk PSL?
Następny artykułMŚ 2022: Polska – Meksyk. O przełamanie niechlubnej tradycji