A A+ A++

Ten mecz zapowiadał się jako hit, ale zamiast niego w pierwszym secie zobaczyliśmy deklasację Coco Gauff autorstwa Igi Świątek. Polska tenisistka zagrała bardzo pewnie, a rywalka pomogła jej trochę w odniesieniu szybkiego zwycięstwa, popełniając wiele błędów. Przebudziła się dopiero w drugiej partii, ale zabrakło jej wykończenia. Właściwie wróciły do podziału ról z pierwszych kilku konfrontacji, gdy zawodniczka z Raszyna była jak nauczycielka, a Amerykanka jak uczennica. 

Zobacz wideo
Grupa Azoty Chemik Police bez porażki w Tauronlidze. Iga Wasilewska: Jeszcze mamy rezerwy i szeroką ławkę

xxxx

Iga Świątek i Coco Gauff już odgrywają znaczącą rolę w kobiecym tenisie, choć mają dopiero – odpowiednio – 22 lata i 19. To, że obie będą stanowić ścisłą światową czołówkę, przepowiadano im już przed ich pierwszym pojedynkiem – półfinałem w Rzymie z 2021 roku. Polka zaraz potem zadebiutowała w Top10, Amerykanka zrobiła to niespełna półtora roku później. I choć sukcesy odnosi już od kilku lat (pokazywała się z dobrej strony m.in. w Wielkim Szlemie), to w kolejnych meczach ze Świątek nie miała wiele do powiedzenia. W siedmiu spotkaniach z rzędu z Polką nie była w stanie wygrać nawet seta. Ale trzeba też zaznaczyć, że na tym etapie kariery trzy lata dzielące obie zawodniczki to jeszcze wciąż spora różnica.

W czterech ubiegłorocznych pojedynkach ze Świątek Gauff była drugoplanową postacią. Wydawało się wręcz, że brakuje jej wiary w to, iż może znaleźć sposób na świetnie wówczas dysponowaną Polkę. Podobnie było w dwóch pierwszych z ich konfrontacji w tym sezonie. Długo wyczekiwane przez fanów Amerykanki przełamanie, przy bilansie 0-7, przyszło latem w półfinale w Cincinnati – wygrała wówczas w trzech setach. Po raz kolejny spotkały się niespełna cztery tygodnie temu, w półfinale w Pekinie znów górą była tenisistka Tomasza Wiktorowskiego, która zwyciężyła 6:2, 6:3. Gauff sygnalizowała wówczas problemy z barkiem. W środę zmierzyły się już po raz 10.

– W takim tempie na koniec kariery prawdopodobnie będziemy miały rozegranych między sobą najwięcej meczów w historii – stwierdziła z uśmiechem przed meczem w Cancun urodzona w Delray Beach (niektóre źródła podają, że jako małe dziecko przeniosła się z rodziną do Atlanty, inne – że to tam przyszła na świat) nastolatka.

I nawiązała przy tym do słynnej rywalizacji przed lat Sereny Williams i Marii Szarapowej. Jak na razie jednak – mimo że to ona jest rodaczką tej pierwszej, to Polka zdecydowanie dominuje w ich meczach – jak zdobywczyni 23 tytułów wielkoszlemowych dominowała w spotkaniach z Rosjanką.

Rok temu w Forth Worth Gauff zaliczyła dość brutalne przetarcie w debiutanckim występie w WTA Finals. Przegrała wtedy wszystkie trzy spotkania w dwóch setach. Jednym z nich był pojedynek ze Świątek, który zakończyła wynikiem 3:6, 0:6.

Teraz jednak jest już zupełnie inną zawodniczką. Tego lata błyszczała pełnym blaskiem, wygrywając turnieje w Waszyngtonie, Cincinnati i zdobywając pierwszy w karierze tytuł wielkoszlemowy za sprawą triumfu w US Open. Sukcesy te sprawiły, że stała się trzecią rakietą świata. Z przytupem zaczęła też występ w Cancun, pokonując Ons Jabeur 6:0, 6:1, a z rytmu nie wytrąciła jej nawet przerwa spowodowana deszczem.

Amerykanka rozbudziła więc apetyty i dlatego w trakcie pierwszego seta środowego meczu wiele osób przecierało oczy ze zdumienia. To znów była Gauff z pierwszych kilku spotkań ze Świątek – niepewna, popełniająca wiele prostych błędów, nerwowo reagująca na niepowodzenia. Zupełnie nie pokazywała tenisa, który prezentowała w ostatnich miesiącach.

Chyba nikt przed tym meczem nie spodziewał się, że po 28 minutach będzie już po pierwszym secie, a zakończy się on wynikiem 6:0. Pierwszy gem jeszcze tego nie zapowiadał, bo wtedy nastolatka postraszyła nieco serwującą wiceliderkę listy WTA. Ze stanu 15:40 doprowadziła do równowagi. Zaraz potem jednak miała już duże problemy z własnym podaniem, a symbolem jej gry w tej partii może być moment, w którym posłała w wymianie piłkę w środek siatki.

Pierwszego gema na swoim koncie Amerykanka zapisała dopiero po 37 minutach, przy stanie 1:0 dla Polki w drugiej odsłonie. To była już inna, lepsza wersja 19-latki. Zaczęła grać szybciej, odważniej, ograniczyła pomyłki. Po trzecim gemie Świątek najpierw popisała się ciekawym i skutecznym forhendem znad głowy, ale po chwili już nie miała powodów do radości, bo została przełamana. W ostatniej akcji dobiegła co prawda do skrótu, ale przestrzeliła, przymierzając się do woleja.

Amerykanka poszła za ciosem i wyszła na prowadzenie 3:1. Teraz to ona była stroną dominującą, a Polka – jakby początkowo nieco zaskoczona tym przebudzeniem rywalki – nie była w stanie jej się przeciwstawić. Ale do czasu, bo potem to spotkanie zaczęło wyglądać tak, jak zakładano przed jego rozpoczęciem. Bardzo ważnym momentem był bardzo długi i zacięty szósty gem pełen ciekawych akcji. Przegrywająca 2:3 Świątek miała trzy okazje na “breaka”, ale Gauff, która wcześniej trzy razy traciła przewagę po równowadze, wybrnęła wówczas z opresji. 

Polka pokazała jednak, że co się odwlecze, to nie uciecze. W poniedziałkowym meczu otwarcia z Czeszką Marketą Vondrousovą ze stanu 2:5 wyszła na 6:5, a ostatecznie wygrała 7:6, 6:0. Dwa dni później w drugim secie odrobiła stratę przy stanie 4:4. Wydawało się, że jej rywalka jest na prostej drodze do wyrównania stanu rywalizacji w tym pojedynku, bo po przełamaniu prowadziła 5:4. Ale wtedy dały o sobie znać nerwy i nieumiejętność uporania się z mocnym wiatrem. Zaliczyła wówczas aż cztery z rzędu podwójne błędy i widać było, jak znów ulatuje z niej determinacja, a wraca frustracja. Efektem było rzucenie rakietą o kort. Polka zaś zachowała skupienie i spokój, które pomogły jej zamknąć to spotkanie w dwóch setach.

Statystyki są wręcz brutalne dla Gauff – naliczono jej zaledwie pięć uderzeń wygrywających przy aż 30 niewymuszonych błędach. U Świątek było ich – odpowiednio – 11 i 23. 22-latka zanotowała tym samym 10. w sezonie zwycięstwo nad rywalką z Top10. W ubiegłym roku miała ich 15. Poprzednią zawodniczką, która zaliczyła ich co najmniej 10 w dwóch kolejnych sezonach, była Serena Williams w okresie 2013-14. W całej karierze zaś raszynianka w meczach z takimi przeciwniczkami ma bilans 30-14, za sprawą czego wyrównała wyczyn Moniki Seles. Żadna inna tenisistka przez ostatnie 40 lat nie wygrała 30 razy z takimi rywalkami, potrzebując do tego jedynie 44 spotkania.

Polka, mając na koncie dwa zwycięstwa w Cancun, jest w bardzo komfortowej sytuacji przed ostatnim grupowym spotkaniem. Jest już bardzo blisko awansu do półfinału, a pewna może go być już po drugim środowym meczu, w którym Jabeur zmierzy się z Vondrousovą. Świątek na koniec pierwszego etapu rywalizacji w Cancun czeka jeszcze piątkowy pojedynek z Tunezyjką

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDwa sety w meczu Świątek z Gauff. Demolka w pierwszym, zwrot akcji w drugim