Istnieją dwa słynne obrazy historyczne, przedstawiające wznoszenie flagi. Jest fotografia wykonana 23 lutego 1945 roku przedstawiająca sześciu żołnierzy Korpusu Piechoty Morskiej umieszczających amerykańską flagę na górze Suribachi podczas bitwy o Iwo Jimę. Zdjęcie stało się jednym z najbardziej znaczących oraz rozpoznawalnych obrazów wojny. Uhonorowano je Nagrodą Pulitzera. Jest też słynna fotografia przedstawiająca zatknięcie radzieckiego sztandaru zwycięstwa na Reichstagu wykonana 30 kwietnia 1945 roku.
29 lipca w nocy aktywistki zawiesiły tęczowe flagi na warszawskich pomnikach, m.in. marszałka Piłsudskiego, Wincentego Witosa, Mikołaja Kopernika, Syrenki i Chrystusa sprzed kościoła św. Krzyża. Właściwie zatknęły je – właśnie jak sztandary zwycięstwa.
Zatknięcie flagi to retoryka wojenna. Dlatego uważam, że pomniki zostały wybrane nieprzypadkowo – wytypowano te związane z państwem i z Kościołem, bo to z tych dwóch instytucji w Polsce płynie mnóstwo pogardy i nietolerancji dla osób homoseksualnych, transseksualnych czy też wszystkich, które określają się przez którąś z literek LGBT. I wcale nie miało być ani miło, ani grzecznie. W manifeście grupy, która przeprowadziła akcję, jest przecież napisane: To szturm! To atak!
“Gdy zabierane są nam kolejne prawa, los waży się na szalach władzy.
Niepokoi milczenie polityków – przerażają ich słowa.
Nie będziemy prosić o litość, błagać o szacunek i zrozumienie.
Jesteśmy głosem za małych na to by ich słuchano, za małych by coś powiedzieć.
Uciszanych przez rodziców. Zmęczonych codzienną batalią ze światem.
Oduczyliśmy się grzeczności i narzuconej gry w normalność.
Gdy system chce byśmy skakali w ciemność sami, razem wypowiadamy mu walkę.
Syrenka warszawska ma w dłoni miecz i tarczę.
Ma tęczę i bandanę.
To nasze wezwanie do walki” – czytamy w manifeście.
Ale, ale… Przecież symbole zwycięstwa są zarezerwowane dla patriarchatu – to mężczyźni zdobywają ziemię, zdobywają też kobiety. Gdy więc to kobiety lub mniejszości seksualne zaczynają “coś” zdobywać, gdzieś zatykać swoje sztandary, patriarchat zaczyna czuć lęk. Zagrzmiał więc premier Mateusz Morawiecki i kardynał Kazimierz Nycz.
Czymże jest lęk przed tęczową flagą zatkniętą jak symbol zwycięstwa? Homofobią. A co się robi z lękiem? Racjonalizuje. Ta racjonalizacja polega np. na tym, że się grzmi, potępia, przywołuje paragrafy o pomnikach, odwołuje do martyrologii, a z drugiej strony – tłumaczy się, że to zła droga do porozumienia. W tę narrację weszło wielu publicystów i komentatorów – pouczają środowisko LGBT, że sobie same szkodzi.
Zastanówmy się, komu szkodzi i kogo znieważa tęcza? To neutralny lub wręcz pozytywny symbol. Pouczanie ma jednak długą tradycję. I razem z logiką znajduje się w posiadaniu białych, heteroseksualnych mężczyzn. Ile razy w tej samej retoryce słyszeliśmy np., że feministki same sobie szkodzą? Że kobiety, które walczą o prawa kobiet, szkodzą właśnie tym prawom? To samo będziemy słyszeć o każdej grupie walczącej o równouprawnienie. I zawsze to będzie seksizm, rasizm i homofobia. Bo jeśli ktoś ma problem z tęczową flagą, czy to w oknie sąsiada, czy w restauracji, czy w Kościele, czy na pomniku, to jest to homofobia. I – w mojej opinii – bardzo dobrze, że nikt nie chciał być miły i grzeczny, bo ta akcja zdemaskowała, jak mocno homofobia jest w Polsce obecna.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS