A A+ A++

Temat ekosystemu Zatoki Puckiej wrócił za sprawą senackiej komisji środowiska. Nie zawiedli zaproszeni goście: naukowcy z Morskiego Instytutu Rybackiego, Instytutu Oceanografii PAN, Uniwersytetu Gdańskiego i urzędnicy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.

Resort: “Złowione ryby wyglądają dramatycznie” 

Grzegorz Witkowski, wiceminister żeglugi morskiej, tłumaczył, jak wygląda sytuacja z punktu widzenia “najbardziej poszkodowanych”, czyli rybaków z Jastarni i Helu. – Złowione ryby wyglądają dramatycznie. Bez oczu. Mają po kilkanaście centymetrów długości. Istne kuriozum – referował.

Resort (m.in. po naciskach lokalnej społeczności) zlecił w ubiegłym roku trzyletni monitoring Zatoki Puckiej. Witkowski tonował nastroje: – [Wstępne wyniki – red.] są tożsame z badaniami innych akwenów, np. Rynny Słupskiej czy Głębi Bornholmskiej. Nie jest więc wprost powiedziane, że w Zatoce Puckiej istnieją ekstraordynaryjne powody obumierania dobrostanu rybackiego.

Z kolei grupa mieszkańców położonej nad Zatoką Pucką gminy Kosakowo widzi problem inaczej. Za złą kondycję ryb obwiniają PGNiG. Spółka w okolicy nadmorskiej wsi Mechelinek zrzuca do wody solankę, która powstaje w trakcie budowy podziemnych magazynów na gaz.

Wiceminister wykluczył taką teorię: – Badania nie wykazały tego wprost – oświadczył senackiej komisji.

Naukowcy o rybach Zatoki Puckiej  

– Ze zdziwieniem przeczytałam, że Zatoka Pucka jest w fatalnym stanie. Chyba przez lata badałam coś innego – ironizowała dr hab. Dorota Burska z UG.

Apogeum degradacji tej części Bałtyku nastąpiło w latach 70. i 80., kiedy do wody trafiały niedostatecznie oczyszczone ścieki. Zatoka jest płytka i zamknięta, trudno więc, aby szybko się zregenerowała.

– Nadal w niej występują czynniki niekorzystne dla rybołówstwa komercyjnego, ale swoją przyczynę miały dawno temu. Podjęliśmy działania, które mają poprawić sytuację, ale niestety, środowisko reaguje wolno. Przez wiele lat będą się jeszcze uwalniać z osadów negatywne substancje – tłumaczyła Joanna Szlinder-Richert z MIR.

Instytut od września bada także poziom toksyn w rybach z Zatoki Puckiej. W Senacie ogłosił dobre wiadomości: Ryby spełniają kryteria bezpieczeństwa określone w przepisach prawa żywnościowego.

Podobne wnioski wysunęli naukowcy Uniwersytetu Gdańskiego: – Nie obserwujemy znaczących podwyższeń norm w okolicach zrzutu solanki czy oczyszczalni ścieków w Dębogórzu. Nie znam żadnych badań, które wskazywałyby, na co ryby są chore – mówiła Burska. – Odbudowuje się roślinność, przybywa ichtiofauny. 20 lat temu nie było młodocianych storni [popularnie zwanych flądrami – red.] Dzisiaj jest ich bardzo dużo. Sytuacja nie jest tak dramatyczna.

Turyści zagrożeniem dla środowiska?

Burska większe zagrożenie dla zatoki wiąże z masowym ruchem turystycznym. Wtórowała jej Iwona Pawliczka, szefowa Stacji Morskiej im. Profesora Krzysztofa Skóry Uniwersytetu Gdańskiego w Helu.

– Niestety, presja turystyczna jest niezwykła – alarmuje naukowczyni. – Trzcinowiska są likwidowane, umacnianie brzegów nie służy przyrodzie, nasypuje się kolejne wolne miejsca pod kempingi, bo ludzie przyjeżdżają wyłącznie latem. Nie trafiamy z argumentami, aby odwiedzali [zatokę i Półwysep Helski – red.] jesienią lub wiosną, kiedy wszystko budzi się do życia.

Przez to cierpi m.in. Ryf Mew, czyli naturalna piaszczysta mielizna na środku Zatoki Puckiej między Kuźnicą a Rewą, do której latem podpływają windsurferzy. – Ryf gości ponad 40 gatunków ptaków. Nie wszystkie są lokalne – mówiła Pawliczka. – A człowiek potrafi zdeptać ich siedliska.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDyżury litewskich służb na granicy z Polską w związku z koronawirusem
Następny artykułKampania prezydencka a ochrona danych osobowych przez komitety wyborcze