„Zawsze różne rzeczy mogą się zdarzyć. Natomiast bez wątpienia, gdy patrzy się na sondaże, to PiS ma o 1/4 wyborców mniej niż pokazywały badania tuż przed wyborami (w 2019 roku – red.). Wtedy średnia pokazywała 47 proc. Na rok przed poprzednimi wyborami poparcie wynosiło 43 proc” – mówi z portalem wPolityce.pl prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista od systemów wyborczych.
CZYTAJ TAKŻE: Jarosław Kaczyński: Mamy bardzo realną szansę na utrzymanie władzy. Musimy być zdeterminowani i zmobilizowani
wPolityce.pl: Prezes PiS stwierdził, że szansa na utrzymanie władzy jest bardzo realna, a „paradoksalnie największym wyzwaniem, z którym musimy się zmierzyć, jest brak wiary części naszego środowiska w zwycięstwo”. Jak Pan ocenia szanse Zjednoczonej Prawicy w nadchodzących wyborach?
Prof. Jarosław Flis: Nie jest tak, że wygrana jest obiektywnie niemożliwa. Problemem jest raczej to, co się dzieje przez ostatnie 2,5 roku. To rzecz, która czyni taki scenariusz mniej prawdopodobnym niż bardziej. Więc nie jest to kwestia wiary, a ilości konfliktów, różnych błędów, decyzji, problemów, które się pogłębiają, a nie są rozwiązywane. Jest taki sygnał, miara, która dobrze to pokazuje i nie jest dobrym wróżbitą w tej sprawie. Chodzi o miarę, którą zauważyliśmy w badaniach nad polskimi samorządami, zastanawiając się, czy są jakieś zwiastuny porażki burmistrza. Okazało się, że istotnym wskaźnikiem, zwiastunem jest porównanie, ilu radnych startuje na koniec kadencji z jego komitetu w stosunku do wprowadzonych przez niego do rady na początku kadencji. Jeśli radnych jest tyle samo albo przybywa, to ma duże szanse zwycięstwa. Jeżeli ich ubywa, to sygnał, że coś jest nie tak i prawdopodobnie zwiastuje porażkę. Więc dokładnie jest tak na poziomie sejmowym. Nie ma tyle prób, co na poziomie samorządów, natomiast jeśli popatrzymy na liczebność Platformy w 2011 roku, to była taka jak na początku kadencji. W 2015 roku już zmalała, zaczęło to pękać. Prawo i Sprawiedliwość w 2019 roku miało na listach więcej posłów niż wprowadziło w 2015 roku. Ich klub parlamentarny był na koniec kadencji większy niż na początku. Natomiast w tym momencie jest mniejszy niż na początku. Są rozłamy, pęknięcia, jedni współpracują na chwilę, drudzy odchodzą, wracają itd.
Co jest według Pana główną przyczyną tego stanu rzeczy?
To efekt różnych działań. Najpierw ogłaszano, że Polski Ład, to będzie rewolucja i fantastyczna rzecz. Wyrzuca się Gowina, który poddaje to w wątpliwość, a później okazuje się, że ten program przestaje być sztandarowym projektem. Nie wiem, czy słyszał Pan przez ostatnie pół roku, że Polski Ład jest powodem do chwalenia się. Tak samo z KPO. Ogłaszano to jako przełom i rewelację, a teraz jest problem. Podobnie z reformą sądownictwa. To są tego typu rzeczy podważające wiarę w zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy. Jakby udało się rozwiązać, któryś z tych problemów, to pewnie przekaz byłby bardziej wiarygodny, natomiast obecny bieg spraw dotyczący np. sądownictwa czy Lex Czarnek w tym nie pomaga.
A gdyby udało się uzyskać środki na Krajowy Plan Odbudowy przed wyborami, to szanse Zjednoczonej Prawicy diametralnie się zwiększą?
Wyjście z dołka nie oznacza jeszcze, że jest się górą. Jak mówi porzekadło „pieniądze szczęścia nie dają”. Ale dopowiedziałbym, że mogą je odebrać. Jest tak, że jeśli te pieniądze nie popłyną, to na pewno będzie wielka wtopa. Natomiast jeżeli Polska otrzyma te środki, to będzie efektem na zero. Platforma w 2015 roku nie miała żadnych problemów ze środkami z Unii Europejskiej, a jednak przegrała. Więc to trochę za mało, żeby wygrać.
Rządzący w ciągu ostatnich dwóch lat musieli mierzyć się z pandemią, a teraz wojną na Ukrainie i wynikającą z tego inflacją oraz kryzysem energetycznym. Mimo tego, sondaże pokazują, że rządzący cieszą się poparciem oscylującym w granicach 30-35 proc. Może ta obecna pozycja wyjściowa nie jest taka tragiczna? A przecież decydujący okres kampanii wyborczej jeszcze przed nami.
Zawsze różne rzeczy mogą się zdarzyć. Natomiast bez wątpienia, gdy patrzy się na sondaże, to PiS ma o 1/4 wyborców mniej niż pokazywały badania tuż przed wyborami (w 2019 roku – red.). Wtedy średnia pokazywała 47 proc. Na rok przed poprzednimi wyborami poparcie wynosiło 43 proc. Tak naprawdę kluczowym problem jest fakt, że partia rządząca jest na stole nieprzysiadalnym. Przez te wszystkie lata, także za pomocą przyjaznych sobie mediów mieszała z błotem wszystkich potencjalnych sojuszników i teraz nie ma z kim rozmawiać. Reszta jest dogadana. Jak spojrzymy na to, co się dzieje w sejmikach wojewódzkich, to przez te lata poza dość chwiejnymi i rozpadającymi się Bezpartyjnymi Samorządowcami na Dolny Śląsku, to nigdzie nie udało się zrobić żadnego zorganizowanego wyłomu. Nie mówię o radnym Kałuży (wybranym z list KO na Śląsku – red.), bo to pojedyncza osoba, ale mam na myśli zawarcie porozumienia z jakimś ugrupowaniem w sejmiku. Więc takie poczucie samowystarczalności partii rządzącej i kosmicznej przewagi moralnej, jest pewną barierą, kiedy się słabnie. Podobnie ma Lewica, która opowiada tak, jakby jako jedyna miała receptę na zbawienie świata, tylko jeśli ma się 8 proc. poparcia, to trochę słabo brzmi. Wydaje mi się, że to jest główny problem rządzących.
Na jakie problemy wskazałby Pan jeszcze?
Oczywiście są wewnętrzne konflikty. Mam na myśli komunikację premiera z ministrem Ziobrą czy wicepremierem Sasinem. To jest zupełnie nowy standard. Tego nigdy nie było w Polsce, żeby premier dawał pokaz z jednej strony niechęci, a z drugiej bezsilności względem własnego ministra. Jak był taki poziom napięć pomiędzy SLD a PSL-em, to Miller po prostu wywalił ludowców z koalicji. Wiemy, czym się to skończyło. To nie była strategia zakończona sukcesem, jeśli chodzi o cały obóz. Rozumiem, że nikt nie chce tego powtarzać, ale prawda jest taka, że to istotny problem partii rządzącej. To nie są buldogi walczące pod dywanem, tylko ten dywan poszedł w strzępy. Wszystko odbywa się publicznie. Więc to tutaj jest jakiś problem, który jest pierwszoplanowy i przesądza, że z punktu widzenia działaczy, to nie wygląda różowo. Gdzieś tego zapału, który był cztery lata temu, nie za bardzo widać w sondażach.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Majewski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS