A A+ A++

Taki jest po prostu charakter Donalda Tuska, który upatruje zagrożenia zewsząd, a zwłaszcza we własnych szeregach i będzie robił wszystko, aby zneutralizować Rafała Trzaskowskiego” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl socjolog, prof. Henryk Domański.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Niedzielne wystąpienie Donalda Tuska było oparte na urojeniach i wyobrażeniu Polski, której nie ma

Portal wPolityce.pl: Jakie są pańskie spostrzeżenia po marszu 4 czerwca w Warszawie?

Prof. Henryk Domański: Powoli już nikną, tak samo jak i w opinii społecznej. Myślę, że zadaniem tego marszu, jeśli chodzi o elektorat Platformy Obywatelskiej – bo przede wszystkim o niego chodziło – było wzmocnienie jedności i to się rzeczywiście stało. Marsz ten miał im dostarczyć poczucia siły. Padały podczas niego hasła, mające wzbudzić i podtrzymać nadzieję na zwycięstwo i w moim przekonaniu tak się stało. Zwolenników opozycji było bardzo dużo, widzieli się nawzajem, w związku z tym mogli dojść do wniosku, że warto walczyć.

To było dwa dni temu, wobec tego wątpię, żeby dziś rano sympatycy PO wstawali z myślą, że byliśmy na tym marszu. To, jak sądzę, dotyczy odbioru całego społeczeństwa, że taki marsz się odbył (one się odbywają, nie był to pierwszy taki marsz) w związku z czym Platforma ma jednak społeczne poparcie, aczkolwiek nie zaskakujące – wiadomo przecież jaki odsetek Polaków ją popiera i jest to odsetek dość stabilny, jak wynika z badań. Część z nich stawiła się, co oznacza, że są tam ludzie, którym zależy na zwycięstwie opozycji.

Tutaj docieramy do elektoratu PiS, który zobaczył przeciwnika i który też się zmobilizował w jakiś sposób, ale też nie myśli stale o tym marszu i nie widzi w nim szczególnego zagrożenia. To samo dotyczy także elektoratu najbardziej ciekawego, który jest niezdecydowany na kogo głosować. Mamy więc do czynienia z zanikaniem efektu marszu 4 czerwca w świadomości społecznej, natomiast najbardziej interesujące są konsekwencje dla liderów pozostałych partii opozycyjnych, które wzięły w tym udział. Sądzę, i od początku tak właśnie myślałem, że one się musiały na marszu stawić i rzeczywiście tak się stało. Zwyciężyło tu przeświadczenie, że jeśli tak wielki marsz jest organizowany, to nie wypada nie wziąć w nim udziału i dać się zdominować przez PO i Donalda Tuska. Sam marsz do niczego ich jeszcze nie zobowiązuje, np. do zawiązania wspólnej listy opozycji, czego najprawdopodobniej Donald Tusk nadal oczekuje i taki był zapewne cel tego marszu.

Wobec tego, co powiedział pan o innych partiach opozycyjnych, jaka będzie przyszłość Trzeciej Drogi Kosiniaka-Kamysza i Hołowni? Czy są oni skazani na odegranie roli przystawki Koalicji Obywatelskiej?

Istnieje w polityce światowej nienowa już nazwa pod tytułem Trzecia Droga, natomiast żadnej Trzeciej Drogi nie ma w tym sensie, żeby powstała jakaś partia polityczna na polskiej scenie politycznej, która zaoferowałaby coś nowego. PSL lokuje się na innym biegunie niż Polska 2050, więc to nie jest Trzecia Droga, tylko trzecia i czwarta.

Trudne do zinterpretowania są wyniki uzyskiwane w sondażach przez tę formację, ponieważ mają oni albo 14. albo 9. proc. Każdy z tych wyników można zinterpretować – 9. proc. dlatego, że tak różnorodny ideowo i programowo twór jest nieczytelny dla wyborców, a 14. proc. to wynik efektu nowości na polskiej scenie politycznej. Ponadto, jakoś ten elektorat musi zostać zagospodarowany. Jeżeli prawie 7 proc. wyborców popierało PSL, a 7. proc. Hołownię, to trudno, aby ten elektorat przeszedł nagle do Platformy Obywatelskiej.

Czy uda się Platformie przebić na stałe tę magiczną barierę 30. procent poparcia po tym marszu?

A dlaczego? Mogłoby się to udać, gdyby wydźwięk marszu przemówił do niezdecydowanych, ale raczej nic na to nie wskazuje.

Czy konsolidacja opozycji wokół Donalda Tuska nie jest – paradoksalnie – na rękę PiS, które może uderzać w niego łatwiej niż w innych przedstawicieli opozycji?

Raczej nie jest to ułatwienie. Zjednoczenie się opozycji oznacza poparcie w okolicach 45. procent, czyli więcej niż ma PiS. Co miałoby im być tu na rękę?

Za Donaldem Tuskiem ciągnie się przecież, podsycana przez PiS, opinia złego rządzenia w czasach, gdy był premierem. Więcej jest chyba takich punktów u Tuska, w które można dotkliwie uderzyć niż na przykład u Rafała Trzaskowskiego?

Lepiej uderzać w Tuska i Trzaskowskiego i osobno w Kosiniaka-Kamysza, Czarzastego i Hołownię niż w zjednoczoną opozycję. Można sobie wyobrazić ten efekt za granicą – w końcu się zjednoczyli, coś w polskim społeczeństwie jednak drgnęło i widocznie istnieje zapotrzebowanie społeczne na obalenie tego systemu rządów. Taka na przykład reakcja byłaby dla PiS niezwykle niekorzystna. Poza tym zjednoczenie opozycji oznacza trochę dekompozycji, czyli demobilizację szerokiego poparcia dla partii rządzącej, jakim się w tej chwili cieszy.

Rafał Trzaskowski musi jeszcze poczekać na swoją kolej czy niedługo zdoła zmienić Donalda Tuska w roli lidera Platformy Obywatelskiej?

Nie wiemy, czy kolej Trzaskowskiego w ogóle się wydarzy. Była ona na pewno w 2020 roku, w wyborach prezydenckich. Czy to się powtórzy? Wszystko wskazuje na to, że będzie to niezwykle trudne, gdyż jeśli wtedy się nie udało, to istnieje duże ryzyko, że teraz również się nie powiedzie. Jeśli mówimy tu o wyborach prezydenckich, to wszystko zależy od tego, kogo wystawi Prawo i Sprawiedliwość. Są tu otwarte różne opcje i Trzaskowski znów może przegrać, tym bardziej, że wiele czynników działa na jego niekorzyść.

Sądzę, że również Tusk nic nie będzie robił, by Trzaskowski wygrał – tak, jak to było z Bronisławem Komorowskim. Taki jest po prostu charakter Donalda Tuska, który upatruje zagrożenia zewsząd, a zwłaszcza we własnych szeregach i będzie robił wszystko, aby zneutralizować Rafała Trzaskowskiego. Prezydent stolicy ma wiele atutów „groźnych” więc nie widzę tu czekania na swój moment – na tym zresztą polega dylemat Platformy Obywatelskiej.

Wydaje się, że Donaldowi Tuskowi udało się zmarginalizować również lewicę. Czy w przypadku hipotetycznego zwycięstwa PO w wyborach parlamentarnych zmontowanie szerokiej koalicji, także z udziałem lewicy, będzie możliwe?

W moim przekonaniu Tusk nie musiał lewicy marginalizować, bo ona i tak jest zmarginalizowana, bądź sama się zmarginalizuje. Wiadomo przecież kto za lewicą się kryje – pewne trzy partie, wiadomo jakie. Donald Tusk chciał jednak pozyskać elektorat lewicy. Stworzenie powyborczej koalicji rządowej z lewicą byłoby bardzo ryzykowne dla Platformy Obywatelskiej i nie sądzę, żeby się oni zdecydowali tworzyć gabinet z byłymi komunistami. W końcu Leszek Miller i Włodzimierz Czarzasty dla starszego pokolenia, takiego jak moje, są symbolami dawnego ustroju. To jest pewien znaczący odsetek elektoratu, który by krytycznie podszedł do takiego sojuszu. Nie sądzę, żeby Tusk zdecydował się na ten krok, choć trzeba przyznać, że dla Platformy lewica byłaby najdogodniejszym koalicjantem, zakładając, że Hołownia by na to nie poszedł.

Rozmawiał Paweł Nienałtowski

CZYTAJ TEŻ:

— Dr Żukowski ujawnia trzy kłamstwa Tuska. „Na egzaminie z oceny sytuacji społeczno-politycznej dostałby u mnie jedynkę”

— Terlecki: Żaden marsz nie przekona Polaków, że opozycyjna zbieranina mogłaby stworzyć rząd zdolny do dalszego rozwoju kraju

— Opozycja złapie wiatr w żagle? Maliszewski studzi emocje i przypomina rok 2020: Tak i teraz wygra racjonalna większość

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZastosowania pneumatyki w przemyśle
Następny artykułРосіян просто змило: боєць ЗСУ вперше розкрив втрати РФ через підрив Каховської ГЕС