A A+ A++

”Jest to działanie bardzo zdecydowane, też działanie na poziomie dyplomacji, więc w pewien sposób odważne postawienie się też wobec brytyjskiego systemu ochrony zdrowia, brytyjskiego systemu sądowniczego, a więc Wielkiej Brytanii jako państwu. Moim zdaniem to pokazuje – i to jest bardzo ważny sygnał, bo to jest sygnał, który na arenie międzynarodowej w mojej opinii zostanie odczytany też we wszystkich innych obszarach, to znaczy sygnał, który mówi: Polska jest poważnym państwem, Polska poważnie traktuje swoje prawo i nie pozwoli na łamanie tego prawa w stosunku do swoich obywateli, nawet znajdujących się poza granicami” – ocenia działania rządu ws. Polaka skazanego w Wielkiej Brytanii na eutanazję dr Filip Furman, doktor nauk o zdrowiu, socjolog, Dyrektor Centrum Nauk Społecznych i Bioetyki w Instytucie na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

-Minister Warchoł wystąpił do szefa MS Wielkiej Brytanii o przekazanie Polaka! „Ufam, że wygra cywilizacja życia nad cywilizacją śmierci”

-Wiceminister zdrowia: Jesteśmy gotowi na transport Polaka w śpiączce z Wielkiej Brytanii. Czekamy tylko na sygnał

wPolityce.pl: Polski rząd rozpoczął procedurę sprowadzania do kraju Polaka skazanego na eutanazję w brytyjskim szpitalu. Jak Pan ocenia fakt, iż rząd zatroszczył się o życie tego człowieka, polskiego obywatela? Pod adresem rządu padały bowiem oskarżenia, że wchodzi z butami w delikatną sytuację tego Polaka, pojawiały się też głosy, że żywienie tego człowieka to uporczywa terapia. Jak Pan ocenia tę całą sytuację?

Dr Filip Furman: Po pierwsze moim zdaniem trzeba rząd pochwalić, ponieważ wyszedł bardzo daleko poza takie zwyczajne działania. Nie są to w żaden sposób działania nieuprawnione, ale są w pewien sposób ekstraordynaryjne w tym sensie, że takie sprawy występują rzadko. Jest to działanie bardzo zdecydowane, też działanie na poziomie dyplomacji, więc w pewien sposób odważne postawienie się też wobec brytyjskiego systemu ochrony zdrowia, brytyjskiego systemu sądowniczego, a więc Wielkiej Brytanii jako państwu. Moim zdaniem to pokazuje – i to jest bardzo ważny sygnał, bo to jest sygnał, który na arenie międzynarodowej w mojej opinii zostanie odczytany też we wszystkich innych obszarach, to znaczy sygnał, który mówi: Polska jest poważnym państwem, Polska poważnie traktuje swoje prawo i nie pozwoli na łamanie tego prawa w stosunku do swoich obywateli, nawet znajdujących się poza granicami. To wynika też jasno z art. 36 naszej Konstytucji, który zapewnia Polakom pozostającym poza granicami ochronę państwa polskiego. Po prostu państwo polskie realizuje tu swój konstytucyjny obowiązek. Oczywiście musimy jeszcze teraz zobaczyć, jaka będzie reakcja brytyjska, bo to nie jest jeszcze sprawa zakończona. To nie jest takie oczywiste, że się udało, natomiast rzeczywiście zrobiono bardzo dużo w tej sprawie.

W sprawę zaangażował się nie tylko rząd…

Tutaj wiele podmiotów zrobiło bardzo dużo w tej sprawie. Przede wszystkim prawnicy z brytyjskiego Christian Legal Center, którzy te sprawy prowadzą tam na miejscu, bardzo silne zaangażowanie rodziny – walka sióstr i matki o swojego brata i syna. Czy również nasze zaangażowanie jako Ordo Iuris czyli przede wszystkim wniosek do Komitetu Praw Osób Niepełnosprawnych Organizacji Narodów Zjednoczonych o zbadanie tej sprawy, bo widzieliśmy, że w naszej opinii szereg przepisów Konwencji o Prawach Osób Niepełnosprawnych zostało naruszonych. Przede wszystkim art. 10 mówiący o prawie do życia, art. 15 mówiący o zakazie okrutnego traktowania – bo śmierć przez zagłodzenie trudno inaczej postrzegać. Przechodząc do tej kwestii, o którą pani pytała, czyli że to jest wkraczanie w prywatną sferę, czy też przekraczanie tych granic uporczywej terapii… Przede wszystkim w polskim prawie uporczywa terapia, także w polskiej myśli medycznej, bioetycznej jest jasno zdefiniowana i trudno mówić, że w sytuacji, kiedy człowiek żyje, samodzielnie oddycha, reaguje na bodźce, podawanie mu jedzenia i płynów jest terapią uporczywą – jest po prostu naturalnym elementem opieki nad tym pacjentem. Co więcej, ja bym osobiście powiedział, że samo pojęcie uporczywej terapii ze strony semantycznej jest pojęciem w pewien sposób zafałszowującym rzeczywistość, bo powinniśmy raczej mówić o terapii daremnej. Mając oczywiście to samo na myśli. Terapii daremnej, czyli takiej terapii, która nie przynosi skutków, a przynosi dodatkowe cierpienie. Czy tak jest w tym wypadku? Śmiem wątpić. Ale to nie jest moja opinia, tylko to jest opinia tak naprawdę neurologów zewnętrznych wobec szpitala – zarówno brytyjskiego, jak i polskiego – którzy twierdzą, że nawet przyjmując ten brytyjski paradygmat myślenia, gdzie taka eutanazja poprzez zaniechanie, w pewien sposób bierna eutanazja jest dopuszczalna, to jednak jest za wcześnie, za mało czasu minęło, za mało było diagnostyki, za mało razy ona była robiona, żeby móc rzetelnie ocenić stan pacjenta. W tym sensie tutaj oni sugerują, że w stosunku do innych tego typu stanów, to przejście ze stanu wegetatywnego do stanu minimalnej świadomości nastąpiło relatywnie szybko. To nie oznacza pewności, że ta regeneracja będzie dalej postępować, natomiast oznacza z pewnością, że tą sprawę trzeba dłużej zbadać. To po pierwsze.

Myślę też, że odchodzący Rzecznik Praw Obywatelskich, chociaż z wieloma jego działaniami i wypowiedziami w trakcie kadencji bym się nie zgadzał, dosyć rozsądnie wypowiedział się w ostatnich dniach, mówiąc też o pewnego rodzaju różnicach kulturowych, które powinniśmy zrozumieć. Rzeczywiście – ja bym tę myśl rozwinął. My jesteśmy krajem, który chroni życie, który na serio traktuje europejskie wartości, który przede wszystkim wciąż o nich pamięta. Bardzo wiele krajów Europy, nawet krajów dużym dziedzictwem kulturowym, także z bardzo dobrze rozwiniętą opieką zdrowotną, odjechało od tego rdzenia, na który składa się prawo rzymskie, filozofia grecka czy etyka chrześcijańska. Tutaj zarówno etyka chrześcijańska, ale nie tylko, bo i filozofia grecka moim zdaniem w przysiędze Hipokratesa tę sytuację rozstrzyga – sama treść przysięgi Hipokratesa mówi, że „nigdy nikomu, nawet na żądanie nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nie będę jej doradzał”. Tu nie mamy czynnej eutanazji, ale w mojej opinii mamy sytuację jasną – to są działania intencjonalnie prowadzące do śmierci pacjenta. Nawiasem mówiąc, moim zdaniem to, że my zajmujemy się – tak jak na przykład klinika „Budzik”, prof. Maksymowicz – w Polsce tego typu stanami, to jest tak naprawdę szansą na rozwój pewnej innowacyjnej ścieżki opieki zdrowotnej, która gdzie indziej na świecie, zwłaszcza w świecie zachodnim już została zaniedbana i pewnie będzie dalej zaniedbywana. Oczywiście, że nie wszystkich, ale część pacjentów z takich stanów da się wyprowadzić do normalnego życia i u nas to się robi. Na Zachodzie wszedł już paradygmat eutanatystyczny, w związku z tym ich lekarze nie będą tego potrafili. Przewiduję, że w ciągu 5-10 lat oni będą musieli przyjeżdżać do nas uczyć się, jak takich pacjentów leczyć i jak doprowadzać ich z powrotem do normalnego życia, jak ich uruchamiać, ponieważ to po prostu u nich zaniknie, podobnie prawdopodobnie jak z operacjami prenatalnymi – wszelkie problemy mogą tam być rozwiązane po prostu aborcyjnym zabiciem dziecka.

Konkludując, ani tego konkretnego przypadku nie nazwałbym uporczywą terapią, bo nie mamy tutaj mowy o tzw. śmierci mózgu, nie mamy nawet mowy o stanie wegetatywnym, tylko o stanie minimalnej świadomości. To jest bardzo ważne rozróżnienie. To nie jest tak, jak wiele osób przeciwnych interwencji rządu może sobie wyobrażać, że jest pacjent podłączony pod respirator, maszyna za niego oddycha, maszyna za niego pracuje i tylko dlatego on żyje. Taka sytuacja nie ma miejsca, pacjent oddycha samodzielnie, reaguje na  bodźce z otoczenia i jak wysoki jest to stan świadomości, pozostaje do oceny specjalistów, która jednak wymaga dłuższego czasu.

Zastanawia mnie determinacja, z jaką Brytyjczycy chcą uśmiercić tego Polaka. Pan powiedział o różnicach kulturowych, ale czy rzeczywiście chodzi tu tylko o różnice kulturowe, czy też o zwykły utylitaryzm, żeby w sposób bezwzględny przeznaczyć tego człowieka na dawcę organów? Jakie są Pana doświadczenia z podejściem krajów Zachodu do kwestii transplantacji?

Tutaj wyraźnie ta indywidualność jako taka zanikła. Często mówimy o sporze pomiędzy podejściem socjalnym, a podejściem liberalnym. Moim zdaniem oba te pojęcia są w pewien sposób błędne, bo człowiek jest sam sobą, ale człowiek jest też istotą społeczną. Nie oznacza to, tak jak wiele osób by chciało to widzieć, że jest częścią jakiegoś roju, tak jak mrówka, i stanowi magazyn części zapasowych. Z pewnością ten utylitaryzm – często to słowo się teraz przejawia – odgrywa bardzo dużą rolę, zarówno w tej kwestii, to znaczy jak można tego człowieka, jego ciało – mówiąc brzydko – jeszcze wykorzystać, użyć. A druga sprawa to jest utylitaryzm związany z jego życiem, to znaczy taki paradygmat przyjęcia życia niewartego życia,czyli założenie, że jedynie życie, które spełnia określone kryteria jakości, jest warte przeżycia. Tylko, że przyjęcie takiego myślenia jest bardzo groźne, nie tylko w tej sytuacji, ale przede wszystkim to nam otwiera pole do innych sytuacji, takich jak na przykład eutanazja osób niepełnosprawnych czy eutanazja osób z problemami psychicznymi czy wreszcie eutanazja osób starszych, którzy już też z punktu widzenia utylitaryzmu nie pełnią wszystkich ról zawodowych.

Są „nieproduktywni”.

Są „nieproduktywni” pod względem ekonomicznym, co też nie jest prawdą oczywiście, a wynika z błędu myślenia takiego skrajnego materializmu, bo osoby starsze, które żyją dla swojej rodziny, są niezwykle produktywne. Wartość ich pracy dla rodziny, dla dzieci, dla wnuków jest niezwykle wysoka, jest wartością realnie ekonomiczną, tylko że nie jest mierzalna we wskaźnikach walutowych. Ale tacy technokraci, skrajni pozytywiści zarządzający współczesnymi społeczeństwami starają się tego nie widzieć.

Jeśli chodzi o te różnice w podejściu, to muszę powiedzieć ze swojego doświadczenia z innych tego typu interwencji w Polsce, że ta różnica rzeczywiście jest. Mieliśmy jako Centrum Bioetyki Ordo Iuris kilka takich spraw, kiedy rodziny osób, które dostawały diagnozę śmierci mózgu, czyli znacznie gorszą diagnozę niż ta, która ma w tym wypadku miejsce, z informacją, że pacjent ma być odłączony od aparatury podtrzymującej życie, nie zgadzały się z tą diagnozą i po rozmowach, po korespondencji ze szpitalem udawało się pozwolić na przykład na zewnętrzne konsultacje, przedłużyć czas do odłączenia. Z jednej strony żeby rodzina miała pewność, że absolutnie zadbała o bliskiego, zrobiła wszystko, co mogła i że ta diagnoza jest naprawdę pewna, bo wszyscy specjaliści – niezależnie od światopoglądów – tę diagnozę potwierdzają, czy też żeby miała po prostu czas na pożegnanie się z bliskim. W Polsce to się udawało. W Polsce w ogóle kontakt ze szpitalem jest przede wszystkim podejmowany, rozmawia się z ludźmi i myślę, że to się udawało właśnie dlatego, że nasi medycy wciąż wyznają ten prawdziwy, hipokratejski paradygmat czyli, że ich najwyższym nakazem jest ratowanie życia. Być może w Wielkiej Brytanii już tak nie jest.

Sprawa, o której mówimy unaoczniła kilka rzeczy, które do tej pory nie rzucały się aż tak bardzo w oczy, a mianowicie: bezsilność rodziny wobec aparatu państwowego w Wielkiej Brytanii, eutanazyjną mentalność Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz to, o czym Pan wspomniał, czyli jakość życia jako przesłanka do pozbawienia kogoś życia. Jak to możliwe, że na Zachodzie doszło do tak wielkiego uprzedmiotowienia osoby ludzkiej?

Trudno szczerze mówiąc powiedzieć. Myślę, że w tej sytuacji trzeba przede wszystkim zrozumieć, że łatwo byłoby lekarzom, sędziom itd. przypisywać złe intencje czy działanie w złej wierze. Moim zdaniem to nie jest tak do końca jasne, zwłaszcza patrząc na wyrok sędziego, który twierdzi, że takie działanie jest w najlepszym interesie chorego. On tak to rozumie, więc to nie jest nawet kwestia dobrej woli, tylko właśnie tej zmiany kulturowej czyli innego rozumienia swoich nakazów, pozbawienia się pewnego absolutyzmu moralnego na rzecz relatywizmu czyli, że nie zawsze dane czyny są godne potępienia, tylko uzależnienie tego od okoliczności czy od osoby, która miałaby być ofiarą danego czynu. Myślę, że Zachód w ten sposób oddryfował z dwóch powodów. To znaczy tendencje marksistowskie są w wielu krajach bardzo mocno rozwijane. Nasze społeczeństwo jest na nie zimmunizowane poprzez lata komunizmu, a przynajmniej w dużej mierze zimmunizowane. To po pierwsze. Po drugie – ale też wzajemnie jest to sprzężone – odejście od wartości i od etyki chrześcijańskiej, a na pewno całkowite zniknięcie tej etyki i tych wartości w sferze publicznej. Czy tak jak we Francji założenie o laickości państwa – zupełnie inne niż w Polsce czy innych krajach naszego kręgu kulturowego, gdzie państwo jest neutralne światopoglądowo, ale jednocześnie współpracuje ze wszystkimi religiami i wyznaniami, a nie odcina się od nich, czy wręcz traktuje je wrogo. Myślę, że to wszystko gra rolę w kreowaniu tego paradygmatu myślowego i moralnego, który w danej mierze panuje w różnych krajach.

Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale organów nie da się pobrać od osoby, która zmarła. Zawsze musi to być żywy człowiek. Jak na te kwestie zapatruje się bioetyka?

To jest bardzo trudne pytanie. Trzeba przede wszystkim rozumieć, że zawsze to się musi wiązać z dobrowolnością i z sytuacją, kiedy osoba naprawdę umarła. W tym sensie nie da się pobrać od osoby już martwej, bo te organy też nie żyją. Natomiast pobiera się organy bardzo niedługo po śmierci czy właśnie od osób w stanie śmierci mózgowej czyli w takiej sytuacji, kiedy mózg już nie pracuje i wszystkie organy również się wyłączają. To jest tylko kwestia czasu, kiedy nawet przy podtrzymywaniu życia taka osoba umrze. Tylko tutaj jest bardzo ważne rozróżnienie, które powinno wybrzmieć, żeby nie można było mówić, że w jakiś sposób popieram tę całą ideę śmierci mózgowej, bo trzeba powiedzieć, że chociaż co do samego terminu, że istnieje takie zjawisko, że w końcu człowiek umiera, jeśli jego mózg umiera, istnieje konsensus medyczny, natomiast na pewno nie istnieje konsensus medyczny związany z diagnozowaniem tej śmierci mózgowej, często zbyt łatwym. I w tym sensie to jest trudne. Odpowiedź jest taka, że przy transplantacji dwa najważniejsze czynniki, które muszą być spełnione, to jest śmierć człowieka, lub pewność jego śmierci, a druga sprawa to jest jednak dobrowolność czyli wyrażenie zgody przez tego człowieka, kiedy był świadomy, przed śmiercią, lub przez jego najbliższych.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGogolin buduje park sensoryczny przeznaczony dla seniorów. Zlikwidował plac zabaw, bo dzieci są za głośne
Następny artykułBundesliga. Rafał Gikiewicz bohaterem FC Augsburg. Zaskakująca porażka RB Lipsk