A A+ A++

Jesiennym wieczorem wchodzimy do obszernego pokoju w jednej z kamienic przy ulicy Wolności. Przy wielkim stole pod ciepłym światłem lampy siedzi cała rodzina. Matka i jej czwórka dzieci. Nie, nie jedzą kolacji. Prawie nie rozmawiają. Przepisują książki, których nie ma w księgarniach. Jest rok 1971.

– Większość znajomych wie o mnie tylko tyle, że wygrałam kiedyś jeden z odcinków „Jednego z Dziesięciu” – uśmiecha się pani Irena. – O tamtym przepisywaniu nie wie prawie nikt.

Pani Irena przez ponad trzydzieści lat była nauczycielką biologii w R. Cenioną i szanowaną. Ale powinna być kimś innym. Lekarzem.

– W liceum jeden z nauczycieli podciął mi skrzydła – mówi. – „Egzaminów z chemii na pewno nie zdasz – powtarzał. – Z biologii też nie”. I na tym się skończyły moje marzenia o medycynie. Skończyłam studia pedagogiczne i wylądowałam w wiejskiej szkole. Niby wszystko było dobrze, ale powinno być inaczej… – znowu uśmiecha się pani Irena. Tym razem smutno.

Przepisywanie książek to był dla nich cały świat. Z biblioteki na Płockiej wypożyczali długo wyczekanych – Reymonta, Prusa czy Żeromskiego, i niczym średniowieczni kopiści zabierali się do przepisywania. W ich pokoju dało się słyszeć dwa szlachetne szelesty: przewracanych kartek i ołówków. Wszystko przepisywali ołówkiem. Najtaniej.

– Sama przepisałam całą „Trylogię” Sienkiewicza – wspomina pani Irena. – A potem „Quo vadis”. I wiele, wiele innych książek. Ile ich było? Mnóstwo. Tyle, że już nie pamiętam.

Oczami wyobraźni rozglądamy się po pokoju przy ulicy Wolności. Wszędzie piętrzą się pokaźne zeszyty pełne przepisanych tomów. A oni ślęczą nad kolejnymi. I będą szeleścić ołówkami jeszcze wiele lat. Potem dzieci powoli zaczną się usamodzielniać, wyjadą z Płońska na studia, powychodzą za mąż, pożenią się. A potem zmieni się system i wraz z kapitalizmem ich gigantyczna praca przestanie mieć sens. Ale na razie jest 1978 rok. Przepisują.

Na pytanie, dlaczego to robili, pani Irena odpowiada, że w domu się nie przelewało, poza tym nie było wtedy czegoś takiego, jak ksero czy skaner. I księgarnie były puste.

– Tylko „dzieła” Lenina kurzyły się na półkach w zwartych, rewolucyjnych szeregach. Taki Włodzimierz Iljicz w granatowej oprawie, pamięta pan? Na reszcie półek prawie nic nie było. Sprzedawcy ustawiali paprotki w doniczkach, żeby coś stało. W bibliotece też nie zawsze można było wypożyczyć coś wartościowego. Zwykle ktoś akurat wziął i długo nie oddawał. Trzeba było czekać w kolejce do wypożyczenia. I dlatego to przepisywanie. Żeby mieć „swoją” dobrą książkę i w każdej chwili móc do niej zajrzeć. Oto cała tajemnica.

Dziś to wszystko jest jak z innej planety. No bo komu przyszłoby do głowy przepisywać książki, skoro jest ich cała masa? Tych papierowych, pięknie wydanych, drogich i na każdą kieszeń. A przecież są jeszcze zdygitalizowane zasoby wolnych lektur, wikibooks, ebooki, audiobooki, książki w tabletach, w telefonach, itepe, itede.

– Tak, to prawda – mówi pani Irena. – Ale wtedy chodziło jeszcze o coś innego niż tylko o książkę jako przedmiot. W tamtej epoce głęboko wierzyliśmy w słowo pisane. Ono miało wielką wartość. Nawet jeśli było przepisane. Zresztą, to co napisane jakoś… bardziej jest. Słowo mówione, np. w telewizji owszem, istnieje, ale to tylko chwilowe drganie powietrza. I łatwo je odwołać. Pisanego nie sposób. Napisane i koniec kropka. Jeszcze inna sprawa to wszędobylski obraz. Dziś ludzie łatwo szermują takim wytrychem, że obraz znaczy więcej niż tysiąc słów. To nieprawda. Może już jestem starszej daty, ale uważam, że słowo jest mocniejsze. Dłużej przetrwa.

Przed pożegnaniem proszę panią Irenę, żeby mi napisała adres swojego maila. Na kartce pojawia się piękna kaligrafia. To charakter kogoś, kto dużo w życiu pisał. Przepisał.

 

 Krzysztof Martwicki

 

Imię bohaterki reportażu i inicjał nazwy miejscowości (R.) zostały zmienione. (red.)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHistoryczny awans UMKS Korab Łask
Następny artykułLot z Londynu do Lizbony. Oto jak nie powinna wyglądać podróż samolotem w czasie epidemii