A A+ A++

W 1983 r. do Przywuskiego, jako wspólnik, dołącza Wojciech Zasadziński. Profil działalności zmieniają dwa lata po przełomie ‘89. Teraz produkują opakowania z tworzyw sztucznych dla przemysłu spożywczego, np. pojemniki na jogurty czy śmietany. W 1991 r. są pionierami. Pięć lat później Formika jest liderem na polskim rynku, co nie uchodzi uwagi zagranicznych inwestorów. W 1997 r. wspólnicy sprzedają maszyny i cały wypracowany model biznesowy austriackiej firmie Greiner, która otwiera w Polsce zakład produkcyjny. Przywuski ze wspólnikiem pomagają go uruchomić, szkolą załogę. Później jednak ich drogi się rozchodzą, a biznes się dzieli: Zasadziński przechodzi do Austriaków, a Przywuski otwiera nową Formikę – z tą samą nazwą i logo. Zmienia się tylko wpis do KRS.

Rok później firma, już z jednym właścicielem, zaczyna produkować aluminiowe wieczka do opakowań dla sektora spożywczego (na serki, pasztety czy margaryny). Dzięki maszynie sekcyjnej do druku flexo uv jako pierwsza w Polsce i druga w Europie wykorzystuje tę technologię. Biznes się rozwija, w 2003 r. Przywuski kupuje drugą drukarkę flexo uv. W lipcu 2006 r. podpisuje kontrakt na nową linię produkcyjną. Nic nie zapowiada wylewu, którego właściciel Formiki dostaje w tym samym miesiącu. Ani tego, że trzy tygodnie później umrze, zostawiając po sobie dorobek życia.

Nowy trener bez obciążeń

Po śmierci Jerzego Przywuskiego zarządzanie Formiką przejmuje córka Joanna z Piotrem Dębickim, za którego wkrótce wychodzi. W 2006 r. mają po 26 lat, nigdy nie prowadzili biznesu, poznali się w korporacji z branży hotelarskiej. Dwie siostry Joanny, podobnie jak ich mama, która pracuje w Formice jako księgowa, nie rwą się do obejmowania sterów przedsiębiorstwa. Otrzymują w nim udziały, dzięki czemu partycypują w zyskach (dziś rodzina ma ich 18 proc., pozostałe należą do Joanny i Piotra Dębickich).

– Teść zostawił firmę w dobrej kondycji, bez długów. Na stanie mieliśmy 10 komputerów na DOSie i księgową operującą liczydłem. Było jednak sterylnie, mieliśmy dobre maszyny, wyjątkowych handlowców, zresztą wszyscy pracują do dzisiaj. Kulała jednak kultura zarządzania – wspomina Piotr.

Czytaj też: Cechy dobrego menedżera. „Skuteczność liderów powinna być określana przez pięć wskaźników”

Nie dla siebie, lecz dla firmy. „My w ogóle nie wypłacaliśmy sobie dywidend, wszystko agresywnie inwestowaliśmy”

Jego teść zarządzał silną ręką. „Wiecie, co się dzieje, jak drużyna nie gra? Są dwie opcje: albo zmieniamy trenera, albo zawodników. To powiem wam, k…, że na zmianę trenera nie macie szans” – mawiał do pracowników.

– Na początku próbowałem go naśladować – Dębicki sięga pamięcią do swoich pierwszych doświadczeń w zarządzaniu Formiką: kiedyś zajrzał do szatni i zobaczył w niej pozostawione na szafce buty.

– To było niedozwolone, więc zrobiłem spotkanie i zacząłem nimi rzucać przed załogą – relacjonuje. – Ale to nie byłem ja.

Dębiccy zaczęli więc działać po swojemu. A że nie tworzyli Formiki od podstaw, nie byli z nią emocjonalnie związani. To pomagało.

– Byliśmy zupełnie oderwani od tego biznesu – od firmy i majątku. Zwykle jest tak: zakładam start-up, zarabiam pierwszy milion i potem mogę go reinwestować, kupić dom albo wydać jeszcze inaczej. My w ogóle nie wypłacaliśmy sobie dywidend, wszystko agresywnie inwestowaliśmy. Robiliśmy to bez obciążenia: było nam łatwiej, bo to było „nie nasze”, tylko odziedziczone. Teść działał bardziej rozważnie, może nawet zachowawczo. A my nie byliśmy przywiązani do tego kapitału, więc jechaliśmy ostro. I tak zaczęliśmy firmę rozwijać. Samochód zmieniliśmy dopiero wtedy, kiedy sprzątaczka zaczęła przyjeżdżać do pracy modelem o dwa lata młodszym – opowiada Piotr.

Z Parzniewa na podbój świata

O pierwszych krokach, które Dębicki stawiał w Formice, z uznaniem mówi dziś nawet konkurencja.

– Może zaimponować styl, w jakim przebił się w branży – przyszedł z zewnątrz, szybko, odważnie się zaadaptował i dorzucił coś od siebie. Jest bardzo lubiany zarówno w Formice, jak i poza nią. Zawsze „dowozi”, nie boi się otwartych dyskusji, słucha ludzi. Nigdy nie mówi „nie”, gdy ktoś proponuje innowacje w produktach i procesach. To mu pomaga pchać biznes do przodu. Jego ludzie są dzięki temu bardziej zaangażowani, a on do tego dobrze ich za to wynagradza – wylicza Jarosław Zasadzińki, dyrektor operacyjny na Europę Centralną i Wschodnią w Greiner Packaging International.

Od czasu przejęcia przez Dębickich Formika zwiększyła obroty kilkunastokrotnie – 17 mln zł w 2005 r. do 270 mln zł w 2022 r. Załoga rozrosła się z 44 do ponad 300 osób. Ale trzon biznesu się nie zmienił. Aluminiowe wieczka odpowiadają za połowę obrotów Formiki, która jest liderem na rodzimym rynku i trzecim producentem w Europie.

Cały europejski rynek opakowań giętkich przed wystrzałem inflacji był wart ok. 14,7 mld euro (blisko 70 mld zł). Od tego czasu jednak znacznie urósł, według Dębickiego co najmniej o 25 proc. To daje ok. 18-19 mld euro (85-90 mld zł). Jego częścią jest rynek wieczek wart 700 mln euro (ok. 3,3 mld zł). W Europie pierwsze skrzypce gra na nim Constantia, produkująca ich 27 miliardów rocznie.

– Miejsca od drugiego do piątego zajmują firmy sprzedające od 3 do 6 mld sztuk. My jesteśmy na trzecim miejscu z 4 mld, za nami firmy sprzedające 3-3,5 mld. W sumie top 5 firm ma dwie trzecie europejskiego rynku. Reszta to drobni gracze – mówi Dębicki.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWłaściciel firmy nie odpowie za poważny wypadek pracownika
Następny artykułУкраїнець з національним рекордом виграв бронзу ЧЄ зі штовхання ядра