Jej syn dostał się do liceum w Łodzi, do klasy o profilu teatralnym. Spełnienie marzeń, ale też duże wyzwanie logistyczne dla całej rodziny. Szkoła znajduje się 60 km od ich obecnego domu pod Tomaszowem Mazowieckim. Anna i jej mąż, obydwoje przedstawiciele handlowi, zastanawiają się, co zrobić: przeprowadzić się razem z jedynakiem do Łodzi (stać ich, ale czy to ma sens, jeśli za chwilę znowu szkoły wrócą na zdalne nauczanie?), wynająć mu stancję w Łodzi (czy warto podpisywać z kimś umowę na chwilę) czy wozić syna codziennie do szkoły te 60 km (męczące dla niego i dla nich).
– Dobrego rozwiązania nie ma, bo każde niesie ryzyko. A tej władzy politycznej nie ufam, bo podejmuje nieracjonalne decyzje. Podam pani przykład. Uczniowie mieli chodzić na lekcje WF-u i tam się nie zarażali covidem, a nie mogli podejść do egzaminu ósmoklasisty. Czy w tym jest logika? Dla mnie nie – ubolewa Anna Dębiec i dodaje: – Minister Czarnek coś mówi, za chwilę wychodzi inny minister i mówi co innego. Nie wiem, komu mam wierzyć. Z jednej strony, że nie da się nic przewidzieć i czekamy na rozwój wydarzeń, a z drugiej, że znana jest już data czwartej fali i zachorowań z powodu wariantu Delta.
Minister Czarnek o powrocie dzieci do szkół
– Ani w krótszym, ani w dłuższym horyzoncie czasowym nie widzimy żadnych zagrożeń dla nauki stacjonarnej – mówił w połowie sierpnia szef resortu edukacji i nauki Przemysław Czarnek w odpowiedzi na pytania dziennikarzy o powrót do szkół. – Nic się nie zmienia. Wracamy stacjonarnie do szkół 1 września, już za 2 tygodnie, ale nie straszmy dzieci. Jeszcze 2 tygodnie mogą sobie swobodnie odpoczywać – ogłosił.
Tego samego dnia minister zdrowia Adam Niedzielski, na wspólnej konferencji z premierem Mateuszem Morawieckim, podkreślał konieczność przygotowania się na wszystkie możliwe scenariusze rozwoju pandemii.
Szef MZ powiedział, że z analiz i prognoz wynika, że „na przełomie września, października czy listopada możemy mieć do czynienia z ponownym przyspieszeniem zakażeń i trzeba traktować to jako najbardziej prawdopodobny scenariusz”.
– Wiemy, jak kapryśna jest natura koronawirusa. IV fala nadchodzi. To już pewne. Ale różni się ona od poprzednich. Dzisiaj mamy tarczę ochronną w postaci szczepionek. Wykorzystajmy ją po to, by dzieci, które wracają z wakacji, były bezpieczne, a polskie szkoły funkcjonowały normalnie – stwierdził 25 sierpnia premier Morawiecki.
27 sierpnia minister Czarnek zapewnił, że wielokrotnie konsultował się z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim. – Obserwacja modeli pandemicznych, które są analizowane w Ministerstwie Zdrowia, pokazuje, że nie ma żadnych zagrożeń dla nauki stacjonarnej w kolejnych miesiącach – zapewnił minister edukacji.
– 1 września wracają dzieci do szkół podstawowych, ponadpodstawowych, przedszkoli, a także nauczyciele. Wracamy do nauki stacjonarnej, we wszystkich klasach, we wszystkich szkołach, we wszystkich oddziałach – ogłosił minister. Zwrócił uwagę na to, że pojawiają się pewne wątpliwości. – Dlatego chcemy powtórzyć raz jeszcze: Wszystkie przygotowania, które podjęliśmy na przestrzeni ostatnich miesięcy prowadzą do jednego celu: 1 września wracają wszystkie dzieci i młodzież do szkół i przedszkoli, podobnie nauczyciele.
Minister Czarnek w trakcie konferencji prasowej
Fot.: Radek Pietruszka / PAP
Brak działań perspektywicznych
– Ostatnie dwa lata pokazują, że „na pewno” nie istnieje i dziwię się, że minister Czarnek z takim przekonaniem przewiduje przyszłość. W zeszłym roku minister Piontkowski też ileś razy mówił, że teraz to już na pewno będzie nauka stacjonarna, a potem nagle okazywało się, że przechodzimy na nauczanie zdalne. Jego pewność okazywała się wydmuszką – mówi Krzysztof, tata 7-letniej Zosi i 9-letniego Franka. – Wszystkie działania rządu od samego początku były bardzo impulsywne. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie jakichś działań perspektywicznych. Tak było przy drugiej i trzeciej fali. Wprowadzenie kolejnych obostrzeń zakrawało na kpinę. Mówili jedno, robili coś zupełnie odwrotnego. Pamiętam tabele, że w takiej a takiej sytuacji będą wprowadzane takie a takie obostrzenia. To nie było w ogóle respektowane. Spodziewam się identycznego przebiegu zdarzeń w najbliższym czasie.
Zosia, córka Krzysztofa, idzie we wrześniu do pierwszej klasy. – Tak bardzo się cieszy, że będzie miała nowe koleżanki, nową wychowawczynię, szkołę, do której chodzi jej starszy brat. Trudno mi sobie wyobrazić, że tę pierwszą klasę będzie przeżywać przez komputer, a nie w realu, w grupie rówieśniczej.
– Rząd już na początku wakacji powinien rozważać różne scenariusze, jakie mogą mieć miejsce w nowym roku szkolnym. Tylko jaka byłaby wartość takiej analizy? Już raz mieliśmy podane tabele, że w takiej a takiej sytuacji będziemy wprowadzali takie a takie obostrzenia, a nie było to w ogóle respektowane. Decydent tego nie respektował! A od zwykłych obywateli przy pomocy represji oczekiwało się realizacji różnych zarządzeń… Choć daleki jestem od teorii spiskowych, to powiem szczerze: moim zdaniem to celowe działanie. Rządzącym zależy na tym, żeby utrzymywać wszystkich w totalnym napięciu, bo wtedy jesteśmy bardziej podatni na sterowanie, zaskoczeni sytuacją – uważa nauczyciel historii, który zgodził się porozmawiać, ale anonimowo. O polityce mówi chętnie, prosi tylko, by nie podawać jego personaliów ani nawet nazwy miejscowości, w której pracuje.
Szczepienia nauczycieli – 80 proc.
Nauczyciele i dyrektorzy szkół wedle deklaracji są gotowi na wszystko, co wymyśli resort. Przez ostatnie dwa lata wyhodowali w swoich schematach elastyczne myślenie i działanie, bez względu na okoliczności.
– Dla nas przejście na nauczanie zdalne w ogóle nie było problemem, bo zastosowaliśmy je już kiedyś. To było jeszcze przed pandemią, gdy jeden z naszych uczniów doznał wypadku, jechał rowerem i zderzył się ze ścianą. Przez wiele miesięcy nie mógł uczestniczyć w lekcjach. Wprowadziliśmy wtedy platformę do lekcji online, specjalnie dla niego, ale w czasie pandemii z niej skorzystaliśmy. Jeśli teraz będzie trzeba wrócić do online’u, to jakoś to uniesiemy. Rządzę szkołą od 22 lat i sytuacje kryzysowe nie stanowią dla mnie problemu – mówi Marek Kutzman, dyrektor Szkoły Podstawowej w Starym Gronowie w województwie pomorskim.
Większość nauczycieli w jego szkole jest zaszczepiona. Podobnie jest w całej Polsce. Już w marcu wiceminister edukacji i nauki Marzena Machałek informowała w Sejmie, że zaszczepiono 80 procent kadry nauczycielskiej.
– Nie miałam wątpliwości, czy powinnam się szczepić, czy nie. Czułam odpowiedzialność wobec uczniów, rodziców, innych nauczycieli. Choć niesprawiedliwe wydawało mi się, że nie mieliśmy wyboru szczepionki, tak jak inni. Przydzielono nam Astrę Zenekę, jechaliśmy gdzieś daleko, żeby się zaszczepić. Rząd wiedział, że nasze poczucie obowiązku zwycięży. Jest już po fakcie, nie ma co nad tym dywagować – mówi nauczycielka, która się zaszczepiła. Uważa, że szczepionki w szkołach nie powinny być obowiązkowe. – Powinniśmy pójść w kierunku edukacji: jak szczepienia działają, co dzięki nim zyskujemy, a jakie mogą być konsekwencje. Tego mi nieco brakuje – przyznaje.
Obecnie trwa akcja szczepień dla uczniów powyżej 12. roku życia. Ministerstwo Edukacji Narodowej i Szkolnictwa Wyższego zapowiada, że od września w szkołach powstaną punkty szczepień.
– Nie jestem przekonany, czy zgodzić się na szczepienie mojej 15-letniej córki. Różnie się mówi o wpływie na płodność. Uważam, że nie znamy konsekwencji, jakie przyniesie szczepionka – przyznaje Marek Kutzman. Choć jest nauczycielem biologii, powiela jeden z wielu mitów dotyczących szczepionki na COVID-19.
Powrót do lekcji online trudny społecznie
Justyna Jaruzal, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w prywatnej szkole w Biedrusku pod Poznaniem, obawia się powrotu do nauki zdalnej. Nie ze względu na swoje kompetencje i przygotowanie szkoły, ale z uwagi na dobro dzieci, które co chwilę, niespodziewanie rozrywają więzi między sobą. – Takie zmiany są dla nic społecznie bardzo trudne, szczególnie dla takich maluchów, jakie uczę. Dzieci zmieniają się, po powrocie i trudniej im się dogadać. Mam nadzieję, że wrócimy chociaż na wrzesień i październik, żebyśmy mogli się spotykać przez jakiś czas. Rodzi się we mnie pytanie: czy wrócimy znowu do nauki zdalnej? Jeśli tak, będzie bardzo ciężko… Nie wyobrażam sobie tego.
– Pod względem dydaktycznym nie martwię się o uczniów zdolnych. Oni sobie poradzą, skupią się, wykonają dodatkowe zadania. Tak było w czasie pandemii, tak by teraz. Najwięcej obaw jest o tych uczniów, którzy mają jakieś dysfunkcje. Im jest o wiele trudniej, a i rodzice nie ułatwiają sytuacji, nawet jeśli mają dobre intencje. Wyręczają uczniów w zadaniach, odbierają im samodzielność – mówi Jaruzal.
– Nie czuję większego stresu ani zdrowotnie, ani merytorycznie. Wkrótce odbędzie się rada pedagogiczna, na której dowiemy się o szczegółach funkcjonowania szkoły w nowym roku. Cieszę się, że wracamy do stacjonarnej nauki. Ostatnie dwa lata były bardzo trudne, wiązały się z dużym obciążeniem dla nauczycieli. Łapaliśmy się z dziećmi na różnych komunikatorach, żeby nie stracić kontaktu. Ktoś miał problemy z Internetem, z Teamsami albo po prostu chciał się co do czegoś upewnić. Byliśmy niemalże dostępni 24 godziny na dobę – mówi Wojciech, nauczyciel języka polskiego w Nowej Iwicznej.
Co ciekawe, rada pedagogiczna w jego szkole odbyła się online, choć 1 września wszyscy zobaczą się osobiście. – Nasza szkoła jest bardzo duża, być może dyrekcja bała się zakażeń. Chyba że ten tryb zdalny wszedł nam już w krew – żartuje Wojciech.
Braki kadrowe nauczycieli? To margines
Dyrektor Marek Kutzman opowiada, że jego kłopoty jako dyrektora leżą gdzie indziej niż ewentualna nauka zdalna. I są te same co roku, przed i w trakcie pandemii. Największe to ułożenie planu tak, żeby nauczyciele mogli połączyć pracę u niego z pracą w innych szkołach. Na przykład katecheta. Jeździ do 2–3 szkół i do tego ma jeszcze pierwsze piątki miesiąca, podczas których musi być w kościele. Fizyk – obsługuje 4 szkoły, a rozpoczynają one zajęcia o różnych godzinach.
Wiele szkół zwraca uwagę na problemy kadrowe. W całym kraju jest ponad 13 tysięcy wakatów, z czego ponad 1000 dotyczy ofert w przedszkolach.
Minister Czarnek zaprzecza jakoby należałoby się tym przejmować: „13 tys. na 700 tys. nauczycieli, zatem jest to znikomy procent, żebyśmy tu nie robili wrażenia, że mamy tu jakiś potężny procent. Zawsze taki znikomy procent wolnych etatów w szkołach występuje w wakacje, występuje również w tym roku. Zostanie uzupełniony, nie ma z tym żadnego problemu” – szef resortu edukacji zapewnia, że czeka nas kompleksowa reforma statusu nauczyciela, która zwiększy atrakcyjność zawodu, etos pracy, podwyższy wynagrodzenia w oświacie i zmniejszy obciążenie biurokracją.
Ponadto w tym roku szkoły otrzymają dofinansowanie na sprzęt dydaktyczny, środki dezynfekujące, zajęcia wyrównawcze, programy zdrowotne po pandemii, kontynuację akcji „Aktywna tablica”. Ruszy także nowy program pod nazwą „Poznaj Polskę”, dzięki któremu uczniowie będą mogli poznawać miejsca pamięci i ważne postaci z historii Polski, na przykład kardynała Wyszyńskiego.
Wkrótce powrót do szkoły
Fot.: 123RF
Życie „bez demonów Czarnka”
Nie przekonuje to pana Aleksandra. Po 25 latach kierowania podstawówką na Śląsku odszedł w czerwcu ze szkolnictwa. „Po wielu radościach (może i sukcesach), po dniach trudnych i bolesnych, mając niestety jeszcze trochę do emerytury – powiedziałem dość. Nie czekałem na Czarnka i jego zgraję. Z dużym prawdopodobieństwem byłbym jednym z pierwszych odstrzelonych. Odszedłem na własnych warunkach i z tego też się cieszę! Mam tylko nieśmiałą nadzieję, że jeszcze wrócę jako nauczyciel do normalnej szkoły. Bez demonów Czarnka, ideologii, świeckiej, uczącej młodzież i dzieci miłości i tolerancji dla drugiego człowieka oraz poszanowania Konstytucji. Jeżeli tak się nie stanie, dam radę, ale już nie w szkole!!!” – napisał na Facebooku.
– Wycieczki szkolne w czasie pandemii? Kardynał Wyszyński dla uczniów? – zastanawia się Wojciech, nauczyciel polskiego z Nowej Iwicznej.
– Byle tylko nie wrócić na zdalne – jednym głosem mówią starsi uczniowie, z którymi rozmawiam. Młodsi nie są tak kategoryczni. W nauce przez komputer łatwiej można oszukać system, pograć w gry, oglądać YouTube’a. – Ja bym chciała poznać moją szkołę, nosić plecak, książki – rozmarza się odmiennym głosem 7-letnia Zosia, która we wrześniu rozpocznie naukę w pierwszej klasie. Póki co stacjonarnej.
Czytaj również: Przemysław Czarnek na razie jest Kaczyńskiemu potrzebny. Ale zaczyna być groźny
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS