A A+ A++

MV Agusta poinformowała o rozpoczęciu produkcji modelu Rush 1000, zaprezentowanego na zeszłorocznych targach EICMA. Pierwsza seria zjawiskowo pięknego i ekstremalnie mocnego nakeda będzie liczyła 300 sztuk. 

Rush 1000 oparty jest na silniku i ramie z dobrze znanego Brutale 1000 RR. Czterocylindrowa, rzędowa jednostka generuje 208 KM, a po doposażeniu w opcjonalny zestaw wyścigowy moc wzrasta do 212 KM. Pozwala to na rozpędzenie się do 300 km/h, oczywiście pod warunkiem, że kierowca będzie w stanie się utrzymać na tym kompletnie pozbawionym owiewek motocyklu. To, co dzieje się od momentu startu można określić mianem oswojonego piekła. 

NAS Analytics TAG

MV Agusta Rush 1000 charakteryzuje się mocną, ale elegancką stylistyką z okrągłą lampą z przodu. Na pokładzie znajdziemy m.in. elektronicznie sterowane zawieszenie Öhlins, 8-stopniową kontrolę trakcji, sportowy ABS Bosch, quickshifter góra/dół, kontrolę startu i wheelie oraz 5-calowy kolorowy wyświetlacz TFT. Pakiet wyścigowy obejmuje akcesoryjny układ wydechowy SC Project wraz z dedykowanym ECU oraz komplet karbonowych osłon, m.in. tylnego koła oraz kanapy pasażera. 

Produkcja pierwszej serii 300 sztuk MV Agusty Rush 1000 rozpocznie się w czerwcu. Motocykle trafią do grupy szczęśliwców, którzy dokonali przedpłaty. Cena tej maszyny w pełni odpowiada jej walorom – Rush 1000 kosztuje 34 tysiące euro, czyli ok. 155 tysięcy zł. Dla porównania, “siostrzana” MV Agusta Brutale 1000 RR jest o 20 tysięcy zł tańsza, a dysponujący podobnymi osiągami Ducati Streetfighter V4S aż o 50 tysięcy. Ekskluzywność ma swoją cenę. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzokujące wyznanie Listkiewicza. „Jako dziecko byłem molestowany”
Następny artykułO hejcie: Droga wiedzie od słowa do przemocy, koronawirus posłużył za pretekst