A A+ A++

O zmianach dotyczących Filii Muzycznej – zmiana nazwy i lokalizacji na al. Kościuszki – nie mogłabym napisać bez osobistego komentarza. To miejsca przy al. Niepodległości, do którego rzeczywiście wchodzi się na piętro, w ogromnej mierze ukształtowało mój gust muzyczny. W czasach liceum, potem jeszcze studiów byłam tam stałym bywalcem. Bywało tak, że zaglądałam tam niemal codziennie. Wracając z „Kopernika”, nie wysiadałam na rodzinnym Rakowie, ale najpierw właśnie przy dzisiejszym przystanku „Estakada”, z torbą wypakowaną płytami do oddania i listą tych, o które będę dopytywać. To w „bibliotece muzycznej” uczyłam się Floydów, Stonesów, Beatlesów, Zeppelinów, Hendrixa. To tam pożyczyłam „Wish You Were Here”, które niezmiennie pozostaje jedną z najważniejszych płyt w moim życiu. Przy al. Niepodległości poznawałam też grunge i nieśmiertelną czwórkę z Seatlle, z Nirvaną na czele. Fascynacja rodzimą sceną przyszła dużo wcześniej, niemniej właśnie w „muzycznej” poznałam jeszcze kilka dżemowych czy Kazikowych płyt (a wśród nich „Melassę”).

Przez lata stopniowo uzbierałam swoją własną kolekcję, wypełnioną tytułami wypożyczonymi dawniej w bibliotece. Gdy wszystko jest w sieci, na jedno kliknięcie, dla młodego pokolenia, pożyczanie płyt CD, może zakrawać o sporą abstrakcję, jednak wtedy (a YouTuba najpierw jeszcze nie było, potem nie był aż tak powszechny) filia stwarzała niemal nieograniczone możliwości obcowania z muzyką.

Przyznam też, że to dzięki tamtejszemu księgozbiorowi zgłębiałam także trochę muzycznej wiedzy. Bądźmy szczerzy: tej mniej lub bardziej przydatnej. Od historii przeboju „Layla” Claptona (inspiracji dostarczyła tu żona George’a Harrisona – Pattie Boyd), po to, „Kto zabił Kurta Cobaina?”. Do dziś pamiętam zaś jak wielkie wrażenie wywarł na mnie „Młot Bogów”, czyli saga Led Zeppelin, pełna mocno ekscentrycznych opowieści.

Mam nadzieję, że zmiana lokalizacji „muzycznej bibliotece” posłuży, że jako „Muzoteka” znajdzie wielu nowych pasjonatów, dla których dojazd w okolice al. Pokoju był problematyczny. Może naiwnie wydaje mi się, że taka nauka muzyki jest cenna. Lubię te moje wspomnienia, tamte fazy – tydzień pod hasłem Rammstein, by potem dla odmiany nucić „Superstition” Wondera albo „Women in Love” Streisand (rozrzut zaciekawień był jak widać spory). „Życie bez muzyki byłoby pomyłką” uznał Nietzsche. Niezmiennie się z nim zgadzam.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTobiasz Bocheński | Radio Łódź
Następny artykułPochylnie na Kanale Ostródzko-Elbląskim będą dłużej czynne