A A+ A++

Mam przed sobą dwa tomy książki niebywale niepoprawnej politycznie. Opowiada o Radiu Wolna Europa, a skoro o RWE, to naturalnie w dużej, przytłaczającej części o jego twórcy i wieloletnim pierwszym dyrektorze, Janie Nowaku. Zmarłym w 2005 r. bohaterze niedawno zrealizowanego przez Władysława Pasikowskiego filmu „Kurier”, kawalerze Orderu Orła Białego i przyznanego w 1944 r. krzyża srebrnego Virtuti Militari, doradcy kolejnych prezydentów III Rzeczypospolitej, w powszechnej opinii jednego z nielicznych autorytetów, które przetrwały burzliwe czasy transformacji ustrojowej.

A jednak praca Andrzeja Świdlickiego „Pięknoduchy, radiowcy, szpiedzy” ukazuje nam postać zgoła niepomnikową. Przy czym książka ma znaczący podtytuł: „Radio Wolna Europa dla zaawansowanych”. Ponieważ uważam się za kogoś właśnie w tej materii „zaawansowanego” i o większości najbardziej sensacyjnie brzmiących informacji zawartych w „Pięknoduchach…” dowiedziałem się wiele lat temu, goszcząc w Monachium i rozmawiając z ludźmi Nowakowi raczej niechętnymi, nie przypłaciłem lektury zawałem. Co może grozić niewprowadzonym w meandry zawiłych, nierzadko ciemnych spraw radia wolności nadającego z siedziby w Englischer Garten w Monachium.

O Nowaku dyrektorującemu polskiej sekcji RWE od początku, czyli od 1952 r., nieprzerwanie przez 24 lata, Andrzej Świdlicki powiada, że był on „jak Romulus, mityczny założyciel Rzymu. Za dyktatorem Sullą można powiedzieć o nim: »W tym Cezarze drzemie wielu Mariuszów«. Postrzegał rzeczywistość jako sieć spisków, intryg, kampanii, rozgrywek i nagonek. Politykę pojmował jako serię ataków personalnych, co ilustruję publikowaną po raz pierwszy korespondencją z Marianem Hemarem. Miał też w zwyczaju rozprawiać się z politycznymi wrogami po ich śmierci”. Słowa te, ciężkie jak kamienie, niestety są prawdziwe.

Za największych swoich wrogów uznawał – wylicza autor „Pięknoduchów…” – „pisarza Józefa Mackiewicza, jego brata Stanisława, PAX-owca Bolesława Piaseckiego i przywódcę narodowych komunistów Mieczysława Moczara. Pierwszego z nich zwalczał za – uwaga! – antykomunizm i podważanie legendy Armii Krajowej, drugiego za nagłośnienie agenturalnej sprawy Bergu, trzeciego za dywersję w Kościele, a czwartego za domniemany antysemityzm”. Na punkcie tego ostatniego był bardzo czuły, być może z racji pochodzenia, przodkowie jego wywodzili się bowiem z frankistów.

Czytaj także:
Zamach na Martykę, czyli śmierć za stalinowską propagandę

Podwoje Wolnej Europy zamknął przed wielkimi pisarzami: Józefem Mackiewiczem, ale i Ferdynandem Goetlem oraz Sergiuszem Piaseckim. Temu ostatniemu odmówił nadania przez radio jego powstałej wówczas satyrycznej powieści „Zapiski oficera Armii Czerwonej”, która zasłużenie bić będzie rekordy powodzenia czytelniczego. Nowak skorzystał z pretekstu, że wcześniej trzy odcinki książki bez wiedzy autora nadało Radio Madryt. Nic dziwnego, że rozżalony Piasecki pisał do niego:

„Zdawałoby się, że jako pisarz i Polak, który bolszewizm zwalczał przez całe życie na wszystkich dostępnych mu drogach. Który był przez wiele lat wywiadowcą wojskowym, pracował też w kontrwywiadzie. Który był już przy narodzeniu bolszewizmu w Moskwie w 1917 roku. Który jest pełen zapału i chęci walki, oraz pomysłów skutecznej kontrpropagandy powinien był być wykorzystanym przez jakąś zachodnią placówkę mającą za cel zwalczanie bolszewizmu… po prostu dla dobra sprawy i abym nie marnował swych sił i zdolności. Tymczasem doprowadzono mnie do rozgoryczenia, utraty wiary w rozum, uczciwość i siłę moralną Zachodu, wtrącono w nędzę i zmuszono zamilknąć. Zrobiono to, czego nie mogli dokonać ani bolszewicy, ani bierutowcy… chociaż byłem sprytnym graczem ocalałym z tysięcy”.

Dlaczego dyrektor RWE postąpił tak, a nie inaczej? Odpowiedź jest prosta: „Jan Nowak mógł wiedzieć, że Piasecki był niedoszłym wykonawcą wyroku śmierci na Józefie Mackiewiczu, a we Włoszech w II Korpusie bronił go przed sądem koleżeńskim”.

Odnośnie do samego Józefa Mackiewicza, wręcz słów szkoda. Mieszkał on z żoną, Barbarą Toporską, w tym samym Monachium, ale żeby kierujący działem kultury sekcji polskiej RWE Włodzimierz Odojewski mógł w ogóle wymienić w audycji jego nazwisko, musiał czekać, aż Nowaka na dyrektorskim fotelu zmieni Zygmunt Michałowski. Nawiasem mówiąc, Odojewskiego Jan Nowak w pewnym momencie zwolnił z pracy, a przywrócił dopiero na skutek zdecydowanego oporu znaczącej części radiowców i, chyba, dyskretnego wsparcia Jerzego Giedroycia.

A legendarny Marian Hemar swój ostatni otwarty list do dyrektora RWE, gdzie przez 15 lat prowadził „Kabaret polityczny”, napisał w formie wiersza:

Chciałbym jeszcze podkreślić
bo różne jełopy
Mogłyby źle zrozumieć, co jest
moim planem:

Że ja nie atakuję Radia
Wolnej Europy
Wręcz przeciwnie, jak umiem,
Bronię go przed panem.

W okupowanej stolicy

W dopiero co wydanej przez Agorę książce Jarosława Kurskiego pod tytułem „Kurier wolności” pada stwierdzenie, że to Józef Mackiewicz miał rozpowszechniać nieprawdziwe informacje o okupacyjnym administrowaniu przez Nowaka (pod prawdziwym nazwiskiem – Jeziorański) żydowskim majątkiem skonfiskowanym przez Niemców. To nieprawda. Niezależnie od prawdziwości zarzutów, spreparowanych bądź nie, autor „Kontry” w tej, wyjątkowo drażliwej i stawiającej Nowaka w złym świetle, sprawie zachowywał dyskrecję.

A wplatał go w nią nie kto inny, ale współpracownik Nowaka z RWE, znany z anteny radiowej Wiktor Trościanko, w kontaktach z wywiadem PRL używający kryptonimu Medal. To on miał opowiadać esbeckiemu płk. Mikołajewskiemu o tym, że to Józef Mackiewicz rozpowszechnia oskarżenia Nowaka o korzystanie z profitów płynących z pracy na początku lat 40. w Komisarycznym Zarządzie Nieruchomości w Warszawie. Pikanterii dodaje temu fakt – pisał w „Ptaszniku z Wilna” Włodzimierz Bolecki – „że to Trościanko [po latach to on będzie też niefortunnym kontaktem w RWE Józefa Szaniawskiego – przyp. K.M.] podczas II wojny światowej słał do władz AK oskarżenia Mackiewicza o kolaborację z Niemcami (»jako członek Rady Politycznej Departamentu Informacji w Kraju stwierdzałem te rzeczy w drodze służbowej«), a w latach 1945–1946 oskarżał go przed Sądem Koleżeńskim Dziennikarzy Polskich w Rzymie…”.

Wracając do Józefa Mackiewicza, to nie chciał on nagłaśniać przeszłości Jana Nowaka, czyli – zauważa Andrzej Świdlicki w „Pięknoduchach…” – „walczyć z nim jego bronią ani nawet afirmować takiej walki prowadzonej przez innych”. Wolał występować jako krytyk jego stosunku do komunizmu, czemu dał wyraz w broszurze na ten temat. O kolaboranckiej przeszłości swego życiowego antagonisty raczej nie był przekonany, co wytykała mu Barbara Szubska, pisząc do autora „Drogi donikąd” w październiku 1969 r.: „Naturalnie Jeziorański pracował z Zarządzie Komisarycznym przed wyszmuglowaniem się w porcji węgla via Szwecja z Polski do Londynu. Musiał to być rok 1940 lub 41, może 42, jak pracował dla Zarządu. […] Brat Jeziorański obecnie zamieszkały w Chicago, ciągle jako Jeziorański i zajmujący się sprzedażą ubezpieczeń. […] pracował w zarządzie znacznie dłużej, prawie do samego końca, i tejże współpracy nie zaprzecza nawet, tyle że się nie chwali tym niepytany”.


Z ustaleń Grzegorza Eberhardta zawartych w „Pisarzu dla dorosłych” wynika, że chodzi prawdopodobnie o rok 1940, kiedy to nie można jeszcze mówić o delegowaniu Nowaka do pracy jako treuhändera przez podziemie, ale w ten sposób szef RWE tłumaczył zawsze swą obecność w Kommissarische Verwaltung. Józef Mackiewicz pozostawał obojętny na wszelkie Nowakowe enuncjacje i w liście do Juliusza Sakowskiego oświadczał: „[…] nie obchodzi mnie, co Nowak robił podczas okupacji niemieckiej, a obchodzi wyłącznie to, co robi teraz. […] Nowaka nie zwalczam osobiście, lecz ideowo za uprawianie przez Free Europe »polskiego titoizmu« (»nacjonalkomunizmu«)”.

W Ogrodzie Angielskim

Cała sprawa ciągnęła się bardzo długo, a w pewien sposób sfinalizował ją wyrok Sądu Krajowego w Kolonii z lipca 1975 r. Jan Nowak zaskarżył dziennikarza Joachima Georga Görlicha, że ten, omawiając w niemieckiej gazecie aż za dobrze znaną w Polsce książkę agenta Służby Bezpieczeństwa Andrzeja Czechowicza, komunistycznej „wtyki” w Wolnej Europie, a więc „Siedem trudnych lat”, napisał, że Jeziorański był „hitlerowskim treuhänderem”. Sąd zawyrokował nie po myśli Nowaka, a przynajmniej nie do końca po jego myśli. Wyrok głosił m.in.: „Nie chodzi tu o to, czy powód był istotnie nazistowskim treuhänderem, czy też czynność, która spowodowała owe obwinienie ze strony autora książki, spełniał tylko z przedstawionych przez niego pobudek i motywów. Jak już zaznaczono, w tym sporze prawnym nie idzie bowiem o prawidłowość czy nieprawidłowość twierdzenia, że powód był nazistowskim treuhänderem, tylko wyłącznie o stwierdzenie w zakwestionowanym artykule, czy obwiniano go w książce »Siedem trudnych lat«, że był nazistowskim treuhänderem. To twierdzenie nie jest jednak, jak wynika z przedstawionych wyłuszczeń, niesłuszne i z tego powodu nie musi być przez powołanych odwołane”.

Dla Jarosława Kurskiego jest to wszystko – jakżeby inaczej! – nieistotne. „Nie był […] Nowak żadnym komisarzem i żydowskich domów nikomu nie odbierał” – i już. Rozwodzi się natomiast redaktor „Gazety Wyborczej” nad zagrożeniami czyhającymi na dyrektora Radia Wolna Europa. Relacjonuje więc Kurski mrożące krew w żyłach nagłe, bez podania przyczyn, odwołanie z Helsinek, gdzie przyjechał – jasne, że incognito – na Festiwal Młodzieży Komunistycznej. Po powrocie do Monachium od amerykańskiego dyrektora Free Europe Rodneya Smitha dowiedział się, że planowane było jego porwanie, a z Helsinek do Leningradu było niedaleko. Nowakowi przypomniało się wówczas, że na dworcu kolejowym w stolicy Finlandii zapraszali go do siebie „mówiący po polsku przemili harcerze morscy”. „Zapaliły mi się czerwone światła…” – oznajmia bohaterski szef polskiego desku RWE. Inny dowód bohaterstwa Jana Nowaka z lat „wolnoeuropejskich” polegać miał na tym, że – jak się dowiadujemy – w pewnym czasie odbierał moc telefonów od nieznanych osób, które mówiły, że wiedzą, gdzie mieszka, gdzie spaceruje ze swoim golden spanielem i którędy chodzi do pracy przez Ogród Angielski. Porozumiał się w związku z tym ze swoimi amerykańskimi mocodawcami, których ochrona zaleciła mu zaniechanie samotnych przechadzek. Od tego czasu w codziennej drodze do pracy towarzyszyła mu… żona.

Czytaj także:
Polski kamrat Che Guevary

W polskim desku

Andrzej Świdlicki (ur. 1950, redaktor RWE w latach 1980–1994) w „Pięknoduchach, radiowcach, szpiegach” tak charakteryzuje Jana Nowaka: „Ten ekonomista z wykształcenia i konspirator z powołania był ambitny, miał zdolności przywódcze, dobre pióro i polityczny instynkt, poczuwał się do odpowiedzialności za rozgłośnię do końca, ale bardziej niż liderem był ustawiaczem dbającym o zachowanie osobistych, rzeczywistych bądź domniemanych wpływów. Nie miał poczucia humoru, był pamiętliwy i bezwzględny wobec tych, których uznał za politycznych wrogów”.

A praca w Wolnej Europie dla wielu pozostawała marzeniem, innych zaś wprowadzała w ciężkie depresje. Już kandydaci do pracy w RWE wypełniać musieli kwestionariusz, który Krystyna Marek nazwała „nieprzyzwoitym”. „Zawiera on – pisała w liście do Nowaka w 1951 r. – serię pytań, które mógłby zadać gestapowiec i dyrektor cyrku w jednej osobie. […] Tak nie wolno traktować ludzi, od których oczekuje się nie »służby«, ale bądź co bądź politycznej współpracy, będącej wynikiem chwilowej zbieżności interesów na ograniczonym odcinku. Zwłaszcza nie należy pytać Polaków o przynależność do NSDAP. Jeśli z punktu widzenia amerykańskiego tak nie wolno nas traktować, to z punktu widzenia naszego tak nie wolno się dać traktować, albowiem postawiłoby to nas od początku w zupełnie niewłaściwej sytuacji”.

„Nowak miał despotyczne usposobienie – pisze dalej Andrzej Świdlicki w swej wydanej nakładem Wydawnictwa Lena w »Bibliotece Solidarności Walczącej« książce – mówiono o nim »ryczywół«, a stosunek do podwładnych porównywano z nastawieniem kaprala do rekruta. W ważnych sprawach programowych zezwalał na swobodne wypowiedzi, ale dyskusja służyła spuszczeniu powietrza, bo miał ostatnie słowo. Nie tolerował krytyki swojej oceny politycznej sytuacji i był czuły na punkcie prestiżu”.

Oczywiście, zasługi Wolnej Europy, w tym osobiste Jana Nowaka, są przeogromne i Andrzej Świdlicki ich nie pomija, wyliczając m.in. nagłośnienie trudnej sytuacji Polaków w ZSRS, obronę Kościoła, przybliżanie słuchaczowi z kraju twórczości emigracyjnych pisarzy i poetów (choć, jak wiemy, nie wszystkich). Dyrektor polskiego desku Free Europe skutecznie zabiegał o amerykańskie pieniądze na utrzymanie takich placówek jak Biblioteka Polska w Paryżu czy Instytut Sikorskiego w Londynie. W okresie jego kierowania rozgłośnią powstał Fundusz Społeczny Pracowników anonimowo wspierający weteranów Armii Krajowej.

Wszystko to nie zmienia faktu, że w konkretnych przypadkach zachowywał się obrzydliwie. O Józefie Mackiewiczu była już tutaj mowa, ale przed mikrofonami RWE nigdy nie wystąpił też jego brat, Stanisław Mackiewicz „Cat”. Nie tylko więzy krwi decydowały o tym, ale i to, że był „Cat” może nie antyamerykański, ale generalnie nieufny wobec i Stanów, i całego Zachodu, a powstanie warszawskie uznawał za akt samobójczy. Dość było tego, by w oczach Nowaka uchodził za germanofila, a po powrocie do kraju wręcz zdrajcę.

Z kolei o jego bracie, Józefie, po tegoż śmierci, orzekł, że był on w Wilnie chroniony przez – uwaga! – NKWD, a po wojnie przez PRL-owską cenzurę. Z całą pewnością „Kurier Wolności” przekroczył w tym miejscu wszelkie granice absurdu i przyzwoitości zarazem.

Na warszawskim Powiślu

Jan Nowak (1914–2005) ostatnich lat dożył w Polsce, jako – powiada Świdlicki – „odwrócony kurier – nie z Warszawy, którym był za okupacji, lecz z Waszyngtonu, jako promotor Pax Americana i lobbysta interesów żydowskich”. Brzmi to nadzwyczaj mocno, ale jest prawdą, że w roli wujka „Dobra Rada” kładł nacisk na rozliczanie się Polaków z rzekomo antysemicką przeszłością. To on interweniował u premiera Mazowieckiego, by spotkał się z władzami Światowego Kongresu Żydów i ustąpił w kwestii znajdującego się w Oświęcimiu klasztoru ss. Karmelitanek, o co toczyły się zacięte spory na przełomie lat 1989 i 1990. Polski rząd wtedy – co oczywiste – ustąpił. Naturalnie, przeciwny był protestom przeciw filmowi „Sztetl”, marcowego emigranta z Polski Mariana Marzyńskiego („Telewizyjny Turniej Miast”, jeśli ktoś to jeszcze pamięta!), podobnie jak suflował prezydentowi, premierowi i prymasowi, by hurtem przepraszali za mord w Jedwabnem, który właśnie odkrył z triumfem Jan Tomasz Gross. „»Pedagogika wstydu«, jak nazywano żydowską politykę historyczną wobec Polski – pisze Andrzej Świdlicki – której Jedwabne było kulminacyjnym punktem, miała na celu wzbudzenie w Polakach poczucia winy za rzekomą rolę w hitlerowskiej zagładzie Żydów i uczynienie ich bardziej podatnymi na roszczenia majątkowe”. No cóż, Nowak uważał, że w stosunkach z Żydami Polska jest stroną słabszą, a w razie przegranej cena, jaką byśmy zapłacili, w postaci zepsucia stosunków z USA byłaby nazbyt wysoka. „Było w tym coś na rzeczy” – przyznaje autor „Pięknoduchów…”.

Po powrocie do Polski Jan Nowak zamieszkał w Warszawie, na Powiślu. Stworzył wtedy u siebie coś w rodzaju narodowego sanktuarium. Andrzej Świdlicki cytuje taką relację: „Gość wchodzi i od razu czuje się mały. Z góry patrzą na niego: halabardy, zbroje, obrazy – Chełmoński, Wierusz Kowalski, Gierymski, nad stropem pas słucki, w przeszłości równowartość kilku wsi. Usługuje gosposia w fartuszku. Nowak marszczy brew, a może to nie on. Może brew marszczy historia, w jego imieniu dając wyraz dezaprobaty dla gościa”.

Dowiadujemy się, że ten bardzo sugestywny obrazek sporządził kolega autora. Anonimowy jednak. To naprawdę bardzo niepoprawna książka.

Andrzej Świdlicki
Pięknoduchy, radiowcy, szpiedzy. Radio Wolna Europa dla zaawansowanych”, t. 1–2
Wydawnictwo Lena, „Biblioteka Solidarności Walczącej”, Wrocław 2019

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTuohino pomagał Pirelli
Następny artykułKryteria wydania decyzji administracyjnej