fot. A.S.O./Aurélien Vialatte
Tadej Pogacar i Wout van Aert wracają z Australii z pustymi rękoma. Główni faworyci wyścigu o mistrzostwo świata po wszystkim biadolili na brak łączności radiowej, która jest zakazana w tej rangi wyścigu.
Pogacar pokazał się w akcji na wspinaczce pod Keirę, ale gdy nie pozwolono Słoweńcowi odjechać, to resztę dnia spędził w peletonie. W uciekającej grupie znajdował się Jan Tratnik, który co rusz oglądał się do tyłu, z nadzieją na ujrzenie nadjeżdżającego lidera swojej reprezentacji, nie wiedząc, że różnica stale pozostaje zbyt wielka.
Jestem rozczarowany, nie po to tu przyjechaliśmy
– powiedział 19. zawodnik wyścigu słoweńskim dziennikarzom.
Nogi na koniec sezonu wciąż mają się dobrze, dlatego jestem rozczarowany, tym bardziej, że nie udało mi się zająć lepszego miejsca w sprincie o medale. W zasadzie to nawet nie wiedziałem, o które miejsce jeszcze walczymy. W efekcie końcówka była bardzo chaotyczna. Nie wiedziałem, gdzie jedzie Jan, aż nagle ujrzałem go na ostatnim kilometrze. To był dziwny wyścig. Bardzo trudno było mi się ścigać bez słuchawek
– dodał Pogacar.
Jeszcze dosadniej o zakazie łączności radiowej wypowiedział się Wout van Aert, który ostatecznie wylądował tuż za podium mistrzostw świata.
Ścigać się bez słuchawek, to jest dramat. To już nie te czasy. Na finiszu nie wiedziałem, czy finiszuję po 2., 10. czy 15. miejsce. Byłem w szoku, gdy Laporte powiedział mi, że zdobył srebro. Szkoda, bo uważam, że miałem nogi, by stanąć z nim na podium
– stwierdził Belg, przepytany przez „Sporzę”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS