A A+ A++

Motocykliści, delikatnie mówiąc, nie zawsze kierują się w swoich wyborach względami praktycznymi i chłodną kalkulacją. Kupując maszynę dla siebie dosyć łatwo dajemy się ponieść emocjom, co czasem kończy się wejściem na potężną minę. Czy jednak ten rodzaj loterii nie ma jednak swojego uroku?

Nie jest nawet potrzebna wizyta w salonie, wystarczy utworzony w głowie film, na którym beztrosko śmigamy po alpejskich winklach wypasionym “adwenczerem” lub siejemy miejski terror na mocnym nakedzie o twarzy zabójcy. Na celowniku jest sam motocykl, a jego ewentualne niedoskonałości rozpraszają się we mgle. To właśnie magia obrazka, której paliwem są emocje, oczekiwania i nierzadko wady dotychczas użytkowanego sprzętu. 

2020 02 13 HD PTF srodtekst 300x250

NAS Analytics TAG

Marzenia o konkretnej maszynie najczęściej, choć oczywiście nie zawsze, zaczynają się od obserwacji. A to przypadkiem na ulicy, na torze, u kolegi z osiedla, wreszcie w gazecie motocyklowej lub gdzieś w internecie. Działy marketingu poszczególnych marek oczywiście dbają o to, by marzenie pojawiło się i szybko kiełkowało, podlewane dokładnie przygotowaną wodą z medialnymi odżywkami – zdjęciami, zapowiedziami, filmami. Wizja, która pojawia się w głowie motocyklisty, potrafi dojrzeć do etapu otwarcia portfela jeszcze przed pierwszym fizycznym kontaktem z maszyną. Znacie to?

Okazja, jakiej już nie będzie!

Oprócz magii obrazka działa u nas jeszcze magia finansowa. Choć nie zawsze i nie wszystkim jest w życiu łatwo, to nawet największym malkontentom nie uda się ukryć faktu, że pod względem dostępu do dóbr jest nam dużo lepiej niż dajmy na to 20 lat temu. Zarabiamy lepiej, a produkty finansowe są szeroko dostępne. Nie zmienia to faktu, że najczęściej wciąż oglądamy każdą złotówkę z obu stron. 

Jeden wariant tej finansowej kalkulacji to maksymalne zbijanie ceny upatrzonego wcześniej motocykla. Przychodzimy do salonu na wiosnę, przysiadamy się, oglądamy, bierzemy na jazdę próbną. Wszystko jest OK, poza ceną na wywieszce. Cierpliwie czekamy do późnej jesieni, kupując maszynę ze sporym rabatem. Można też inaczej. Dysponując określonym budżetem można kupić albo motocykl nieco tańszy, ale z możliwością jazdy próbnej, wyboru koloru, wersji itp., albo w tej samej cenie wyrwać ostatni egzemplarz modelu droższego – teoretycznie wyższej klasy. Niestety, często nawet bez możliwości przejechania się. Jest do wzięcia, taniej, ale tylko teraz i tylko ten – bierzesz pan?

Niedawno na jednej z grup motocyklowych ktoś w ten sposób rozważał zakup maszyny klasy adventure za ponad 40 tysięcy zł. Taką sumę musiałby wyłożyć na motocykl, którym nigdy nie jechał. Loteria z poważną stawką. 

Nie róbcie tego!

Daleko mi jeszcze do moich starszych kolegów z branży mediów motocyklowych, którzy mają za sobą setki, jeśli nie tysiące testów różnych maszyn. Przez kilka lat pisania o jednośladach mogłem jednak osobiście sprawdzić dużą część, jeśli nie większość modeli dostępnych w salonach różnych marek. Nie wdając się teraz w szczegółowe wrażenia, mogę napisać tylko jedno – kupowanie motocykla samymi oczami lub samym portfelem to bardzo duży błąd. 

Wielokrotnie zdarzało mi się, że motocykle, które pokochałem wizualnie, z obiecującym zestawem danych technicznych i wyposażenia, zawodziły mnie już od pierwszych przejechanych metrów. Zazwyczaj decydowały bardzo irytujące szczegóły. To trochę jak z wybieraniem kasku – niby wszystko OK, obwód głowy się zgadza, ale kość czołowa, nos lub uszy delikatnie wystają. Najpierw dają o sobie znać, po kwadransie irytują, po godzinie budzą mordercze instynkty. I klops, po zakupach. Zabrakło chemii.

Z drugiej strony, równie często byłem zachwycony modelami, po które jechałem bardzo niechętnie. Zwyczajnie nie ten segment, nie ten producent, nie ta pojemność, nie ta stylistyka. Po czym wsiadam i bum! Motocykl jakby się do mnie przyklejał, idealna ergonomia i dopasowanie do mojego ciała, świetny silnik, użyteczne rozwiązania, doskonały w mieście, na trasie lub wszędzie, słowem – brałbym, choć przed jazdą nigdy bym tego nie zrobił. 

Jazda próbna, a w przypadku maszyn z przeznaczeniem turystycznym cała próbna trasa, to dla mnie od dawna absolutna podstawa i pierwsze przykazanie przed nawet myślą o zakupie. W motocyklach nie ma takiej uniwersalności, jak w przypadku aut, które są produkowane dużo bardziej masowo i z uwzględnieniem większej grupy użytkowników. Jednoślady muszą być dopasowane jak garnitur szyty na miarę. Tylko wtedy są w stanie dostarczyć maksimum przyjemności. A przecież w tym wszystkim chodzi głównie o przyjemność, a nie sprawne latanie z punktu A do B. Motocykle nie są jeszcze tak tanie, byśmy mogli pozwalać sobie na łatwe rozczarowania.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoncert walentynkowy Łukasza Jemioły
Następny artykułSamsung Galaxy S20 nie jest zbyt drogi. Według GUS, wystarczy średnie wynagrodzenie