A A+ A++

Wszyscy oszukują Putina

Obraz zamkniętego w bunkrze, odizolowanego od świata i skazanego na wąskie grono pośredników Putina, który nie zdaje sobie sprawy, że od pierwszego dnia przegrywa wojnę z Ukrainą – nie wydaje się zupełnie absurdalny. Zwłaszcza, że – jak donoszą wtajemniczeni – Putin denerwował się, jeśli wiadomości, które mu przekazywano, nie były spójne z jego zamiarami i obrazem świata. Nic więc dziwnego, że z czasem podwładni nauczyli się karmić go tymi informacjami, których oczekiwał. Ale prezydent Rosji zdążył się już zorientować, że był oszukiwany. Teraz wyciąga konsekwencje.

Jeszcze w marcu pojawiła się informacja, że generał Federalnej Służby Bezpieczeństwa Siergiej Biesieda został umieszczony w areszcie domowym. Jako pierwsi poinformowali o tym Irina Borogan i Andriej Sołdatow, którzy od lat prowadzą portal Agentura.ru. Para dziennikarzy specjalizuje się w badaniu kulisów życia rosyjskich służb specjalnych.

Według ich informacji między Putinem i Biesiedą miało dojść do kłótni. Prezydent miał do generała pretensje o nieodpowiadające rzeczywistości dane, które przekazywał mu generał i jego agencja. Biesieda był bowiem od kilkunastu lat szefem piątego wydziału FSB, który nosi typowo biurokratyczną nazwę: Służba Informacji Operacyjnej i Relacji Międzynarodowych. W praktyce to wywiad zagraniczny FSB.

Czytaj także: „Putin nie tylko zastrasza NATO. Udało mu się osiągnąć coś więcej”

Ukrainy nie można zostawić w spokoju

W teorii Federalna Służba Bezpieczeństwa nie powinna działać poza granicami Rosji – jej rola to kontrwywiad i unieszkodliwianie zagrożeń wewnętrznych. I tym się większość departamentów FSB zajmuje. Zarówno Putin, który z FSB się wywodzi, jak i jej funkcjonariusze uważają, że największe zagrożenie wewnętrzne dla Rosji to opozycja polityczna, organizacje pozarządowe i niezależne media, toteż FSB od lat zajmuje się po prostu represjami.

W 1998 roku, czyli w czasach, gdy Władimir Putin był szefem FSB, powołano jednak nowy wydział – Zarząd Koordynacji Informacji Operacyjnej. W Federacji Rosyjskiej działały wtedy dwie służby wywiadowcze: GRU (gławnoje razwiedywatelnoje uprawlenije) czyli wywiad wojskowy, który korzeniami sięgał początków bolszewickiej władzy i SWR (służba wnieszniej razwiedki), stworzona po rozpadzie ZSRR na bazie I Zarządu Głównego KGB, który był odpowiedzialny za cywilny wywiad zagraniczny. Po co więc był potrzebny Putinowi wywiad w strukturach FSB? Otóż GRU i SWR w 1992 roku podpisały porozumienie ze służbami wywiadowczymi Ukrainy, Białorusi, Gruzji i państw Azji Centralnej, w którym zobowiązywały się nie prowadzić działalności szpiegowskiej przeciwko sobie.

Federalna Służba Bezpieczeństwa w tym porozumieniu nie uczestniczyła i była wolna od wszelkich zobowiązań. A widocznie już wtedy Putin uważał, że Rosji należy się przywrócenie wpływów i statusu imperium, więc nie może zostawić sąsiednich państw w spokoju. Upewnił się co do tego w pierwszych latach swojej prezydentury, kiedy przez postsowieckie kraje przetoczyła się fala tak zwanych kolorowych rewolucji. Najważniejsza z nich to Pomarańczowa Rewolucja w Ukrainie w 2004 roku, czyli prawdopodobne źródło antyukraińskiej obsesji Putina.

To mniej więcej wtedy Biesieda został szefem piątego wydziału, przemianowanego już na Departament Informacji Operacyjnej FSB. Wtedy służba zaczęła na całego angażować się w procesy polityczne w sąsiednich państwach, które uzyskały niepodległość dzięki rozpadowi ZSRR. Przede wszystkim FSB pomagało prowadzić niekoniecznie czyste kampanie wyborcze prorosyjskim kandydatom.

Złodziej czy zdrajca

12 kwietnia Sołdatow i Borogan podali informację, że generał Biesieda został przeniesiony z aresztu domowego do aresztu Lefortowo w Moskwie. W tym samym czasie szef śledczego portalu Bellingcat Christo Grozev powiedział w wywiadzie dla jednego z opozycyjnych rosyjskich kanałów na YouTubie, że w całym piątym wydziale FSB nastąpiła czystka. Nawet 150 funkcjonariuszy zostało zwolnionych ze służby, część z nich aresztowano. W areszcie domowym ma się znajdować także zastępca Biesiedy Anatolij Boluch.

W podobnym czasie były deputowany rosyjskiej Dumy Ilja Ponomarow (jako jedyny w 2014 zagłosował przeciwko aneksji Krymu), który obecnie mieszka w Kijowie, powołując się na swoje źródła w Moskwie, przekazał ukraińskim mediom informację, że gniew Putina dosięgnął również Władysława Surkowa. On także miał zostać umieszczony, przynajmniej na razie, a areszcie domowym.

Surkow to człowiek, za którym ciągnie się mroczna sława szarej eminencji Kremla. Od 2004 pracował w administracji prezydenta Rosji, gdzie tworzył paraideologiczne podstawy funkcjonowania reżimu. To on jest autorem koncepcji rosyjskiej suwerennej demokracji, czyli takiej, która więcej ma wspólnego z konserwatywnym autorytaryzmem niż z liberalnymi demokracjami w zachodnim stylu. Jemu przypisuje się również rozwój w putinowskim duchu koncepcji „ruskiego miru”, czyli odtworzenia rosyjskich stref wpływów na obszarze byłego ZSRR. W 2014 roku Surkow został „kuratorem” Donbasu. Odpowiadał za sytuację w samozwańczych Donieckiej i Ługańskiej Republikach Ludowych. A szerzej jego zadanie polegało na wypracowaniu strategii przywrócenia kontroli politycznej nad Ukrainą. W 2020 roku sprawami ukraińskimi zaczął się zajmować Dmitrij Kozak. Surkow został zwolniony i stracił wpływy, ale zachował bliskie kontakty z watażkami z DRL i ŁRL.

Ponieważ potwierdzonych informacji jest niewiele, pozostają domysły i próba rekonstrukcji wydarzeń na podstawie skąpych danych, które posiadamy. Jedna z możliwych wersji jest taka, że decyzja o zatrzymaniu Surkowa zapadła po zeznaniach Biesiedy, który stara się zrzucić z siebie przynajmniej część winy. Wina polega zaś miała nie tylko na tym, że Putinowi wmawiano bzdury na temat Ukrainy. Zarówno FSB jak i Surkow mieli w ciągu ostatnich lat zbudować w Ukrainie sieć agenturalną, składającą się z prorosyjskich organizacji, mediów, polityków, samorządowców i innych osób publicznych. Za ich pośrednictwem mieli organizować wydarzenia promujące braterską jedność Ukraińców i Rosjan i siać propagandę szerzącą idee ruskiego świata. Kreml asygnował na te cele ogromne sumy, liczone w miliardach dolarów. Porażka „specoperacji” dobitnie pokazała, że rezultatów brak, więc teraz głównym przedmiotem śledztwa ma być właśnie to, gdzie te pieniądze się podziały.

Ale możliwa jest jeszcze jedna przyczyna wściekłości Putina na piąty wydział FSB i jego kierownictwo. Ten sam wydział odpowiada za kontakty z CIA. Może Putin doszedł do wniosku, że rozległa i trafna wiedza Amerykanów o jego wojennych planach, które starał się utrzymać w tajemnicy, pochodzi od kogoś z szeregów Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Służby, z którą czuje się osobiście związany i której tak mocno ufał.

Rosja skorumpowała samą siebie

Borogan i Sołdatow mówią, że Putin jeszcze nigdy nie był tak niezadowolony ze służb i armii, które stanowią przecież oporę jego reżimu. Jako były oficer KGB Putin zawsze polegał na służbach specjalnych, które zapewniały kontrolę nad elitą i zwykłymi mieszkańcami Rosji.

Wielu rosyjskich ekspertów zgadza się, że FSB w ciągu dwóch dekad wyrosła na jedyny istotny ośrodek władzy w Rosji. Podporządkowała sobie organy ustawodawcze, wykonawcze i sądy, kontrolowała także wojsko. Jej agenci byli obecni w każdej, nawet najmniejszej jednostce. Sytuacja, w której represje dotykają służby odpowiedzialnej za represje nie ma precedensu w najnowszej historii Rosji. Wciąż za wcześnie, by wyrokować, czy afera wokół piątego wydziału wpłynie na status FSB w Rosji.

– Ale z pewnością tak dużego skandalu jeszcze nigdy w FSB nie było – podkreśla Irina Borogan. Dodaje, że ma nadzieję, że w przyszłości, kiedy uda się obalić reżim i wprowadzić demokratyczne reformy, nastąpi głęboka lustracja służb specjalnych. – Federalną Służbę Bezpieczeństwa należy zlikwidować, przeprowadzić śledztwo w sprawie każdego funkcjonariusza, czy nie brał udziału w represjach politycznych. A potem stworzyć nową służbę od zera, która nie będzie czerpać z doświadczenia KGB-FSB.

Rosja próbowała więc skorumpować Ukrainę, ale skorumpowała samą siebie. W tym kontekście wisienką na torcie stało się zatrzymanie przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy Wiktora Medwedczuka, do którego doszło 12 kwietnia. To jedna z najciemniejszych postaci w najnowszej historii Ukrainy. Jako adwokat w 1980 roku występował jako obrońca w procesie ukraińskiego poety Wasila Stusa. Jednak zamiast go bronić, jako człowiek wierny partii i oddany ideom Komsomołu, Medwedczuk przyczynił się do skazania. Uważany w Ukrainie za bohatera narodowego Stus odbywał wyrok w łagrze w obwodzie permskim, gdzie zmarł w 1985 roku.

Mimo to Medwedczuk po rozpadzie ZSRR trafił do polityki, został szefem administracji prezydenta Leonida Kuczmy. Z czasem zbudował biznesowe imperium, zasilając grono ukraińskich oligarchów. W międzyczasie zaprzyjaźnił się z Putinem, który został nawet ojcem chrzestnym jego córki. Stąd popularne określenie „kum Putina”.

Choć polityczna działalność Medwedczuka na rzecz Kremla od dawna nie była dla nikogo tajemnicą, oligarcha nie przestawał się bogacić, nawet po Majdanie 2014 roku. Swobodnie działała w Ukrainie jego prokremlowska partia „Platforma Opozycyjna – Za Życie”, która postulowała zbliżenie z Moskwą i krytykowała zachodni wektor rozwoju kraju. Medwedczuk jako szef partii zasiadał w Radzie Najwyższej Ukrainy. Dopiero Zełenski postanowił ograniczyć jego wpływy: nałożył sankcje na powiązane z Medwedczukiem media, a wobec niego samego wszczęto śledztwo w sprawie nielegalnych transakcji na terytorium okupowanego Krymu i donbaskich pseudorepublik. W ten sposób trafił do aresztu domowego w Kijowie, ale kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę 24 lutego, okazało się, że Medwedczuk z niego uciekł. SBU złapała go przy próbie przekroczenia granicy. Teraz, kiedy został schwytany będzie prawdopodobnie sądzony za zdradę stanu.

Kijów co prawda zaproponował Kremlowi wymianę Medwedczuka na ukraińskich jeńców, ale Dmitrij Pieskow, czyli rzecznik prasowy Putina stwierdził, że ten nie jest w końcu rosyjskim obywatelem i nie wiadomo, czy chciałby w ogóle, by Rosja się w jego sprawę angażowała. Widocznie na Kremlu uznali, że szkoda czasu na Medwedczuka, który razem z Surkowem i FSB miał budować prorosyjski front polityczny w Ukrainie. Zamiast ściągać go do Rosji i rozliczać z niezrealizowanych obietnic, lepiej zostawić go Ukraińcom, którzy na pewno go skażą. W ten sposób wszyscy główni architekci i wykonawcy polityki Kremla wobec Ukrainy wypadli z pola gry.

Minister obrony zostanie inwalidą

Ale i to nie koniec rewelacji w ostatnich dniach. Po długiej nieobecności w przestrzeni publicznej, która wywołała lawinę spekulacji, Siergiej Szojgu pokazał się podczas narady z Putinem 24 marca, po czym znowu przepadł. Były szef Jukosu Leonid Newzlin – podobnie jak Ponomarow powołał się na swoje kontakty w moskiewskich elitach – w poście na Facebooku napisał, że Szojgu miał rozległy zawał, jest podłączony do aparatury medycznej i jeśli nawet przeżyje, to do końca życia pozostanie inwalidą. A po Moskwie krąży plotka, że zawał nie musiał nastąpić z przyczyn naturalnych.

Newzlin pisze również o areszcie 20 sztabowych generałów ministerstwa obrony. Oni także mają być sądzeni za rozkradanie środków, przeznaczonych na przygotowania do wojny. Ze zdolności bojowych rosyjskiej armii śmieje się cały świat. Jak mówi popularny wojenny żart: miała być drugą najsilniejszą armią świata, a okazała się drugą armią w Ukrainie. Wielkie reformy i modernizacja, która trwała ponad dekadę od 2008 roku okazały się jedynie wielkim fejkiem. Pieniądze, które zostało na to przeznaczone – niespodzianka – wyparowały.

Niewykluczone, że w armii polecą następne głowy, bo podobno Putin, kiedy dowiedział się, że Ukraińcy trafili rakietami własnej produkcji we flagowy okręt rosyjskiej floty czarnomorskiej – wart jakieś 750 milinów dolarów krążownik „Moskwa” – z wściekłości połamał meble i rozbił umywalkę.

To, co się dzieje na szczytach władzy w Rosji nie jest jednak oczekiwanym przez wielu rozłamem w elitach, który mógłby doprowadzić do odsunięcia Putina od władzy i zakończenia wojny. Prezydent Rosji czuje się oszukany, ale swój gniew kieruje nie tylko na konkretne osoby w armii i służbach specjalnych, ale przede wszystkim na Ukrainę, która stawia niebywały opór rosyjskiej agresji. Ale biorąc pod uwagę, że resorty siłowe to podstawa funkcjonowania kremlowskiego reżimu, można mówić o poważnym politycznym kryzysie. Dlatego Irina Borogan i Andriej Sołdatow, autorzy portalu Agentura.ru pytają wprost:

– Jak długo armia i służby specjalne będą gotowe znosić to, że prezydent przerzuca na nich odpowiedzialność za swoje strategiczne błędy?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCuchnące maski przeciwgazowe i rzucanie koleżankami. Dlaczego tak źle wspominamy lekcje przysposobienia obronnego
Następny artykułWojna na Ukrainie. Zełenski odpowiada na rzekome przewidywania Amerykanów. „Można to skrócić”