A A+ A++

Powiedzieć, że pan Janusz zrobił co mógł, żeby jak najlepiej przygotować się do niedzielnego wypadu na ryby, to nic nie powiedzieć. Już dzień wcześniej przygotował swoją specjalną zanętę. Ziarna pęczaku z domieszką kurkumy i cukru wanilinowego gotował niemal godzinę. Całą noc czekał, aż będą gotowe. Cel był jeden: liny.

Na łowisku Żywiec SO2 pan Janusz znalazł się już o 4.30. „Tym razem bez żony, która miała dołączyć do mnie po południu” – pisze w liście przesłanym Wiadomościom Wędkarskim PZW.

Wędkarz od razu zdecydował się na rozłożenie dwóch zestawów na dwóch dystansach – 40 i 60 metrów. „Na bliższym dystansie łowiłem na żółte czinkersy w rozmiarze 6-9 mm, a na dalszym na żółto-pomarańczowe waftersy” – uchyla rąbka tajemnicy.

Ponad cztery godziny czekania na brania

Pierwsze brania zaczęły się dopiero ok. godz. 9.00. Na dalszy haczyk wpadały głównie mierzące do pół metra jazie, a na bliższy małe karpie i leszcze. Im było cieplej, tym brań było mniej.

Wszystko zmieniło się, kiedy po południu do pana Janusza dołączyła żona i rozpalili wspólnego grilla. „Wróciłem do przynęt, które na początku zasiadki przyniosły brania. Dzięki nim, na dalszym dystansie, w ciągu godziny złowiłem około 35 jazi” – relacjonuje.

Nadal jednak bliższy dystans nie przynosił oczekiwanych efektów, „wędka stała jak zaczarowana”. Zapadła decyzja o zakończeniu wędkowania. Jak się okazało, przedwczesna. „Gdy zacząłem składać krzesło zobaczyłem branie na wędce postawionej na bliższym dystansie. Po zacięciu poczułem, że ryba jest ładna” – pisze pan Janusz.

To mógł być rekord Polski

Jak wspomina, na początku myślał, że to duży leszcz. Nie pasowało mu jednak, że podczas holu ryba pyskiem ryje w dno. „Gdy zobaczyłem rybę pod powierzchnią krzyknąłem do żony, by rozwinęła podbierak, bo mam lina i jest to ryba życia!” – relacjonuje.

„Po podebraniu ryby nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Lin był ogromny. Łowiłem już wcześniej liny, najczęściej w przedziale 20-40 cm, czasami zdarzyła się ładna 50-tka, ale ten był o wiele większy. Miara pokazała 61,5 cm” – czytamy.

Niestety. Pan Janusz nie miał przy sobie wagi, żeby sprawdzić czy udało mu się pobić wynoszący 4,64 kg rekord Polski. „Obszedłem cały brzeg, ale żaden z kolegów też jej nie miał. Być może ten okaz byłby cięższy do oficjalnego rekordu Polski? Tego już się nigdy nie dowiem” – zastanawia się wędkarz.

Czytaj też:
Nowy wędkarski rekord Polski. Byli pewni, że to okazały sum
Czytaj też:
Ryby, które chodzą po lądzie. Naukowcy tłumaczą, jak to możliwe

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUpalny weekend na Sądecczyźnie: Ostrzeżenie IMGW
Następny artykułNBA: Morant wysyła ostrzeżenie. Jest już prawie gotowy