A A+ A++

Zabicie ważnego wroga podczas bitwy przynosiło sławę oraz bogactwo.

Każda wojna, każda bitwa niosą za sobą ofiary. Współcześnie nie są one już bezimienne i jesteśmy w stanie stwierdzić, kto i gdzie zginął, a nawet kto był sprawcą. W przeszłości sprawa wyglądała zgoła inaczej. Kroniki najczęściej donoszą o poległych, z których uszła szlachetna krew. Czasami też wspominają tych, którzy im tej krwi utoczyli. Reszta anonimowych ofiar na zawsze pozostała elementem matematycznych sporów historyków – czy straty stron walczących były „ciężkie”, czy też może zginęli wszyscy.

Nie inaczej jawi nam się średniowiecze ze swoimi bataliami. Należy jednak podkreślić, że wbrew obiegowej opinii bitwy w wiekach średnich nie były zjawiskiem częstym. Wyekwipowanie i utrzymanie armii było niezwykle kosztowne, zatem bardziej opłacało się unikać walnych konfrontacji. Swoista zapobiegliwość ówczesnych strategów nakazywała prowadzenie wojny na wyczerpanie gospodarcze. Chodziło o jak najszybsze zyski przy minimalnych kosztach własnych. Kiedy jednak repertuar marszów, plądrowań, grabieży i uników się wyczerpywał, wówczas często brutalność ówczesnego pola bitwy daleka była od wzniosłych haseł etosu rycerskiego.

Średniowieczy etos rycerski

W historii znane są nawet konkretne przypadki batalii, w których rycerze nie oszczędzali nie tylko nisko urodzonych (co było normą), lecz także nie dawali pardonu nawet najwybitniejszym dostojnikom strony przeciwnej. Co więcej – bywało, że jeszcze zanim skrzyżowano oręż, już planowano zgładzenie konkretnej osoby. Tak było w 1214 roku pod Bouvines, gdzie sam cesarz Otton IV i jego sprzymierzeńcy zaprzysięgli zabicie w walce francuskiego króla Filipa II Augusta – co im się ostatecznie nie udało. W bitwie pod Durnkrüt w 1278 roku strąconego z konia króla czeskiego Przemysła II Ottokara wbrew rycerskiej etyce bezlitośnie zabiło kilku niemieckich rycerzy.

Średniowieczne bitwy to nie tylko honorowe pojedynki, ale także pogromy przeciwników. Juliusz Kossak – „Cherubin Gniewosz w bitwie pod Suczawą 1497”

Ciekawym przypadkiem był inny z czeskich władców – Jan Luksemburski. Ten, będąc ślepcem, na własne życzenie nakazał się poprowadzić w bój pod Crécy w 1346 roku. Rzecz jasna nie wyszedł z tej awantury żywy. Z kolei w wojnie Dwóch Róż walczące stronnictwa, odłożywszy na bok szczytne ideały, zapamiętale wybijały wzajemnie swoich dowódców. Sam król Ryszard III odszedł z tego świata w bitwie pod Bosworth w 1485 roku aż z dwunastoma ranami od mieczy lub toporów. Nawet z założenia rycerskie bitwy prowadzone początkowo w iście turniejowym stylu, jak choćby ta pod Koronowem w 1410 roku, potrafiły zmienić się w prawdziwą jatkę z hekatombą dostojnych ofiar.

Kto zabił Wielkiego Mistrza?

Nie inaczej było pod Grunwaldem, gdzie głowę położyła większość dostojników zakonnych (203 z 250 biorących udział w bitwie). O zażartości boju świadczy już fakt, że nikt ze starszyzny Zakonu nie poddał się żadnemu z Jagiełłowych rycerzy. Dostojnicy, z wyjątkiem nielicznych zbiegłych, padli na polu walki. Wśród nich był wielki mistrz Ulryk von Jungingen. Sam fakt jego śmierci w świetle wspomnianych przykładów bitew bezlitosnych dla znamienitych głów nie wydaje się niczym szczególnym, ale od dawna w dyskusjach historyków pojawia się pytanie – kto zabił wielkiego mistrza?

Brak w grunwaldzkich przekazach takiej informacji nie powinien nikogo dziwić, gdyż z reguły w ówczesnych kronikach zdaje się to ogólnie przyjętym zwyczajem. A nawet gdy znano personalia sprawcy śmierci jakiegoś dostojnika, to albo pojawiało się kilka wersji imion (jak w przypadku Petera Basilimiego alias Johna Sabroza alias Bertrana de Gurduna, który zabił Ryszarda Lwie Serce), albo jak Miloš Obilić – zabójca sułtana Murada I na Kosowym Polu – okazuje się postacią półlegendarną.

Śmierć Ulricha von Jungingena na obrazie Jana Matejki.

Jeśli chodzi o Grunwald, to wiadome jest, że w krytycznym momencie bitwy Ulryk poprowadził do boju 16 odwodowych chorągwi, które ruszając przeciw królowi, natknęły się na naszą [Polską] wielką chorągiew i wzajem mężnie zderzyły się z nią włóczniami. I w pierwszym starciu mistrz, marszałek, komturzy całego Zakonu Krzyżackiego zostali zabici. W dawnej historiografii powielanej zresztą przez literaturę piękną i film zabicie mistrza przypisywano plebejskim piechurom. W świetle późniejszych badań ten pogląd został całkowicie odrzucony, gdyż w żadnych źródłach nie ma dowodów na użycie piechoty w tej bitwie.

Zasługę zabicia wielkiego mistrza przypisywano również jakiemuś drabowi, czyli prostemu żołnierzowi, np. giermkowi lub pocztowemu z otoczenia któregoś z walczących rycerzy. Jednak dążenie do spersonalizowania bohatera bitwy grunwaldzkiej nakazywało szukać dalej. Nikt się jednak nie spodziewał, że poszukiwania spróbuje definitywnie zakończyć… ambasador Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin. Rosjanin stwierdził, że to jego przodek Stefan Mitkiewicz z pułków smoleńskich zabił Ulryka. Ponieważ jednak nie przedstawił na to żadnych dowodów, nikt z poszukiwaczy nie potraktował jego opowieści poważnie.

Mszczuj ze Skrzyńska

Obecnie najczęściej przyjmowana hipoteza mówi, że von Jungingen zginął z ręki Mszczuja ze Skrzyńska. Za jego kandydaturą przemawia wiele przesłanek. To właśnie jego giermek Jurga, obdzierając trupy na pobojowisku, zerwał z szyi jednego z nich drogocenny relikwiarz i przekazał go swemu panu. Ten poznawszy, do kogo należał pektorał, oddał go królowi jako dowód na śmierć wielkiego mistrza. Co ciekawe jednak – Mszczuj poinformował jedynie o śmierci Ulryka, ale nie stwierdził wprost, że to jego dzieło.

Owszem, jako przedchorągiewny chorągwi nadwornej, która walczyła z odwodami krzyżackimi, mógł zwycięsko skrzyżować oręż z wielkim mistrzem, ale jednoznacznego dowodu brak. Wątpliwości jednak zdają się mnożyć. Kiedy bowiem Jagiełło nakazał zidentyfikowanie ciała swojego adwersarza, zadania tego nie powierzył ani Mszczujowi, ani jego giermkowi, ale… wziętemu do niewoli pokojowcowi wielkiego mistrza Stanisławowi z Bolemina.

Być może król nie dowierzał swojemu rycerzowi (!), a może Mszczuj nawet nie wiedział, kogo i gdzie pokonał. I nie jest to wcale mało prawdopodobne. Zamęt bitewny i walka w ciasnym szyku kolumnowym, w jakim prowadzona była batalia grunwaldzka, sprzyjały takiemu obrotowi sprawy. Brak miejsca i czasu na stoczenie zwyczajowego pojedynku z wyzwaniem przeciwnika może tylko potwierdzać anonimowość zwycięscy wielkiego mistrza.

fot.Zbigniew Wójcik Spotkanie Władysława Jagiełły z Mikołajem Powałą w Taczowie, drugi od lewej Mszczuj ze Skrzyńska

Za sprawstwem rycerza ze Skrzyńska ma jednak przemawiać fakt, że oprócz relikwiarza stał się on posiadaczem białego wappenrocka z charakterystycznym krzyżem i koronowanym orłem Rzeszy Niemieckiej, okrywającego zbroję Ulryka. Długosz, opisując zdobyte pod Grunwaldem chorągwie krzyżackie, podaje, że wykonany z tego płaszcza ornat znalazł się w posiadaniu kościoła w Kijach. W owych czasach uważano, że Kije i tamtejsza świątynia związane były z rodem Łabędziów, z którego wywodził się Mszczuj. Mógł on zatem przekazać szatę w darze, gdyż była jego własnością zgodnie z panującą wówczas zasadą, według której zwycięzcy w bezpośredniej walce przypadał w udziale ekwipunek pokonanego.

Nierespektowanie tej zasady miało poważne konsekwencje i nierzadko było rozstrzygane na udeptanej ziemi. Jeśli więc Mszczuj ze Skrzyńska dysponował strojem von Jungingena, to może oznaczać, że właśnie z jego ręki zginął wielki mistrz.

No właśnie – może oznaczać – a przecież Mszczuj mógł zwyczajnie się pochwalić pokonaniem wodza wrogiej armii i nie byłoby problemu. Nie zrobił tego ani on, ani żaden inny uczestnik bitwy. Dlaczego? Wśród historyków utrwala się pogląd, że zwyczajnie nie było czym, a raczej nie należało się tym chwalić. To, że na polach Grunwaldu pod Jagiełłowymi mieczami padła większość starszyzny krzyżackiej, miało być dla opinii europejskiej faktem niezwykle bulwersującym – tym bardziej że króla Polski w dalszym ciągu wielu ówczesnych uważało za poganina.

Zatem naszej dyplomacji być może zależało na nierozgłaszaniu wszem i wobec o sprawcach rzezi zakonników Chrystusowych. A przemilczające ten fakt przekazy kronikarskie zdają się tylko ów domysł potwierdzać. Jak było naprawdę? Dociekania trwają…

Bibliografia:

1. Andrzej Nadolski, Grunwald. Problemy wybrane, Wodzisław Śląski 2010.
2. Dariusz Piwowarczyk, Mszczuj ze Skrzyńska – pogromca wielkiego mistrza?, „Mówią Wieki”, nr 1/2001.
3. Grunwald 1410. Materiały z sesji popularnonaukowej z okazji obchodów 600-lecia bitwy pod Grunwaldem, red. Jerzy Augustyniak, Olgierd Ławrynowicz, Sulejów 2010.
4. Jacek Kowalski, Średniowiecze. Obalanie mitów, Warszawa 2019.
5. Jan Wróbel, Grunwald 1410, Warszawa 2020.
6. Jana Długosza Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, ks. 10 i ks. 11 (1406–1412), red. Józef Garbacik, Krystyna Pieradzka, Warszawa 1982.
7. Kronika konfliktu Władysława króla polskiego z Krzyżakami w roku pańskim 1410, tłum. Jolanta Dankowa, Andrzej Nadolski, Olsztyn 1984.
8. Maciej Stryjkowski, O początkach, wywodach, dzielnościach, sprawach rycerskich i domowych sławnego narodu litewskiego, żemojdz-kiego i ruskiego…, oprac. Julia Radziszewska, Warszawa 1978.
9. Sławomir Jóźwiak, Adam Szweda, Sobiesław Szybkowski, Krzysztof Kwiatkowski, Wojna Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim w latach 1409–1411, Malbork 2010.
10. Stefan Maria Kuczyński, O miejscu zgonu wielkiego mistrza i kilku sprawach innych, „Komunikaty Mazursko-Warmińskie”, nr 3/1997.
11. Stefan Maria Kuczyński, Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim w la-tach 1409–1411, Warszawa 1966.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMatura z matmy dla niewidomych jest jak skok o tyczce. Talenty giną, bo nie mogą studiować
Następny artykułLotos dostał wiceprezesa z Orlenu