A A+ A++

Robert Garbacz trafił do aresztu w styczniu 2010 r. pod zarzutem wprowadzenia do obiegu dwóch fałszywych banknotów studolarowych i udziału w grupie przestępczej, która przemyciła do Polski z Meksyku 88 kg kokainy. Co ciekawe, Garbacz sam tę historię wymyślił nagabywany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego, by móc wcześniej wyjść z aresztu.

Dziś Garbacz domaga się 8 mln zł zadośćuczenienia i odszkodowania od państwa za firmę, którą stracił w Chicago, kiedy przebywał w lubelskim areszcie.

Dwie fałszywe studolarówki

Robert Garbacz w czerwcu skończył 44 lata, pochodzi z Kraśnika. W młodości był bokserem Gwarka Łęczna, lecz z powodu kontuzji musiał zakończyć karierę. Uczył się na elektryka, potem ochroniarza i detektywa. Pracy w Polsce nie znalazł i w 2000 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych. W Chicago założył firmę transportową, ożenił się, ma 17-letniego syna.

Garbacz często przylatywał do Polski, gdzie leczył uszkodzoną przegrodę nosową – pamiątkę po karierze bokserskiej. Po raz ostatni przyjechał do Kraśnika w styczniu 2010 r. Na kilkanaście dni. W Lublinie miał konsultację u laryngologa.

– Już siedziałem w taksówce, która miała mnie zawieźć na lotnisko Okęcie, kiedy drogę zajechały nam nieoznakowane radiowozy. „Na ziemię, gleba, nie ruszaj się!”, krzyczeli w moją stronę policjanci w czarnych uniformach – opowiadał “Wyborczej” w 2017 r. Robert Garbacz.

Już w komendzie dowiedział się, że jest podejrzewany o udział w gangu rozprowadzającym fałszywe banknoty studolarowe.

Garbacz: – We wrześniu poprzedniego roku [2009 r. – red.], kiedy przedostatni raz byłem w Kraśniku, z kumplami poszliśmy do pubu powspominać stare dzieje. Piliśmy piwo i graliśmy na automatach. Ja stawiałem. Jako że szybko skończyły mi się złotówki, wymieniłem w barze studolarówkę. Potem drugą i trzecią. Już po zatrzymaniu, w komendzie poinformowano mnie, że dwa z trzech banknotów były fałszywe. Zarzut: wprowadzanie falsów do obiegu.

Garbacz trafił do lubelskiego aresztu.

– W Chicago nieźle mi się powodziło. Do Polski przywiozłem kilka tysięcy dolarów w gotówce. Jak zwykle, dla rodziny. Pieniądze miałem z różnych źródeł, część z banku, część od kontrahentów. Na początku byłem przekonany, że te dwa falsy, ten areszt, to jakaś pomyłka. W Stanach zostawiłem wszystko – żonę, syna, firmę, zobowiązania. Tymczasem siedzę w śmierdzącym areszcie. Ale byłem pewien, że wszystko się wyjaśni.

Klub Paris Hilton i Mike’a Tysona

Kiedy Garbacz trafiał do aresztu lubelska, policja tropiła gang puszczający w obieg fałszywe dolary. Garbacz pasował na dilera: często przylatywał do Polski, szastał dolarami. W Lublinie wzięli go w obroty policjanci z Centralnego Biura Śledczego.

– Co kilka dni brali mnie na przesłuchanie. Byli pod coraz większą presją. No, nadaj nam jakąś sprawę, przecież obracasz się tu i tam, mów, nagabywali. Potem robili to coraz dosadniej. Mniej więcej w tym samym czasie w środku nocy w celi zostałem pobity przez współwięźniów. Okazało się, że w aktach sprawy ktoś pomylił artykuł Kodeksu karnego z 312, czyli rozprowadzanie fałszywych banknotów, na 197, czyli gwałt. Ta informacja musiała dotrzeć do celi, a wiadomo, jak osadzeni traktują gwałciciela. Potem sąd przedłużył mi areszt na kolejne trzy miesiące. A ja pękłem.

W maju 2010 r. Garbacz opowiedział policjantom z CBŚ zmyśloną historię o tym, że w Stanach brał udział w wielkim przemycie 88 kg kokainy z Meksyku przez Chicago do Gdańska. Wartość czarnorynkowa? Około pięciu milionów dolarów. Narkotyki miały dotrzeć do Polski w dwóch kontenerach załadowanych na statek. W pierwszym miało być 55 kg narkotyków, w drugim – 33.

– Skąd się wzięło 88 kg? Bo taki był numer domu dziadków na wsi, gdzie przyjeżdżałem na wakacje. Liczba 33? Bo tyle wtedy miałem lat. A 55? To różnica między 88, a 33. Żeby historia miała ręce i nogi, wplotłem w to znajomego z Chicago, Polaka z pochodzenia Bartosza Ł. Pozostałe postaci zostały zmyślone. Tak jak magazyn, gdzie miałem widzieć przepakowywane woreczki z kokainą – opowiadał nam Robert Garbacz.

Dla podniesienia wiarygodności wymyślał kolejne historie. Analizując książkę telefoniczną w swoim smartfonie, opowiedział policjantom, że „Drożdżówa” to ochroniarz w jednym z najdroższych klubów w Londynie, gdzie regularnie bywają Mike Tyson i Paris Hilton, a „Edek” to milioner spod Chicago.

– Zmyślałem, bo policjanci obiecywali mi coś w rodzaju małego świadka koronnego. Po opowiedzeniu tych bzdur moja sytuacja uległa zmianie. Byłem regularnie częstowany przez funkcjonariuszy samogonem. Bardzo dobrym. Raz się kompletnie skułem i do aresztu odwieźli mnie dopiero wieczorem, aż wytrzeźwiałem. Policjanci wozili mnie też na obiady do rodziców. Byłem zadowolony. Oni mówili o wysokich nagrodach za tę kokainę.

88 kilo koksu prosto z Meksyku

Ze względu na rangę i skalę rzekomego przemytu sprawą zajął się tropiący najpoważniejsze przestępstwa lubelski wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej. Tam Garbacz w połowie lipca 2010 r., czyli dwa miesiące po zeznaniach złożonych w lubelskim CBŚ, z kokainowych rewelacji się wycofał. Opowiedział prokuratorom, dlaczego konfabulował. Mimo to prokuratura brnęła w kierunku zarzutów.

Garbacz w aresztach w Lublinie i Opolu Lubelskim spędził rok. W styczniu 2011 r. wyszedł na wolność w zamian za 100 tys. zł poręczenia majątkowego. Na początku marca do sądu wpłynął akt oskarżenia: m.in. udział w grupie przestępczej, która przemyciła 88 kg. kokainy i puszczenie w obieg dwóch banknotów studolarowych.

Mimo że Robert Garbacz był na wolności, dostał zakaz opuszczania kraju. Przez sześć lat nie mógł odwiedzić rodziny w Stanach Zjednoczonych.

Moje życie legło w gruzach

Sąd Okręgowy w Lublinie, przed którym toczył się proces Garbacza wskazał poważne rozbieżności między zeznaniami świadków a wyjaśnieniami oskarżonego. Przede wszystkim obsługująca Garbacza kelnerka nie była w stanie wskazać dnia, kiedy go widziała w lokalu i miała otrzymać od niego dwa studolarowe banknoty. Dodatkowo wyszło na jaw, że płacenie dewizami było we wspomnianym lokalu rzeczą powszechną.

W styczniu 2019 r. z powodu braku dowodów Rober Garbacz został uniewinniony. Prokuratura od tego wyroku się odwołała, ale pod koniec 2019 r. wyrok uniewinniający podtrzymał Sąd Apelacyjny w Lublinie.

Śledczy w dalszym ciągu walczyli składając kasację do Sądu Najwyższego. Jednak w kwietniu 2021 r. niespodziewanie ją wycofali.

– Straciłem firmę, dom i rodzinę. Moje życie legło w gruzach, przez wiele lat nie mogłem kontaktować się z dorastającym synem

– opowiada Robert Garbacz, który dopiero w 2017 r. wrócił do Stanów Zjednoczonych i od tego czasu próbuje wszystko poukładać.

Jego adwokat domaga się od państwa polskiego kwoty 2 mln 750 tys. zł zadośćuczynienia za 12 miesięcy spędzone w areszcie.

Dodatkowo biegły z zakresu wyceny przedsiębiorstw ocenił wartość firmy Roberta Garbacza w Chicago na kwotę 1 mln 163 tys. dolarów (4 mln 535 tys. zł).

W sumie mężczyzna domaga się więc blisko 8 mln zł odszkodowania i zadośćuczynienia.

Sprawa Tomasz Komendy

W marcu tego roku sąd w Opolu zdecydował, że Tomasz Komenda ma otrzymać od skarbu państwa 12 mln zł zadośćuczynienia i 811 533 zł odszkodowania za 18 lat spędzonych w więzieniu. To najwyższa kwota odszkodowania w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Tomasz Komenda został niesłusznie aresztowany i skazany za gwałt i zabójstwo młodej dziewczyny w Miłoszycach na Dolnym Śląsku.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSobota z Defence24.pl: Białorusko – rosyjskie ćwiczenia przy polskiej granicy
Następny artykułIO: Porażka Polaków na otwarcie