A A+ A++

Z Szymonem Ziają spotykam się w jego rodzinnym domu w Mokrzcu w dzień po jego powrocie z Hawajów. Jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do nowego czasu, szczególnie że w Ameryce Północnej spędził ostatnio dużo więcej czasu, niż tylko tydzień w wyspiarskim stanie USA.

– Czuję tę różnicę 12 godzin, na Hawajach byłoby po północy, pewnie kładłbym się spać, a tu środek dnia – mówi.

Szymon lubi podróżować, poznawać nowe kraje, kultury, a przede wszystkim ludzi. Dlatego bardzo ucieszył się z nagrody, którą otrzymał na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, gdzie w tym roku akademickim zamierza obronić pracę magisterską na kierunku marketing i zarządzanie.

– Jako najlepszy student dostałem grant na wyjazd do Kanady, gdzie przez dwa semestry w ramach stypendium kontynuowałem studia na University of Lethbridge – zdradza Szymon Ziaja.

Opowiada, że Lethbridge to specyficzna miejscowość na mapie prowincji Alberta. Ponad 40 procent jej mieszkańców stanowią studenci i pracownicy uniwersytetu. Jedna część liczącego ponad 100 tys. mieszkańców miasta zajęta jest właśnie przez nich, po drugiej stronie rzeki swoje domy mają ci, którzy przebywają tu na stałe. Obie części łączy most, stąd też w nazwie bridge.

Jeszcze ciekawsze jest to, że 70 proc. ogólnej liczby studiujących stanowią ludzie spoza Kanady, którzy przyjeżdżają tu albo jak Szymon po otrzymaniu stypendium, albo też na wymianę międzynarodową. Wśród kierunków, które cieszą się największym powodzeniem są te związane z edukacją i biznesem.

Semestr jesienny zaczyna się tu znacznie wcześniej niż w Polsce, bowiem już w sierpniu, a kończy w połowie grudnia. Jeśli ktoś się postara, może uporać się z jego zaliczeniem jeszcze wcześniej. Szymonowi Ziai bardzo na tym zależało, bo przed powrotem do rodzinnego Mokrzca zaplanował jeszcze tygodniowy wypad z przyjaciółmi na Hawaje. Spędzali czas na pięknych plażach, ale zdobyli też najwyższy szczyt archipelagu Mauna Kea (4205 m n.p.m.).

Będąc tam czuł już atmosferę zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Widać to chociażby na zdjęciu do tego artykułu. Napis w języku hawajskim Mele Kalikimaka oznacza bowiem Wesołych Świąt. Dlatego, choć na Hawajach było mu bardzo dobrze, z chęcią wracał do rodzinnego domu. Zdążył się stęsknić za świąteczną rodzinną atmosferą, szczególnie że przed rokiem cały okres świąteczno-noworoczny spędził ze swoją dziewczyną Sybillą w Tajlandii, Malezji i Singapurze.

Mimo że Tajowie to w przeważającej mierze buddyści i nie obchodzą tych świąt, to na każdym kroku czuli świąteczną atmosferę. Miejscowi chcą bowiem pokazać turystom, że szanują ich zwyczaje i dać im takie poczucie, że to, co jest ważne dla gości, jest też ważne dla gospodarzy.

Oświetlone i udekorowane ulice, domy i centra handlowe, ale też ludzi chodzących w przebraniach św. Mikołaja, widzieli na każdym kroku. Oczywiście te mikołajowe stroje dostosowane były do panujących warunków pogodowych, bo w Tajlandii jest to pora letnia, a temperatury przekraczają 30 st. C.

– Jestem jednak przekonany, że tak jest tylko w Bangkoku, na Phuket i kilku innych miastach nastawionych na turystów – mówi Szymon Ziaja.

Na ulicach i w restauracjach słychać było kolędy w języku angielskim. To sprawiało, że Szymon uciekał myślami do Mokrzca, gdzie przy wigilijnym stole zbiera się jego rodzina. Nie tylko rodzice i rodzeństwo, ale też ciocie, wujkowie, zazwyczaj jest kilkanaście osób, a po zjedzeniu wszystkich potraw wspólnie kolędują.

W Tajlandii trudno było o żurek, pierogi z kapustą czy uszka z grzybami. Musieli się więc zadowolić ananasem z krewetkami i ryżem, ale wcześniej podzielili się opłatkiem, który zabrali z sobą. Przy stole na wyspie Phuket siedzieli ubrani odświętnie, ale o wciśnięciu się w garnitur i założenie krawata przy takim upale nie pomyślał nawet przez chwilę. O północy, zamiast na pasterkę, poszli na pokaz fajerwerków.

– A różnica czasu sprawiła, że jak dzwoniłem do rodziców już po naszej wieczerzy, żeby im złożyć życzenia, to u nich właśnie dochodziło południe – śmieje się Szymon.

Jako że szukali miejsca gdzieś na uboczu, a nie przy głównych uliczkach, mieli też dodatkową atrakcję. W Polsce zwierzęta widzieliby w szopce, a tam małpy przychodziły w pobliże stołu, by spróbować im coś z niego ukraść.

– Mieszkańcy Tajlandii, pomimo że u nich nie ma takiej tradycji, zaczęli sobie dawać w nasze święta prezenty. Ten zwyczaj chyba im się bardzo spodobał – stwierdza student z Mokrzca.

Po świętach zwiedzili Malezję, a na Sylwestra dotarli do Singapuru, gdzie powitali też Nowy Rok. W lutym przyszłego roku wybierają się tam znowu w podróż sentymentalną. Dzięki nawiązanym przed rokiem znajomościom, nie będą już spać w hotelach, w każdym z miejsc, gdzie planują się zatrzymać, będą gośćmi swoich nowych przyjaciół.

W ten sposób chce wykorzystać ostatnie w swoim życiu studenckie ferie. Szymon Ziaja równocześnie ze studiami pracuje w amerykańskim funduszu inwestycyjnym. Jako że może to robić zdalnie, a godziny pracy wybierać sobie elastycznie, nie przeszkadza mu to w podróżowaniu i zwiedzaniu świata. Laptopa ma zawsze przy sobie i jeśli musi po prostu z niego korzysta.

Ale jako że wszędzie dobrze, a w domu rodzinnym najlepiej, te święta spędzi z rodziną. W żadnym kraju nie ma bowiem tak pięknych bożonarodzeniowych zwyczajów i kolęd, jak w Polsce.

Autor: Janusz Grajcar
/ Debica24.eu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWęglowy gigant znów w remoncie. Prądu na święta nie zabraknie
Następny artykułOpolska Choinka 2023, czyli subiektywne podsumowanie roku. Z kim wiążemy największe nadzieje?