A A+ A++

Chciałbym cieszyć się na wieść o powstawaniu nowej wersji jednej z moich najbardziej ukochanych gier. Ale nie potrafię. Z jednej strony mamy bowiem kiepski zwiastun z PS Showcase, a z drugiej wybitność oryginału.

Źródło fot. Konami

i

Nie będę owijał w bawełnę i powiem otwarcie – Metal Gear Solid Delta: Snake Eater ma nikłe szanse, żeby się udać. Przynajmniej w moich oczach. Całe tegoroczne PlayStation Showcase było dla mnie festiwalem zawodu i smutku. Znów zostałem brutalnie uświadomiony, że poza kilkoma wyjątkami nie mam tam czego szukać. Owego wieczoru umarł gaming, tak po prostu – i gdyby nie to, że już leżałem, padłbym na kolana niczym załamany James z nowego Silent Hill 2 (kolejna pokraka). Zapowiedź nowego MGS-a 3 przybiła ostatni gwóźdź. Przesadzam? Być może. Przeżywam to, bo wciąż chcę grać i się cieszyć (i na szczęście mam ku temu możliwości), ale przyszłość nie maluje się w zbyt kolorowych barwach.

A Hideo Kojima Game

Pierwszym, co wywołuje moje oburzenie, jest oczywiście brak Hideo Kojimy na pokładzie. Ojca serii, który swoją pomysłowością zachwycił tłumy i jako jeden z nielicznych pokazał, że gry mogą być czymś więcej niż rozrywką, co do dzisiaj udowadnia – w eleganckim i wzbudzającym podziw stylu. On zresztą najpewniej nie chciałby zabierać się za ten projekt i chwała mu za to. Mam jednak na myśli przede wszystkim to, że gry, które stworzył, są przesiąknięte nim samym. Nie da się tego oddzielić, a na pewno nie bez konsekwencji.

Drugim problemem, jaki od razu rzuca mi się w oczy, jest samo Konami, które od bardzo wielu lat skutecznie udowadnia, że nie ma pojęcia, czego chcą fani gier tego studia. Wystarczy wspomnieć Silent Hill, które co rusz powstawało z grobu, by za chwilę do niego wracać. Widać to również w charakterze zwiastuna nowego MGS-a – Hideo Kojima, gdy czuwał nad kolejnymi odsłonami serii, nigdy nie zapowiedział żadnej z nich obrzydliwą kinową zajawką. Wygląda to trochę jak splunięcie na jej dziedzictwo.

Cały charakter wspomnianego filmiku sprawił, że ani przez chwilę nie poczułem, iż mam do czynienia z tą szpiegowską serią. Jej duch uleciał najwidoczniej razem z Kojimą, a to przecież jego gra. MGS zawsze miał pełną rozmachu i pomysłową kampanię marketingową, a nie coś generycznego wciśniętego pomiędzy mało ekscytujące zapowiedzi. Pamiętacie fenomenalny Nuclear Mike’a Oldfielda zwiastujący piątego MGS-a? Albo „This in not FPS. This is MGS” do „czwórki”? No właśnie, o to mi chodzi. Nie mówiąc o większych wariactwach, jak fikcyjne studio i zabandażowany człowiek. To są rzeczy, które wspomina się latami.

Starcie ze złem wcielonym

Zostawmy jednak tego nieszczęsnego Kojimę, który zresztą zdaje się radzić sobie bardzo dobrze z dala od dotychczasowego pracodawcy. Jest kilka innych problemów, przez które nie umiem pozytywnie nastawić się do tego remake’u. Jeden z nich to wybitność samego oryginału. Metal Gear Solid 3: Snake Eater pod wieloma względami wyprzedziło swoje czasy i można powiedzieć, że jako gra akcji jest w pewnych kwestiach niedoścignione. Przełożenie tego fenomenu na współczesny język wydaje się z góry skazane na porażkę. Wciąż może się to udać – czego idealny przykład stanowi nowy Resident Evil 4, ale to przecież zaufany Capcom pełen utalentowanych, genialnych ludzi. Konami jawi się obecnie jako cień dawnego siebie.

Snake Eater jest grą niesamowicie złożoną, nawet z dzisiejszej perspektywy. W ilu akcyjniakach mamy rozbudowaną faunę, która służy za pokarm, przynosi zgubę czy stanowi środek do odwracania uwagi lub nawet likwidowania przeciwników? Do tego dochodzi złożony system kamuflażu (co prawda niewygodny ze względu na ograniczenia sprzętowe) czy zaawansowany system leczenia ran. Nie zapominajmy też o świetnym CQC, które początkowo trudno ogarnąć, ale jak już się tego dokona, można godzinami się nim bawić. Testowanie mechanik i odkrywanie kolejnych nowości jest zresztą nieodłącznym elementem grania w MGS-y (albo w Death Stranding i inne dzieła Kojimy).

Martwię się o remake Metal Gear Solid 3. Tu brakuje najważniejszego - ilustracja #1

Przypływu nostalgii nie stwierdzono (źródło: Konami).

Ta kultowa seria nie byłaby tym samym bez specyficznego poczucia humoru, obecnego w produkcjach Hideo Kojimy – niektórych to wręcz zraża. Naśladowanie czyjegoś unikalnego stylu i dowcipu to trudna sztuka, również skazana z góry na porażkę. Może się więc okazać, że tych specyficznych rzeczy zabraknie albo wypadną po prostu miernie i żałośnie. Pozostaje jeszcze kwestia wszelkich smaczków (od których seria aż kipi) i ogromnego przywiązania do szczegółów – gdyby było to takie proste, zapewne znacznie więcej gier proponowałoby coś podobnego.

A poza tym – co dalej? Po tak rozbudowanej „trójce” trudno będzie wrócić do „jedynki” i zaoferować podobny poziom – jej potencjalny remake mógłby więc ucierpieć. „Trójka” dużo zresztą zyskiwała jako kolejna odsłona, bo zmieniała odbiór postaci Big Bossa, który dotychczas kreowany był na antagonistę i niedoścignioną legendę.

Twórcy Delty obiecują wierność pierwowzorowi, jakieś nowości, dżunglę bez podziału na sektory (tak rozumiem zwrot „seamless user experience”), oryginalną obsadę (David Hayter FTW!!!) i… w zasadzie tyle. Wierzę, że będzie to remake o charakterze RE4, choć opis na stronie (oraz dostępne tam grafiki) momentami sugeruje podejście rodem z Shadow of the Colossus czy Demon’s Souls, czyli kalkę 1:1. Jestem zdania, że nie mogą sobie na nią pozwolić, bo MGS3 zbudowane zostało z myślą o rzucie izometrycznym. Do tego dochodzą krótkowzroczni i wręcz głusi wrogowie, brak możliwości biegania w przykucnięciu (wprowadzonym dopiero w MGS4) i kwestia celowania. Potrzeba tu bardzo dużo zmian i samo odświeżenie oprawy się nie sprawdzi.

Kres życia

Narzekam i marudzę, ale jest to jedna z moich gier życia – razem z większością tej serii. Spędziłem z tymi tytułami tysiące godzin, znam je jak własną kieszeń i chcę, aby za takim powrotem stali odpowiedni ludzie. To przez Metal Gear Solid ogrywane od najmłodszych lat zwracam uwagę na reżyserię scenek w grach, szukam w nich głębi, nowatorskich rozwiązań, a także szeroko rozumianej jakości przejawiającej się w najmniejszych szczegółach. I zwykle tego nie znajduję, bo mało jest arcydzieł… tak po prostu. Nie bez powodu zapisały się w historii właśnie w ten sposób.

Martwię się o remake Metal Gear Solid 3. Tu brakuje najważniejszego - ilustracja #2

Coś tu miauczy (źródło: Konami).

Ostatnie, co z tej serii się pojawiło, to Metal Gear Survive – wręcz niemające nic wspólnego z owym cyklem. Mimo genialnej rozgrywki (która mogła być jeszcze lepsza) dużym zawodem okazało się Metal Gear Solid V: The Phantom Pain. Obecność Kojimy nie musi oczywiście być gwarancją sukcesu, ale przykład Death Stranding pokazuje, że to przede wszystkim jego osoba decyduje o kunszcie tych gier. Bo kto kojarzy Shinjiego Mikamiego, ten go kojarzy – Hideo Kojimę kojarzy niemal każdy, i to nie tylko dlatego, że jego nazwisko jest częścią nazwy studia i widnieje na okładkach jego gier.

Są w tym wszystkim jednak pozytywy. Zapowiedziano jednocześnie kolekcję klasyki (najlepsza część pokazu!), dzieła te nie przepadną więc bez śladu. Inaczej rzecz ma się, niestety, z Silent Hill 2, które zostanie zastąpione przez kiepsko zapowiadający się remake. Konami jeszcze nie odzyskało mojego zaufania, ale pierwszy zwiastun z rozgrywką z obu wspomnianych remake’ów być może to zmieni. Do tego czasu pozostanę jednak nastawiony dość negatywnie. Tym bardziej że twarz Snake’a wygląda teraz tak brzydko.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułElon Musk dopiął swego. Neuralink może wszczepiać ludziom chipy do mózgu w ramach badań
Następny artykułRosjanie w Ukrainie przeprowadzili atak chemiczny