O tym, jak perspektywiczna w oczach inwestorów jest ta branża, świadczy, chociażby nowy rekord zarejestrowany w listopadzie br. w polskim crowdinvestingu. W ciągu niespełna 40 minut uruchomiona na platformie Crowdway.pl kampania crowdfundingowa spółki Kombinat Konopny przyniosła 4,2 mln zł wpływu od prawie 900 inwestorów.
– Dziś branża konopna przeżywa swoje „momentum” w Polsce i na świecie – przekonuje Maciej Kowalski, prezes Kombinatu Konopnego, pionier uprawy i przetwórstwa konopi w Polsce.
Nic dziwnego, że branżą interesuje się coraz więcej przedsiębiorców. – Rynek konopi uważa się za jeden z najszybciej rosnących w ostatnich latach, dlatego hasło „konopie” wzbudza ostatnio dużo emocji, tak w społeczeństwie, jak i w biznesie – przekonuje Janusz Palikot, który przy warzeniu piwa rozpoczął współpracę z Kombinatem Konopnym.
Konopia na ratunek gospodarce
Możliwości zastosowania konopi są szerokie – od produkcji wyrobów medycznych i spożywczych, po kosmetyki, ubrania, a nawet w budownictwie – testowane są już domy powstające przy użyciu betonu konopnego. Rynek ten dopiero jest na początku drogi, więc można tu dużo ugrać. Według raportu Polityka Insight Research w 2019 r. uprawa konopi przemysłowych w Polsce przyniosła rolnikom przychody na poziomie 36 mln zł, a przedsiębiorcy zajmujący się przetwórstwem CBD (Kannabidiol) zarejestrowali ponad 210 mln obrotów. Z kolei Według raportu “The Poland Cannabis White Papers”, wartość polskiego rynku konopnego w ciągu ośmiu lat sięgnie 2 mld euro. Globalnie, według danych New Frontier Data rynek marihuany na całym świecie był warty w 2019 r. 343 mld dolarów. Jego dalsza legalizacja zwielokrotniłaby zyski z tej branży.
Duże zmiany szykują się w USA, gdzie do tej pory już 11 stanów już zalegalizowało marihuanę. I choć na poziomie federalnym znajduje się ona wśród najniebezpieczniejszych narkotyków, niebawem się to zmieni – prawa ręka Joe Bidena, Kamala Harris, jeszcze podczas wyścigu o stery w Gabinecie Owalnym, zapewniła, że zwycięstwo kandydata Demokratów oznacza zdekryminalizowanie marihuany w całych Stanach Zjednoczonych. Co więcej, na początku grudnia br. amerykańska Izba Reprezentantów – znajdująca się pod kontrolą Republikanów – przyjęła ustawę depenalizującą marihuanę na poziomie federalnym.
W Polsce natomiast Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany pochylił czoło nad pakietem ustaw konopnych, pracując nad trzema projektami, wśród nich – dekryminalizacją niewielkich ilości marihuany rekreacyjnej na własny użytek, zwiększeniem dostępności marihuany medycznej i rozwiązaniami wspierającymi rozwój przemysłu konopnego.
Pojawiają się też głosy, że legalizacja marihuany może pomóc w łataniu dziury finansowej, jaką kopie dziś pandemia COVID-19. Wprost do tego przyznał się m.in. gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo. Oprócz niewątpliwych finansowych benefitów legalizacja marihuany przynieść może szereg innych korzyści, równie istotny w świetle globalnego kryzysu. Przykładowo New Frontier Data prognozuje, że legalizacja marihuany w Stanach Zjednoczonych pozwoli do 2025 r. stworzyć milion etatów. Dla gospodarki cenną zaletą działania marihuany jest wzrost konsumpcji po jej spożyciu. Okazało się, że po legalizacji marihuany w Kanadzie, upaleni klienci chętniej dokonują zakupów online, rzucając się nie tylko na jedzenie, ale też i na ubrania.
Od Skręta do Kombinatu
Maciej Kowalski przypomina, że jeszcze w latach 60. i 70. XX w. Polska była eksportową potęgą w produkcji konopi, głównie na potrzeby tekstyliów.
– Polska to dobre miejsce do uprawy konopi, może nie najlepsze na świecie, ale z powodzeniem można tę roślinę w wielu miejscach. Na przykład ja dzierżawię 40 ha ziemi pod Elblągiem. Lepszego terenu nie można sobie wymarzyć – duża wilgotność gleby z powodu depresji więc nie mam suszy, i nasłonecznione przestrzenie – opowiada.
Jednak od drugiej połowy lat 70. biznes konopny nad Wisłą zaczął podupadać. Przyczyniły się do tego syntetyczne zamienniki, które pojawiły się na rynku. Potem było już tylko gorzej. Najpierw w życie weszła Ustawa z dnia 24 kwietnia 1997 r. o przeciwdziałaniu narkomanii. Jej przepisy dopuszczały jednak bezkarne posiadanie marihuany w nieznacznych ilościach. To się wkrótce miało zmienić. Lider rządzącego wówczas AWS, Marian Krzaklewski, głośno przekonywał, że posiadanie nawet niewielkich ilości narkotyków jest niebezpieczne i skutkuje handlem psychoaktywnymi substancjami w szkołach czy klubach.
W końcu, w 2000 r. Sejm przyjął nowelizację zaostrzającą przepisy. W efekcie, podczas gdy w 1999 r. skazano prawomocnie 2 tys. osób za przestępstwa narkotykowe, liczba w 2011 r. doszła do 21 tys., w tym ponad połowa wyroków dotyczyła posiadania narkotyków, a nie sprzedaży. Słowem, nie leczono, głównie karano. W 2012 r. za swój podpis pod nowelizacją z 2000 r. publicznie, na łamach “The New York Times” przepraszał Aleksander Kwaśniewski, mówiąc wprost, że „ta porażka nie powinna być powtórzona w żadnym innym kraju”.
– Gdy ta nowelizacja weszła w życie, byłem nastolatkiem. W mediach pojawił się taki szum, że od razu zacząłem interesować się tym tematem. Z niemal akademickiego zainteresowania, zaangażowałem się w działalność społeczną, a następnie edukacją – pisałem o rynku konopi na stronach Hyperreal, serwisu poświęconego substancjom psychoaktywnym – opowiada Maciej Kowalski. Następnie, razem z dwoma kolegami odpalił Spliffa – bezpłatną gazetę konopną. – Jeden zajmował się dystrybucją, drugi sprzedażą powierzchni reklamowej, a ja byłem redaktorem naczelnym i pisałem teksty – wspomina konopny dinozaur. Nakład, na poziomie 20 – 25 tys. sztuk trafiał głównie do skate shopów.
– Próbowaliśmy rozprowadzać naszą gazetkę w sklepach ze zdrową żywnością i pubach, gdzie odbywały się koncerty, ale podchodzono do nas z dużą rezerwą. W pierwszym roku złożono przeciwko nam kilkanaście powiadomień do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Dla wielu osób pojęcia – „przekazywać informacje”, „wyjaśniać” i „nakłaniać” były tożsame. Nawet trudno było drukować ulotki w punktach ksero, bo od razu grożono nam policją. 15 lat temu marihuana dla większości ludzi była po prostu narkotykiem. Nie miała nic wspólnego np. z medycyną, nie mówiąc o innych zastosowaniach – opowiada Maciej Kowalski.
Z czasem do redakcji Spliffa zaczęli zgłaszać się rolnicy zainteresowani uprawą konopi siewnych, jak i przemysłowcy szukający dostawców surowca. Pomagali im za darmo. – Okazało się jednak, że darmowa pomoc budzi podejrzenia – uśmiecha się były redaktor Spliffa. W końcu na kanwie dotychczasowych doświadczeń, w 2014 r. powołał do życia pierwszą spółkę – HemPoland. Na pozwolenie uruchomienia swojej działalności czekał półtora roku. Ale starania się opłaciły. HemPoland jako pierwsze prywatne przedsiębiorstwo uzyskało licencję na uprawę i przetwórstwo konopi przemysłowych nad Wisłą. Od czego spółka zaczęła? – Najpierw opowiadaliśmy, co będziemy robić – śmieje się. Jednak szybko rozdzwoniły się telefony. HemPoland zaczęła doradzać rolnikom, jak legalnie rozpocząć uprawy konopi. Zanim sama przystąpiła do produkcji, zajęła się też skupem konopi włóknistych w Polsce.
– W pierwszym roku pojawiło się 30 osób chętnych do uprawy na 150 ha. Zaczęły też dzwonić firmy poszukujące surowca – opowiada Maciej Kowalski. Dodaje, że mieli dużo szczęścia, bo w tym czasie akurat zaczął się na świecie boom na konopie.
– Poza tym w firmie pomagała mi żona, która jest dr. inżynierem chemii analitycznej. Udało nam się opracować a właściwie udoskonalić unikalną metodę ekstrakcji konopi siewnych dwutlenkiem węgla, dzięki czemu konopie są oczyszczane ze szkodliwych związków zawartych w glebie – opowiada.
Połączenie umysłu inżyniera z know-how społecznego popularyzatora okazało się strzałem w dziesiątkę. Tymczasem inni mieli bardziej pod górkę. – W tę branżę wchodzili albo „ziomale” ze sporą wiedzą o konopiach, za to niewielką o prowadzeniu firmy, nie mówiąc o braku zaplecza technicznego… albo przedsiębiorcy z kasą, ale bez znajomości tematu. Te interesy były z góry skazane na niepowodzenie – podkreśla konopny biznesmen.
Jednak przyznaje, że początki produkcji HemPoland również nie były łatwe – gdy szukał finansowania w bankach i funduszach, słowa „marihuana” i „konopie” sprawiały, że wszędzie był odprawiany z kwitkiem. Udało się za to namówić kolegów ze studiów, którzy w jego projekt włożyli swoje oszczędności. Potem już produkcja olejków CBD ruszyła niemal z piskiem opon. Z roku na rok notowała dwukrotny wzrost obrotów. I zatrudnienia. Jej flagowy produkt – olejek CannabiGold – zyskał spore uznanie nawet w Europie.
W tym czasie zagraniczne fundusze, po skomasowanym ataku inwestowanym w branżę na rynku amerykańskim i kanadyjskim, zaczęły przeczesywać Europę. Do drzwi HemPoland zapukali kupcy. – Początkowo nie chciałem sprzedawać firmy. Myślałem, że się w niej zestarzeję. Ale po kilku miesiącach namówili mnie transakcję – opowiada Maciej Kowalski. Firmę przejął kanadyjski podmiot – The Green Organic Dutchman za 15,5 mln dolarów – połowę z tej kwoty w gotówce, drugą połowę w akcjach. Dodatkowe 12 mln USD miało być wypłacone po trzech latach po osiągnięciu deklarowanego przez Kowalskiego wyniku.
– Miałem dalej w niej zarządzać. Ale nie wyszło. Nasze drogi się rozeszły – mówi były właściciel HemPolanda. Dodaje, że od tego czasu akcje spółki straciły o 95 proc.
Jako 33-latek został rentierem. I… chciał dalej eksperymentować z konopiami. Tak powstał Kombinat Konopny (2019 r.), który przez pierwsze dwa sezony rolnicze funkcjonował przede wszystkim jako swoisty ośrodek badawczy. Maciej Kowalski włożył w to przedsięwzięcie pra … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS