Sędziowie – nie bez racji – powtarzają, że najczęściej mówi się o nich źle albo wcale. Ostatnio mówiło się bardzo dużo – mnożyły się błędy, mylili się sędziowie na boisku i za monitorami, w ligowych i pucharowych meczach. Dobry występ Szymona Marciniaka w tak prestiżowym spotkaniu, jak derby Madrytu w 1/8 Ligi Mistrzów był szansą, by wreszcie odwrócić kartę. Samo zaproszenie go do prowadzenia spotkania tej rangi potwierdziło natomiast, że UEFA wciąż bardzo go ceni.
Powtórki pokazały, że piłka trafiła w rękę piłkarza Atletico Madryt. Marciniak nie podyktował rzutu karnego. Eksperci oceniają tę decyzję
Sam mecz od początku był bardzo emocjonujący. Atletico rzuciło się na Real z pianą na ustach i już w 28. sekundzie odrobiło straty z pierwszego meczu. Rodrigo De Paul zagrał piłkę w pole karne, Giuliano Simeone trącił ją piętą, a Conor Gallagher z bliska wbił do bramki. Od tej pory mecz przebiegał według scenariusza nakreślonego przez Diego Simeone – jego zespół mógł oddać inicjatywę Realowi i grać defensywnie. A potrafi to robić jak mało który. Wszelkie ścieżki prowadzące do bramki zostały więc zablokowane. Im bliżej pola karnego Jana Oblaka, tym rywale mieli mniej miejsca. Real w pierwszej połowie został kompletnie zneutralizowany. Dość powiedzieć, że dopiero w 26. minucie zdołał oddać pierwszy strzał na bramkę. To Atletico – po kontratakach – stwarzało większe zagrożenie i gdyby nie kilka świetnych interwencji Thibauta Courtoisa jeszcze przed przerwą podwyższyłoby prowadzenie.
Ale po drodze Real miał jedną groźną szansę. Była 20. minuta, a Vinicius Junior w bocznym sektorze w końcu zdołał uciec obrońcom. Gdy zbliżał się do linii końcowej, stracił równowagę, ale upadając zdołał jeszcze zagrać piłkę w pole karne. Trafił w rękę biegnącego tuż obok Giuliano Simeone. Brazylijczyk od razu zaczął domagać się odgwizdania rzutu karnego. Szymon Marciniak był dobrze ustawiony, widział tę sytuację niemal idealnie i od razu pokazał, że nie ma zamiaru podyktować jedenastki. VAR w tej kontrowersyjnej sytuacji nie interweniował.
Telewizyjne powtórki wyraźnie pokazały, że piłka trafiła w rękę zawodnika Atletico. O ocenę pytamy więc dwóch polskich sędziów, którzy na co dzień prowadzą mecze ekstraklasy. – Ciekawa szkoleniowo sytuacja. Są argumenty za tym, by grać dalej: mały dystans, naturalnie ułożona ręka. Pytanie, czy ręka w momencie kontaktu odstawała już tak bardzo, aby uznać to za “out of the body” [czyli rękę będącą poza obrysem ciała – red.]. Na razie nie ma idealnej powtórki z linii zagrania, ale na podstawie ujęć, które są dostępne, zgodzę się z Szymonem. Ważne jest to, że zawodnik Atletico ma ręce w dole, a piłka jest uderzona z bliska – mówi jeden z nich, a drugi używa niemal identycznych argumentów. Dodaje, że Giuliano Simeone nie wykonał ruchu ręką do piłki, a jej ułożenie należy uznać za naturalne.
Zgadza się z tym również Marcin Borski, były sędzia międzynarodowy. – Ręka jest w naturalnej pozycji, nastrzelona z bliska – twierdzi.
To było imponujące! Szymon Marciniak jest gwarancją jakości
W drugiej połowie Real zaczął częściej dochodzić do głosu, a najlepszą okazję miał w 70. minucie. Wyprowadził wtedy błyskawiczny kontratak. Mbappe zdołał się rozpędzić, minąć dwóch rywali i wpaść z piłką w pole karne. Ten drugi z miniętych – Clement Lenglet postanowił za wszelką cenę go powalić. Marciniak od razu podyktował rzut karny i ukarał obrońcę Atletico żółtą kartką. Do piłki podszedł Vinicius, ale fatalnie przestrzelił. Mierzył w prawe okienko bramki, ale piłka spadła w odległym rzędzie sektora za bramką. Później, mimo kilku groźnych strzałów z obu stron, gole nie padły i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, a później rzuty karne. W nich lepszy okazał się Real.
Tam doszło do drugiej kontrowersji z udziałem Marciniaka. Drugim wykonawcą rzutu karnego w Atletico był Julian Alvarez. Tuż przed oddaniem strzału się poślizgnął, ale mimo to piłka wpadła do bramki. Początkowo wydawało się, że gol został zaliczony. Piłkarz zdążył wrócić na środek boiska i dołączyć do czekających tam kolegów, a do piłki podszedł już kolejny piłkarz Realu. Wtedy Marciniak pokazał, że przy strzale Alvareza doszło do podwójnego dotknięcia piłki, co jest niedozwolone i skutkuje anulowaniem gola. Argentyńczyk miał pecha, bo pierwszy kontakt z piłką był niewielki. Każdemu strzałowi z rzutu karnego pod tym kątem przyglądają się sędziowie VAR. I to oni dostrzegli nieprawidłowość. Zgłosili to Marciniakowi, a on jednoznacznymi gestami wytłumaczył, dlaczego rzut karny Alvareza uznaje się za niestrzelony.
– Alvarez przed oddaniem strzału się poślizgnął, więc lewą nogą, na której stał, delikatnie dotknął piłkę, a prawą ją uderzył. Potrzeba bardzo dokładnych powtórek, by to dostrzec i ocenić. Trudno to zrobić sprzed telewizora, więc nie chcę rozstrzygać. Ale sędziowie VAR mają odpowiedni sprzęt i technikę obrazu, więc zakładam, że faktycznie tak było. W takiej sytuacji gol nie mógł zostać uznany. Dobrze, jakby UEFA pokazała dokładną powtórkę i ucięła wszelkie kontrowersje – tłumaczy Marcin Borski.
Wracając do samego meczu i występu Marciniaka. W zeszłym tygodniu opublikowaliśmy w Sport.pl długą rozmowę o sędziowaniu z Adamem Lyczmańskim. To były sędzia i ekspert, który co tydzień ocenia i rozstrzyga kontrowersje sędziowskie w studiu Canal+. Stwierdził w niej, że Marciniak bezsprzecznie wciąż jest najlepszym polskim sędzią. – Najlepszym w historii i najlepszym obecnie, choć on także czasem się myli. Jak każdy sędzia na świecie – powiedział i zwrócił uwagę, że Marciniak doskonale sprawdza się w meczach podwyższonego ryzyka, bardzo prestiżowych, o dużym napięciu, z wieloma gwiazdami na boisku. – Zobaczymy choćby, jak zarządzał piłkarzami Milanu i Feyenoordu. W tym jest mistrzem świata. On nie tyle mecz sędziuje, co go prowadzi. Ma osobowość, ma autorytet – stwierdził.
I w derbach Madrytu to właśnie rzucało się w oczy. Mimo że kwestia awansu do końca była nierozstrzygnięta, a emocji nie brakowało, to Marciniak nie pozwolił, by choć na chwilę ten mecz wymknął mu się z rąk, a piłkarze stracili nad sobą kontrolę. Poradził sobie z Viniciusem, który bywa utrapieniem dla sędziów – gdy przesadził i ostrzej zaatakował rywala, od razu dostał żółtą kartkę. Wcześniej, gdy podczas rzutu rożnego doszło do spięcia między Giuliano Simeone a Kylianem Mbappe, wkroczył do akcji i utemperował Argentyńczyka. Z Francuzem z kolei porozmawiał spokojniej, z uśmiechem na twarzy, jak ze starym znajomym z finału mundialu w Katarze. Marciniak wiedział, kiedy przymknąć oko, a kiedy sięgnąć po kartkę. Nie umknęło mu żadne poważne przewinienie – ani faul na Mbappe w polu karnym, ani agresywne wejście Cesara Azpilicuety w dogrywce, za które ukarał go żółtą kartką. Do końca potrafił regulować temperaturę spotkania – na tyle, na ile może to zrobić sędzia. Gdy piłkarze obu zespołów zaczynali się sprzeczać i przepychać (choć jak na starcie Atletico z Realem i tak dochodziło do tego stosunkowo rzadko), to momentalnie wkraczał między nich i nie dopuszczał do eskalacji.
“Zawodnicy rozumieli, gdzie sędzia wyznaczył granicę. Przez większość meczu akceptowali jego decyzje”
– Wzorowo prowadzony mecz – ocenia Borski. – Pełna kontrola Szymona nad bardzo trudnym i gorącym spotkaniem. Pozwolił płynnie grać, ale zawodnicy rozumieli, gdzie wyznaczył granicę. Przez większość meczu akceptowali jego decyzje i zachowywali się sportowo. Dopiero w końcówce dogrywki zrobiło się goręcej, ale wtedy Szymon wkroczył z kartkami za niesportowe zachowanie, co przy takiej stawce, takich drużynach i derbowym klimacie jest absolutnie zrozumiałe i normalne – tłumaczy były międzynarodowy sędzia.
Ten mecz potwierdził, że Marciniak to wciąż gwarancja jakości i mistrz zarządzania – meczem, emocjami piłkarzy, ego największych gwiazd. Będziemy zdziwieni, jeśli UEFA w kluczowych fazach tego sezonu Ligi Mistrzów nie sięgnie po niego jeszcze raz. Przynajmniej jeszcze raz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS