Weronika Truszczyńska opowiada, jak wygląda życie w 25- milionowym mieście w Chinach w czasach koronawirusa.
W swoim najnowszym klipie youtuberka wyjaśnia, jak wygląda życie w mieście zagrożonym epidemią.
Weronika Truszczyńska do Szanghaju wróciła na początku lutego. Jak sama mówi, dostać się do Chin nie było łatwo. Loty z Europy i USA zostały niemal całkowicie wstrzymane. Jedyną szansą na powrót był lot z przesiadką w Moskwie. A wrócić do Szanghaju musiała.
— Nie miał kto karmić moich kotów — mówi w jednym z filmów.
Pochodząca z Lubawy youtuberka wspomina o podwyższonych standardach bezpieczeństwa na lotniskach i… osiedlach. Podczas kontroli w przygotowanych formularzach należy wpisać numer miejsca w samolocie. W ten sposób służby chcą mieć sto procent pewności, że dana osoba nie miała kontaktu z osobą zarażoną. Na osiedla, które zostały pozamykane, nie wpuszcza się kurierów, ani dostawców jedzenia. A jak wyglądają ulice chińskiej metropolii?
— Jak wyobrażasz sobie miasto pogrążone w epidemii? — pyta na samym początku najnowszego nagrania Weronka Truszczyńska? — Myślisz, że jest opustoszałe, na zewnątrz w promieniu wielu metrów nie ma żywej duszy. Miasto, w którym nie jeździ kounikacja miejska, gdzie wyjścia z domu są na kartki, a w sklepach nie zostało już wiele do jedzenia. Wbrew pozorom nie tak wygląda dzisiaj Szanghaj, chociaż wiele z tych informacji ma w sobie ziarno prawdy — wyjaśnia.
Weronika Truszczyńska wspomina w swoim filmie, że mieszkańcy Szanghaju wbrew pozorom próbuję żyć normalnie, choć – jak sama się domyśla – część z nich być może zaszyła się w domach. Życie na ulicach nadal tętni, tylko nieco wolniejszym rytmem.
— Oblegana przez mieszkańców pobliskich bloków, Chińczyków jak i obcokrajowców, ulica Anfu Road jest doskonałym przykładem tego, że nawet w obliczu kryzysu można zachować spokój, ale i dobrze się bawić — relacjonuje.
— Kto by przypuszczał, że nadejdzie dzień, w którym jedną z najciekawszych rozrywek w całym 25- milionowym Szanghaju będzie kawa na wynos pita gdześ na krawężniku.
Zdaniem lubawianki epidemia koronawirusa jest w Szanghaju sporym problemem. Wiele osób nie może pójść do pracy, inni, którym skończyły się maseczki, nie mogą wyjść nawet po podstawowej zakupy.
— Z jednej strony mamy tysiące dostawców jedzenia i paczek, którzy tak samo jak w każdym innym miesiącu gnają, żeby tylko zdążyć na czas. Chociaż w tym szczególnym okresie ryzykują czymś więcej, niż tylko ewentualną skargą od klienta. Ryzykują zdrowiem, mając styczność z dziesiątkami klientów i pracowników restauracji każdego dnia. Z drugiej strony zaleca się by nie wchodzić w kontakt ze zbyt wieloma osobami bez potrzeby — zaznacza Truszczyńska. — Tylko jak nie zwariować, spędzając kolejne dni w domu, bez najmniejszego pojęcia, kiedy to wszystko wreszcie wróci do normy — mówi i po chwili dodaje: Przyznaję jednak, że taki stan rzeczy ma swój urok. Nigdy wcześniej nie widziałam tego maista tak pustego.
— Nie zliczę ile razy błagałam, żeby tłum w tym mieście zmniejszył się choć o kilka procent. Dzisiaj mogę powiedzieć: uważajcie, czego sobie życzycie, bo te życzenia czasami się jednak spełniają.
Tomasz Wiecek
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS