A A+ A++

Tutaj polskie tropy Paulo Sousy:

chowany do szafy za wyjazd na kadrę

Dla Lecha było to pierwsze w historii zwycięstwo z włoskim zespołem. Natomiast dla Paulo Sousy nie było to pierwsze zetknięcie z polską piłką. W tamte Fiorentinie grał przecież Jakub Błaszczykowski. Portugalczyk początkowo go pokochał. Wypożyczony z Borussii piłkarz wskoczył do pierwszego składu, mimo że chwilę wcześniej leczył kontuzję. W trakcie marszu Violi na szczyt tabeli był kluczowym zawodnikiem drużyny. – Zaufanie, jakim go obdarzono, to jeden z kluczowych elementów sukcesu Fiorentiny. Przyszedł w miejsce Joaquina, co wiązało się ze zmianą stylu gry. Sousa wierzy, że zamiana szybkich dryblerów na bardziej bezpośrednich, silniejszych skrzydłowych, zapewni drużynie wygrane – pisała wtedy „La Gazzetta dello Sport”.

POLSKA WYGRA Z WĘGRAMI W DEBIUCIE SOUSY? KURS 2.32 W TOTALBET!

Włosi pisali, że Błaszczykowski opanował całą stronę boiska i jest jedną z najgroźniejszych broni Fiorentiny. Paulo Sousa cenił to, że może zagrać wszędzie. Oba skrzydła, bok obrony, a nawet atak. Kiedy Portugalczyk został wywołany do tablicy, potwierdził analizy mediów. – Odmienił naszą grę. Zaangażowanie, praca, charyzma i oczywiście wysoka jakość, to wszystko wniósł do Fiorentiny – komentował Sousa przed meczem z Lechem. Błaszczykowski leczył wtedy kontuzję, która wykluczyła go z gry na dłuższy czas. I właśnie sprawy zdrowotne sprawiły, że niedługo potem Polak mocno się ze szkoleniowcem poróżnił.

Trener Paulo Sousa powiedział, abym nie jechał na reprezentację, bo miałem problemy ze stopą, nie grałem w kolejce ligowej. A ja się uparłem i powiedziałem, że kadra jest dla mnie najważniejsza. I po tym wszystko się zaczęło – zdradził obecny piłkarz Wisły Kraków w rozmowie z „Polsatem Sport”. To był mecz z Islandią, w którym Kuba nabawił się kontuzji. We Florencji był już skreślony. Owszem, pojawiał się na boisku, ale jego status uległ diametralnemu pogorszeniu. Mimo że gdy dostawał szanse, strzelał lub asystował, w lutym na blisko dwa miesiące wylądował na ławce. Przed wyjazdem na kadrę rozegrał 461 minut w Serie A. Od listopada do końca sezonu zanotował już tylko 297 minut. Sprawy nie ułatwiało też to, że Kuba był tylko wypożyczony z Borussii.

– Fiorentina nie doszła do porozumienia z Borussią w sprawie wykupu Błaszczykowskiego. Włosi nie będą stawiać na kogoś, kogo za chwilę nie będzie – mówił wówczas Mateusz Borek.

Drągowski zagra po kierowcy i fizjoterapeutach

Przygoda Kuby z trenerem Sousą zakończyła się przykro, a kolejni Polacy, którzy mieli okazję z nim współpracować, zapewne nie wspominają jej lepiej. Portugalczyk prowadził także Bartłomieja Drągowskiego (również Florencja) i Igora Lewczuka (Bordeaux). Obaj mają identyczny bilans: jedno rozegrane spotkanie, łącznie 135 minut. Mimo to historia polskiego bramkarza jest całkiem barwna. Drągowski trafił do Violi latem 2016 roku i od początku zapowiadał, że chce powalczyć o bluzę z numerem jeden na plecach. Wiadomo, braliśmy to trochę na dystans, kurtuazyjna zapowiedź. Tyle że potem Drągowski zaczął być wyraźnie niezadowolony z faktu, że Sousa nie zwraca na niego uwagi.

– Na ławce co prawda siedzę, bo jest długa, siada tam 12 osób, ale w meczach nie występuję. Ostatnio pierwszy bramkarz miał kontuzję, ale nie ja byłem jego zmiennikiem. Może jeszcze ktoś jest przede mną? Kierowca albo fizjoterapeuci. Może siódmy jestem, może ósmy? Bo jest pięciu fizjoterapeutów. No i kierowca. A więc jestem daleko, daleko… – mówił „Polsatowi Sport”.

POLSKA WYGRA ZE SŁOWACJĄ NA EURO? KURS 1.90 W SUPERBET!

Bramkarz nie grał wtedy nawet w Primaverze, więc faktycznie – widoki były marne. A że Drągowski postanowił być szczery, wcale ich sobie nie poprawił. Ale też przyznajmy szczerze: Ciprian Tatarusanu, Marco Sportiello… Nie byli to rywale, których wchodzący do poważnej piłki „Drążek” mógł wtedy przeskoczyć. A koniec końców szansę debiutu w Serie A dostał i to właśnie od Sousy. W ostatniej kolejce sezonu rozegrał 90 minut z Pescarą.

Także na sam koniec, choć już we Francji, Paulo Sousa dał pograć Lewczukowi. To akurat historia bez większego tła. Lewczukowi lata leciały, w Bordeaux nie pełnił już ważnej roli, więc w ostatnim sezonie jego przygody z klubem i tak grał niewiele. Portugalczyk co prawda nie zabierał go nawet na ławkę, co musiało być bolesne, ale na koniec dał mu 45 minut, żeby pożegnał się z Francją na boisku.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZ14 także w Ciszycy, Czarnowie i Opaczy
Następny artykułWniosek o areszt dla 20-latka podejrzewanego o rozbój