A A+ A++

Szanowna Redakcjo,

Piszę do was, bo czuję się już bezsilna i uważam, że inni powinni wiedzieć co się dzieje w naszym mieście.

W sobotę, 10 października o godzinie 14.00 mój mąż otrzymał pozytywny wynik po badaniu na COVID-19. Wieczorem otrzymał wiadomość z prośbą o zainstalowanie na telefonie aplikacji „Kwarantanna dom”. W aplikację miał także wpisać moje dane, jako osoby mieszkającej razem z zarażonym. Uznaliśmy, że z chwilą zainstalowania aplikacji rozpoczęła się nasza izolacja domowa. W niedzielę, 11 października pod nasz blok mieszkalny podjechała policja, by sprawdzić czy nie łamiemy zasad izolacji. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że funkcjonariusze sprawdzają tylko mojego męża. W tym momencie zrozumiałam, że ja do systemu nie jestem wpisania.

W poniedziałek, 12 października zgłosiłam się do mojej lekarki rodzinnej na teleporadę. Uzyskałam informację, że muszę się zgłosić do PSSE w Tychach, w celu nałożenia kwarantanny, gdyż w systemie nie widnieję jako osoba narażona na zakażenie. Bez wpisu w system lekarka nie może wystawić zwolnienia lekarskiego. Nie mam żadnych objawów chorobowych i nie zamierzałam okłamywać lekarza tylko, by uzyskać L4. Całe szczęście, że moja lekarka jest osobą wysoce empatyczną i wyrozumiałą i wystawiła mi zwolnienie na podstawie narażenia za zakażenie do środy, 14 października. Zaleciła mi wykonanie telefonu do PSSE i poproszenie o nałożenie kwarantanny.

Tu zaczynają się schody. Tego samego dnia wykonałam około tysiąca połączeń telefonicznych do PSSE w Tychach. Linia nie była zajęta – tam po prostu nikt nie odbiera. W pewnym momencie dzwoniłam ze swoim mężem i mamą na 3 telefony na 3 różne numery. Nie udało się dodzwonić. We wtorek, 13 października przez znajomych udało nam się dotrzeć do osoby pracującej w PSSE w Tychach. Pani przyznała, że dzwonienie nie ma sensu, bo nikt nie ma czasu odbierać i że powinnam napisać maila do sekcji epidemiologicznej i z pewnością ktoś do mnie oddzwoni. W międzyczasie próbowałam jeszcze kilkaset razy się dodzwonić.

Minęły 24 godziny od wysłania maila, dalej jestem bez jakichkolwiek informacji. Kwarantanny oficjalnie nie mam. Jestem osobą odpowiedzialną i oczywiście nie opuszczam domu. Jutro zadzwonię znowu na teleporadę i co dalej? Lekarka nie będzie miała informacji o mojej kwarantannie. Czy mam ją okłamywać, że źle się czuję, aby mogła dać mi zwolnienie lekarskie? Moja bezsilność sięgnęła zenitu. Minęły 4 dni, a ja nie mam żadnych wytycznych. Ilu jest takich ludzi w Tychach jak ja? Nie chcę nawet się domyślać. A ilu z nich wykazuje się mniejszą odpowiedzialnością i dalej chodzi do pracy? Jestem nauczycielką, mogłam narazić wielu uczniów na zarażenie, ale w Tychach chyba średnio to kogokolwiek obchodzi.

Do tej pory potępiałam osoby, które z objawami choroby nie zgłaszały się do lekarza, nie chciały iść na testy i dalej chodziły do pracy. Teraz je rozumiem – co mają robić ludzie, którzy mają mniej wyrozumiałych lekarzy i pracodawców?

Czekam dalej, razem z moją mamą uruchomiłam już najdalsze znajomości z możliwych i liczę na jakąkolwiek pomoc. Kocham nasze miasto, ale niestety ta sytuacja sprawia, że wątpię, czy to faktycznie jest takie dobre miejsce.

Nazwisko do wiadomości redakcji.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZmarł Stanisław Kogut, były senator RP
Następny artykułSetki tysięcy ludzi uczciły w Paryżu pamięć nauczyciela zabitego przez islamistę