A A+ A++

Znów nie było to wielkie przedstawienie, raczej spektakl dla koneserów tego rodzaju sztuki. Miłośnicy taktyki słusznie chwalili obu trenerów za mądrze dobraną strategię, a piłkarze kilka razy wymykali się schematowi – dryblowali, zaskakiwali strzałami.

O zwycięstwie zadecydował jednak drobiazg, detal.

W 17. minucie bramkarz Lecha Mickey van der Hart chciał piąstkować, ale trafił piłką w plecy Djordje Crnomarkovicia. Piłka pofrunęła w stronę bramki, odbiła się od poprzeczki i spadła na stojącego niemal na linii Tomáša Pekharta.

On, szczęśliwie dla Legii, okazał się typem napastnika, którego nagły zwrot akcji w polu karnym nie zaskakuje. – To nie był nasz najlepszy mecz, ale wielkie zespoły wygrywają też brzydkie spotkania – mówił po spotkaniu 30-letni Czech.

– Po takim meczu, jak po rybach, liczy się to, co w sieci. Nieważne, czy Legia wygrała po pięknym golu z 25 metrów, czy po prostym błędzie rywala – potwierdza tę tezę trener i ekspert TVP Robert Podoliński.

I dodaje: – Jeśli o losach meczu decydują detale, to wystarczy porównać bramkarzy obu drużyn. Majeckiemu nie przydarzają się wpadki, tymczasem jeden błąd van der Harta kosztował Lecha punkty.

19-letni Majecki, który po tym sezonie odejdzie z Legii do AS Monaco, gra tak, jakby wcale nie miał za sobą ledwie kilkudziesięciu meczów w dorosłej piłce, a co najmniej kilka sezonów. Imponuje dojrzałością. W sobotę nie miał wiele pracy, ale kluczowe pojedynki wygrał.

Obron silna Polakami

Legioniści w obronie okazali się bezbłędni. – Jeżeli Legia odzyska tytuł, to jako pierwsi puchar powinni wznieść Polacy z obrony: Wieteska, Jędrzejczyk, Lewczuk, Karbownik i Majecki – mówi Podoliński.

Trener Legii Aleksandar Vuković wiedział, że w sobotę musi mądrze dysponować siłami. Piłkarze nie rzucali się więc wściekle na rywali, gdy tylko stracili piłkę, raczej czekali na nich na swojej połowie.

Przedłużeniem jego myśli na boisku był Igor Lewczuk. Przy pustych trybunach, w teatralnej niemal ciszy słychać było, jak obrońca Legii mądrze dyryguje całą linią defensywną, jak pewnie wydaje komendy kolegom.

Wychwycenie tego, jak piłkarze i trenerzy komunikują się ze sobą, to jeden z niewielu plusów rozgrywania meczów bez kibiców na stadionie. W ich oczach dzięki temu jeszcze więcej zyskał Aleksandar Vuković.

W ciszy fani mogą obserwować, jaką metamorfozę przeszedł od czasu, gdy był asystentem kolejnych szkoleniowców w Legii. Już dawno nie jest tym, który odpowiadał za atmosferę i organizowanie pomeczowego rytuału – kiedy Legia wygrywała, piłkarze śpiewali i skakali wokół wózka z odzieżą.

Dziś – w porównaniu do poprzedniego szkoleniowca Ricarda Sá Pinty – jest opanowany, mądrze i spokojnie podpowiada swoim piłkarzom, nie wymachuje rękoma przy niekorzystnych dla Legii decyzjach.

– Czapki z głów za to, jak przed spotkaniem zdiagnozował nie tyle Lecha, co słabe strony i siły swojej drużyny – uważa trener Podoliński.

Vuković ma też jednak sporo szczęścia. Udało mu się zbudować drużynę niemal bez słabych punktów. Jeśli w ofensywie nie mogli wystąpić Paweł Wszołek i José Kanté, na boisko wszedł nowy w zespole Pekhart – i nie zawiódł.

– Legia ma na każdej pozycji klasowych piłkarzy i to dzisiaj pokazała – mówił po spotkaniu trener Lecha Dariusz Żuraw. Upierał się jednak, że to bardziej Lech prowadził grę, ale zabrakło mu szczęścia, skuteczności. – Detale znalazły się po stronie Legii – powiedział.

Piast wciąż nie składa broni

To siła zespołu Legii, któremu wystarczył jeden ligowy mecz po przerwie, a już wieszczy się mu mistrzostwo Polski. Dziś ma osiem punktów przewagi nad drugim w lidze Piastem, który także w sobotę ograł Wisłę Kraków aż 4:0, i aż 12 nad Lechem.

– Legia ma już taką przewagę, że jej dogonienie na ten moment jest niemożliwe – dodawał w sobotę ciut podłamany trener Żuraw. I gratulował jej otwartej drogi do tytułu.

To rzeczywiście już autostrada do triumfu w ekstraklasie? Nawet jeśli Legię czeka jeszcze najważniejsza część sezonu, czyli siedem meczów grupie mistrzowskiej?

– Rzeczywiście, droga jest świetna, teoretycznie bez wybojów, a auto rozpędzone. Ale pamiętajmy, że gdzieś za plecami Legii czai się gotowy do wrzucenia wyższego biegu Piast Waldemara Fornalika, który, wierzcie mi, niewiele sobie robi z opinii ekspertów. Tak samo zresztą, jak rok temu, gdy wyprzedził Legię tuż przed metą – kończy Podoliński.

Wyniki 27. kolejki PKO Ekstraklasy

Śląsk Wrocław – Raków Częstochowa 1:1 (Chrapek 90. – Forbes 83.), Pogoń Szczecin – Zagłębie Lubin 0:3 (Drazić 7., Bohar 27., Białek 42.), ŁKS Łódź – Górnik Zabrze 0:1 (Giakoumas 36.), Piast Gliwice – Wisła Kraków 4:0 (Felix 1., Parzyszek 11., Parzyszek 64., Tuszyński 85.), Lech Poznań – Legia Warszawa 0:1 (Pekhart 17.), Wisła Płock – Korona Kielce 1:4 (Kocyła 15. – Kovacević 30., Cebula 34., Forsell 67., Kiełb 87.), Cracovia – Jagiellonia Białystok 0:1 (Mystkowski 88.), Lechia Gdańsk – Arka Gdynia 4:3 (Paixao 50., 76., 90., Zwoliński 87. – Vejinović 60., 82., Kubicki 71 (sam.)

1. Legia Warszawa 27 54 55-26

2. Piast Gliwice 27 46 32-25

3. Śląsk Wrocław 27 43 35-30

4. Cracovia 27 42 35-26

5. Lech Poznań 27 42 45-26

6. Pogoń Szczecin 27 41 27-26

7. Lechia Gdańsk 27 41 36-36

8. Jagiellonia Białystok 27 40 36-35

9. Raków Częstochowa 27 37 33-38

10. Zagłębie Lubin 27 36 44-40

11. Górnik Zabrze 27 36 35-36

12. Wisła Płock 27 36 33-45

13. Wisła Kraków 27 31 33-42

14. Korona Kielce 27 29 19-31

15. Arka Gdynia 27 25 25-41

16. ŁKS Łódź 27 20 25-45

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOpuchnięty Daniel Martyniuk przeklina na Instagramie. Wcześniej został wyproszony z baru
Następny artykułPlan odbudowy – plan Marshalla bis