Czy jakoś specjalnie dotknął kobiety?
– Z analizy poprzednich kryzysów ekonomicznych wynika, że strategie uruchamiane przez władze państwowe w takich przełomowych okolicznościach mogą mieć ogromny wpływ na nierówności społeczne. W teorii je likwidują, ale często pogłębiają lub stwarzają nowe. Jedno z wcześniejszych badań, w którym analizowano kryzysy w 68 krajach, pokazało, że każdy kryzys doprowadza do pogorszenia sytuacji kobiet. Ogranicza ich dostęp do formalnego rynku pracy, zmniejsza ich reprezentację w życiu politycznym, udział w edukacji wyższej oraz wpływa negatywnie na ich zdrowie reprodukcyjne.
Czy to samo się zdarzyło po COVID-19?
– Pandemia wciąż trwa, ale już wiemy na przykład, że na rynku pracy efekty COVID-19 nie były równe. Co do zmian w szkolnictwie wyższym, potrzeba jeszcze kilku lat obserwacji.
Z innych źródeł wiemy już jednak, że w wielu krajach, szczególnie biednych, dramatycznie spadł udział dziewcząt w edukacji.
– To jest skutek wszystkich kryzysów. Należę do działającej w Londynie The Women’s Budget Group. Analizujemy dokumenty i budżety rządowe pod względem równości płci i widzimy, że za każdym razem, gdy z powodu kryzysu dochodzi do cięć budżetowych, najbardziej uderzają one w kobiety i dziewczęta. Mówi się o tzw. triple jeopardy, czyli potrójnym zagrożeniu. Po pierwsze, zostaje ograniczony sektor publiczny, który kobietami stoi, czyli na przykład edukacja i usługi publiczne. Jeśli tam są cięcia, to dotyczy to głównie kobiet. Po drugie, kobiety dotychczas zajmujące się domem zostają zmuszone do podejmowania dodatkowej pracy w celu uzupełnienia domowego budżetu. Po trzecie, konsekwencje cięć w dostępie do dóbr i usług publicznych, np. przedszkoli, szkół czy opieki społecznej, spadają przede wszystkim na kobiety. Badania potwierdzają, że w wyniku COVID-19 pogorszył się dostęp kobiet do źródeł finansowych i pracy. Widać też jednak wyraźnie, że pandemia uderzyła nierówno w gospodarstwa domowe. Niektóre dzięki niej nawet zaoszczędziły.
Kto zarobił albo przynajmniej nie stracił na pandemii?
– Nie straciły gospodarstwa domowe, które nie musiały zwracać się do państwa o zapomogę, utrzymały zatrudnienie i mogły pracować zdalnie. Te ostatnie były w stanie nawet poczynić pewne oszczędności na dojazdach czy na życiu towarzyskim poza domem. To gospodarstwa klasy średniej i białych kołnierzyków. Nawet tu jednak pojawiła się różnica między tymi, którzy mają obowiązki opiekuńcze, i tymi, którzy ich nie mają. Ci pierwsi często musieli zrezygnować, choćby czasowo, z pracy. Najczęściej – ze względów kulturowych – pracę zawodową porzucały oczywiście kobiety.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS