Nie nadążam za Robertem Biedroniem, zmiennym jak kobieta. Nieco ponad rok temu opowiadał naokoło, że za nic w świecie nie chce być europosłem. A potem leciał samolotem do Brukseli, żeby nie przegapić swojego pasowania na europosła. Teraz tak samo z prezydentem Andrzejem Dudą. Wprasza się do prezydenta na spotkania. A kiedy ten się zgadza i czeka na niego, odwołuje wizytę. Czy tak wypada panie Biedroń?
Biedroń zrezygnował ze spotkania z prezydentem
Nie jestem wprawdzie politykiem i nie znam do końca zwyczajów tego środowiska. Jednakże moje dziennikarskie doświadczenie podpowiada, że umówienie się z politykiem na spotkanie, w sposób wiążący obowiązuje obydwie strony. Oczywiście, nie licząc sytuacji nadzwyczajnych, które uniemożliwiają spotkanie. A jeśli któraś ze stron jest inicjatorem takiego spotkania, na niej spoczywa nawet nieco większy ciężar obowiązkowości i towarzyszących spotkaniu okoliczności, jak choćby punktualne stawienie się na umówione miejsce.
No, a już spotkanie na poły prywatne z prezydentem w Pałacu Prezydenckim, gdzie głowa państwa urzęduje, podjęte na własną prośbę, ażeby lepiej brzmiało, podjęte z własnej inicjatywy, należy do zdarzeń wyjątkowych. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że Robert Biedroń zabiegał o to, aby podczas wizyty mogła towarzyszyć mu matka oraz jego partner życiowy, pozostający z nim w związku homoseksualnym Krzysztof Śmiszek. A kiedy prezydent Andrzej Duda przyjął propozycję Roberta Biedronia, ten z niewiadomych powodów zrezygnował ze spotkania. Bywają historie losowe i tak może być tym razem. Jak na razie Robert Biedroń z wizyty zrezygnował, ale zostawił prezydenta w kompletnej rozterce. Nie był łaskaw napisać – a z prośbą o spotkanie zwrócił się pisemnie – choćby kilku słów wyjaśnienia o przyczynach odwołania wizyty.
Śmiszek miał iść z Biedroniem
Może i dobrze się stało. Nie wiadomo było – a w prośbie o spotkanie Robert Biedroń o tym nie wspomniał – w jakim charakterze miał przyjść do Pałacu Prezydenckiego Krzysztof Śmiszek, który poczynając od obecnej kadencji zadebiutował na scenie politycznej jako poseł Lewicy.
Z polityką zetknął się o wiele wcześniej, walcząc na kilku frontach z homofobią. Również na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie pracuje na Wydziale Prawa, podobno często zajęcia specjalistyczne z prawa europejskiego nielegalnie przeplata popularyzacją walki środowisk homoseksualnych o prawa mniejszości. Takie są teraz czasy. Dawniej, kiedy ja studiowałem, co niektórzy wykładowcy podczas zajęć akademickich wplatali sprawy Katynia, żołnierzy podziemia, walczących z władzami komunistycznymi w latach 50., wypadków poznańskich 1956 roku.
Można założyć, że Krzysztof Śmieszek w Pałacu Prezydenckim wstrzymałby się z atakami na homofobów, ale istniała inna groźba. Że chciałby coś skontrolować. Od czasu, gdy został posłem, sprawdza, czy najważniejsze instytucje Polski działają zgodnie z interesem państwa. Nieco ponad miesiąc temu pojechał – razem z posłanką Joanną Scheuring-Wielgus z wizytą do miasta Brodnica, aby jak twierdził, „zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła poprosić o wyjaśnienie nurtujących go kwestii”.
Pamiętam wszystko dobrze, bo sam, jak zwykle wnikliwie, opisałem to wielkie wydarzenie polityczne. Poseł Krzysztof Śmiszek i jego asystentka stanęli przed bramą miejscowego dużego zakładu, Drukarni Samindruk, która na zlecenie Kancelarii Premiera drukowała karty wyborcze na cele wyborów prezydenckich zaplanowanych na 10 maja.
Kontrolująca dwójka posłów miała zaprojektowany dokładny plan kontroli. Zamierzali ustalić następujące kwestie: dane zleceniodawcy, datę złożenia zlecenia, przedmiot zlecenia, koszt brutto, termin wykonania zlecenia, specyfikację produktu, liczbę zamówionych sztuk wydruku, wymiary i gramaturę produktu, technikę druku, charakterystykę wzoru graficznego, termin płatności i jego formę, sposób pakowania produktu, miejsce odbioru, kto miał dostęp do dokumentów, jaką drogą dotarł plik do wydruku, jak wyglądała kontrola drukowanych kart.
Wówczas w Brodnicy nie udało się posłowi Krzysztofowi Śmiszkowi poznać odpowiedzi na żadne z tych kwestii, ponieważ z jego asystentką, też posłanką, nie zostali wpuszczeni na teren drukarni, mimo, że wezwali na pomoc policję. Drukarnia jest prywatną firmą, a właściciel nie życzył sobie gości – wytłumaczyła im władza w niebieskich mundurach.
Pałac Prezydencki nie jest prywatną firmą.
Pałac Prezydencki nie jest prywatną firmą. Łatwo sobie wyobrazić, jak Krzysztof Śmiszek po przekroczeniu drzwi, prowadzących do wnętrz Pałacu Prezydenckiego, jako poseł zażąda informacji, związanych z drukowaniem zaproszeń na uroczystości z okazji 122 rocznicy Odzyskania Niepodległości. Zaproszeń do wejścia do strefy specjalnej na Placu Zamkowym oraz zaproszeń wieczorne spotkanie z prezydentem.
Tylko odpowiedzi na połowę pytań, które poseł Śmiszek zaplanował w Brodnicy, zajęłyby pracownikom kancelarii kilka godzin. Mogłaby powstać niezręczna sytuacja. Czas spotkania Roberta Biedronia z prezydentem by się skończył. Lider „Wiosny” wraz z matką opuściliby Pałac, a poseł Śmiszek dalej siedziałby w Kancelarii Prezydenta i kontrolował.
To może lepiej już, że do tej wizyty nie doszło.
Odbiegłem zdaje się trochę od głównego wątku. To już, żeby nie przedłużać, zapytam:
Czy Robert Biedroń, napisze dlaczego zrezygnował ze spotkania, czy zamierza tak dalej robić? Umawiać się i odwoływać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS