Filmy o rynkach kapitałowych hipnotyzują nie tylko przyszłych maklerów i finansistów, ale każdego, kto myśli o zarabianiu na giełdzie. To przyjemnie podane lekcje: o instrumentach finansowych, zarządzaniu ryzykiem, mechanizmach rynkowych, historii krachów, życiu finansjery, przekrętach i malwersacjach, regułach rządzących korporacjami inwestycyjnymi, emocjach. Nie tylko o tym, co powinniśmy robić z pieniędzmi, ale i o tym, co pieniądze robią z nami. W „Wall Street” doświadczony makler ostrzega młodszego: „Najważniejsza rzecz, jeśli chodzi o pieniądze: powodują, że robisz wstrętne rzeczy, których nie chcesz robić”.
– Ten film to „a must” dla każdego, kto choć trochę interesuje się rynkami, ale również dla każdego kulturalnego człowieka. Płynie z niego ogrom refleksji i nauki – komentuje profesor Krzysztof Borowski, kierownik Zakładu Spekulacji i Rynków Finansowych w SGH. – Na uczelniach zachodnich, na przykład na Uniwersytecie w Paryżu, uczy się młodych studentów o rynkach właśnie poprzez oglądanie filmów. Następnie na konwersatoriach wykładowcy ze studentami robią omówienia i toczą dyskusje – opowiada.
„W tej branży nie ma dobrych »wujków«”. Najlepsze filmy o inwestowaniu
W kinematografii światowej, głównie amerykańskiej, powstało ponad 30 filmów z fabułą osadzoną na rynkach kapitałowych. Ponadto w kilkudziesięciu znanych tytułach (m.in. „Pretty Woman”, „Pracująca dziewczyna”, „W sieci”, „Imperium”, „9 i pół tygodnia”) pojawiają się wyraźne wątki. W polskim kinie znajdziemy kilka obrazów świata finansów (m.in. „Amok”, serial „Pierwszy milion”), ale żaden nie okazał się wybitny.
Nie jest łatwo zrobić film o skomplikowanych zagadnieniach, nie zanudzając widza, ale i nie wpadając w pułapkę nadmiernych uproszczeń. Twórcy balansują na granicy hermetyczności i banału, budując intrygującą fabułę osadzoną w barwnej rzeczywistości, często ją przerysowując.
Kiedy Jakub Szkopek, analityk biura maklerskiego Erste Securities, poszedł z żoną do kina na „Wilka z Wall Street” – gdzie tytułowy bohater antidotum na stres odnalazł między innymi w kokainie – żona już w trakcie seansu zapytała: „U ciebie w pracy tak samo jest?!”.
– Trochę brakuje mi w tych filmach pokazania, że tak naprawdę najlepszą drogą do zarabiania pieniędzy na giełdzie jest cierpliwość i dywersyfikacja, a nie pojedyncze ryzykowne strzały – mówi Jakub Szkopek.
Ale wiadomo, że historia spektakularnego giełdowego zagrania przeciwko wszystkim – jak na przykład w „The Big Short” – będzie się lepiej oglądała. Choć w realnym świecie 1 na 10 takich transakcji kończy się „jakimś” sukcesem, a reszta spektakularną porażką.
– Te filmy na pewno wiernie pokazują jedno: że w tej branży nie ma „dobrych wujków”. Każdy jest tutaj po to, żeby zarabiać. Kiedy masz kontrolę nadzorcy albo kiedy tracisz płynność w zarządzanym funduszu, to nikt nie wyciągnie do ciebie ręki, bo będzie się bał, że też utonie. „Margin Call” to mój ulubiony film, który doskonale odwzorowuje rozgrywki i emocje naszego świata – opowiada Jakub Szkopek.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS