A A+ A++

“Spakuję manatki, mojego pieska i samochodem pojadę do Włoch. I wrócę do miejsca, gdzie nie muszę nikomu nic udowadniać, gdzie ludzie znają moją wartość” – to są słowa Joanny Wołosz, które z jej dwuminutowego monologu wygłoszonego przed kamerą TVP były chyba najsmutniejsze.

Zobacz wideo
Polskie siatkarki z historycznym awansem. Ograły dwie potęgi i spełniły marzenie o powrocie na igrzyska

Generalnie wystąpienie jednej z najlepszych polskich siatkarek ostatnich lat było smutne i zaskakujące. Minęło pięć może dziesięć minut od największego sukcesu tej generacji – od awansu na igrzyska olimpijskie – gdy kapitan drużyny stanęła obok reportera i powiedziała, że nie chce odpowiadać na pytania, tylko chce przekazać wszystkim to, co przez ostatnie trzy-cztery dni formułowała sobie w głowie. I obok wielkiej radości z awansu pojawił się zgrzyt.

Wołosz jako jedna z kluczowych zawodniczek polskiej kadry prowadziła zespół z kwalifikacji w Łodzi do igrzysk w Paryżu, a między meczami cały czas gryzła się tym, co o niej mówiono i pisano. Zostawmy dobre rady, że sportowiec powinien się od tego odciąć, że powinien się wyłączyć i skupić tylko na zadaniu. Nie każdy potrafi. I pewnie nie każdemu takie totalne odizolowanie się od świata wychodzi na dobre. Wołosz miała w łódzkich eliminacjach momenty bardzo słabe. Niespodziewana porażka Polski z Tajlandią to efekt m.in. tego, że ona w tamtym meczu zawiodła. Ale na sam koniec, w meczu o wszystko z Włoszkami, absolutnie stanęła na wysokości zadania. I czy w trakcie gry potrafiła wyrzucić z głowy złe myśli, a z serca poczucie zranienia, czy przeciwnie – pielęgnowała to w sobie i przekształcała to w paliwo – efekt był taki, jakiego spodziewamy się po sportowcach wybitnych.

Joanna Wołosz jest sportowcem wybitnym. To 33-latka, która od lat pracuje dla wielkich firm i w siatkówce klubowej wygrała absolutnie wszystko. Była zwyciężczynią Ligi Mistrzyń i Klubowych Mistrzostw Świata, seryjnie zdobywała tytuły w lidze włoskiej, przez lata zbierała też indywidualne nagrody dla najlepszej rozgrywającej tych wszystkich turniejów, a czasami była nawet wybierana MVP, czyli najbardziej wartościową zawodniczką wydarzeń dziejących się na największych scenach.

I teraz ktoś taki mówi do nas wszystkich, że cieszy się, owszem, ale zaraz spakuje manatki, weźmie pieska i pojedzie tam, gdzie cieszyć może się w pełni, bo tam jest doceniana. A tu, u nas, nie jest. A nawet tu, u nas, ona nie czuje się do końca u siebie.

Wielka szkoda, że po monologu dla TVP kapitan naszej reprezentacji nie zgodziła się porozmawiać z dziennikarzami. Że nie dała szans zadania sobie pewnych pytań, doprecyzowania pewnych spraw, tylko odsyłała do cytowania swoich słów sprzed kamery.

“Spotkała mnie taka fala krytyki… Myślę, że nie zasługuję sobie na taką falę krytyki, która mnie spotkała przez ostatnie dwa miesiące. Nawet jeszcze dobrze nie zaczęłam grać z dziewczynami, a już ten hejt się pojawiał straszny” – mówiła Wołosz w TVP. I tu pojawiają się pytania bez odpowiedzi. Czy ten hejt to według Wołosz tylko opinie anonimowych internautów, że jest nam niepotrzebna, że niech nawet nie przyjeżdża po tym, jak wyleczyła kontuzję, bo jest Katarzyna Wenerska? Druga rozgrywająca świetnie spisała się w pierwszej części tego sezonu. Wołosz w swoim telewizyjnym wystąpieniu z klasą to podkreśliła. Doceniła też Wenerską za bardzo dobrą grę w meczach z Niemcami i USA w Łodzi – sama stwierdziła, że bez zwycięstw w tych spotkaniach Polki z Włoszkami zagrałyby już tylko o pietruszkę, a nie o awans na igrzyska. Ale czy to trzeźwe spojrzenie Wołosz oznacza też, że ona przyznaje dziennikarzom i kibicom prawo do rzetelnej oceny jej pracy? Czy uznaje, że możemy mówić i pisać, że zawiodła w przegranym meczu z Tajlandią i zawodziła w meczu z Niemkami, wobec czego trener Stefano Lavarini ratował się wprowadzeniem Wenerskiej?

Jeśli Wołosz nie odmawia nikomu prawa do krytyki, a jedynie protestuje przeciw chamstwu, to należy jej się sto procent poparcia. Ale szkoda, że ona mówi “A” i na tym poprzestaje. Stwierdzenie, że Włochy się znają, a Polska się nie zna, jest krzywdzące, zbyt ogólne.

Otwarcie rozmawiając, a nie tylko monologując, Wołosz mogłaby jedynie zyskać. Przypomnijmy fragmenty wywiadu, którego udzieliła Agnieszce Niedziałek ze Sport.pl w połowie sierpnia, tuż przed mistrzostwami Europy:

Przyzwyczailiśmy się już w ostatnich latach, że kiedy tylko jesteś w kadrze, to jesteś pewniakiem. Katarzyna Wenerska w tegorocznej LN grała…

… rewelacyjnie.

Klasa zawodniczki, która wraca po kontuzji, prawda? Idźmy dalej:

I dlatego potem niektórzy eksperci zastanawiali się, czy może trener Stefano Lavarini nie powinien zostawić jej w wyjściowym składzie. Pojawiła się u ciebie w którymś momencie myśl lub obawa, że tym razem możesz nie mieć gwarancji powrotu do pierwszej szóstki?

– Raczej nie. Pojawił się stres, że jak coś dobrze funkcjonuje, to nie warto zmieniać, ale też znam swoją wartość i wiem, na jakim poziomie mogę grać. Mam takie przeświadczenie, że mogę tylko i wyłącznie pomóc zespołowi. Kasia wykonała świetną robotę i będzie dalej ją wykonywała. Myślę, że z perspektywy trenera dobrze mieć taki ból głowy. Mieć dwie dobre rozgrywające, z którymi zespół dobrze funkcjonuje. Wydaje mi się, że to tylko i wyłącznie na plus. Jedyne, co mogę od siebie powiedzieć, to jeżeli cokolwiek nie wyjdzie, to wiadomo, na kogo spadnie wina. Gdy będę na boisku, to będzie pewnie moja wina, jeśli coś się ewentualnie nie uda. “Bo z Kasią było tak, a z Asią już nie jest”.

Myślisz, że teraz inni będą patrzeć na twoją grę bardziej krytycznym okiem niż wcześniej?

– Jestem do tego przyzwyczajona. Zawsze tak było i będzie.

Natomiast w tym fragmencie niepokojąco brzmiały słowa “Jedyne, co mogę od siebie powiedzieć, to jeżeli cokolwiek nie wyjdzie, to wiadomo, na kogo spadnie wina”. Tu trudno się nie zastanawiać czy to nie syndrom oblężonej twierdzy. Bo czy faktycznie “Zawsze tak było i będzie”? Czy nie było jednak tak, że przez lata mówiliśmy, że Wołosz w kadrze siatkarek jest trochę jak Robert Lewandowski w kadrze piłkarzy, czyli że przerasta resztę i że przydałby się ktoś tej samej klasy na innych pozycjach, a wtedy łatwiej byłoby nam o sukcesy?

Jeśli Wołosz od trzech-czterech dni układała sobie w głowie to, co powie wszystkim po olimpijskich eliminacjach, to znaczy, że chyba dotknęła ją krytyka po słabym meczu z Tajlandią. A jeśli kapitan słowa “krytyka” używa zamiennie ze słowem “hejt”, to chyba znaczy, że niesłusznie jedno zrównuje z drugim. A zatem pytanie – jeszcze jedno pytanie bez odpowiedzi – do niej brzmi tak: czy chciałaby być nietykalna? Czy uważa, że po tym, czego już dokonała, należy jej się aż taki status?

Na koniec słowo od innej kapitan, byłej. Ważne, wprowadzające spokój. Aleksandra Jagieło w rozmowie ze Sport.pl wystąpienie Wołosz komentuje tak: “Nie zawsze to pomagało, ale na pewno lepiej powiedzieć to, co w nas siedzi, niż dusić w sobie. Te osoby, które komentują, hejtują, mogą wyrażać swoje opinie publicznie. Dlaczego sportowcy nie mogą wyrazić także swojego zdania? Szczególnie jeśli jest to robione w kulturalny sposób i zgodnie ze swoimi przekonaniami”.

Pełna zgoda. Ale jeszcze raz z podkreśleniem, że warto rozmawiać. Naprawdę szkoda, że Wołosz postawiła nie na dialog, tylko na monolog. Tym bardziej że jej wartość naprawdę znają nie tylko we Włoszech.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMontaż zaworu zwrotnego – praktyczne porady i wskazówki
Następny artykułKawa bezkofeinowa – gdzie można ją kupić?