Detektywi pól bitewnych odkrywają kolejne karty najnowszej historii Sieradza i okolic. Tym razem szukali śladów walk 4 batalionu 31 Pułku Strzelców Kaniowskich w rejonie Dębołęki, Kuśnia i Dąbrowy Wielkiej podczas kampanii wrześniowej. Losy tego wydzielonego oddziału pozostawały dotychczas praktycznie nieznane.
Batalion nie istniał w czasie pokoju. Został utworzony na potrzeby wojny. Był dobrze wyposażony w broń maszynową, przeciwpancerną i artylerię, choć – z drugiej strony – żołnierzy nie zdążono zaopatrzyć w hełmy. Wojsko było jednak doborowe, tak pod względem wyszkolenia, jak i ideologii. – Czwartym batalionem dowodzili doświadczeni oficerowie służby stałej i rezerwy. Żołnierzy niepewnych politycznie, a także słabych fizycznie, mających nadwagę oraz zaawansowanych wiekowo przeniesiono gdzie indziej, zastępując ich dobrze wyszkolonymi młodymi rocznikami. Po nasyceniu oddziału bronią automatyczną był on naprawdę groźnym przeciwnikiem dla napierających oddziałów niemieckich. Służący w nim żołnierze nazywali go batalionem strzeleckim, batalionem samodzielnym celów specjalnych, batalionem marszowym i batalionem strzelców kaniowskich – opowiada Robert Kielek, jeden z detektywów pól bitewnych, czyli trzyosobowej grupy pasjonatów historii regionu, poszukujących pozostałości po walkach z września 1939 r. w okolicach Sieradza.
Do wyjazdu w rejon Dębołęki, Kuśnia i Dąbrowy Wielkiej Robert Kielek, Maciej Milak i Wojciech Józefiak przygotowywali się przez ponad rok. Tyle trwało szukanie materiałów, studiowanie wspomnień, map i dokumentów oraz załatwianie formalności związanych z koniecznością wejścia grupy poszukiwawczej z wykrywaczami metali na prywatne pola. Detektywom towarzyszył z kamerą Adam Sikorski, autor serii programów o tematyce historyczno-eksploracyjnej „Było, nie minęło. Kronika zwiadowców historii”. Wiedzą fachową służył archeolog Adam Golański i członkowie stowarzyszenia „Wizna 1939”. Grupa wyszła w teren w niedzielę 29 września 2019 r.
Efektem poszukiwań są m.in. setki łusek od amunicji do broni strzeleckiej (polskiej i niemieckiej), fragmenty niemieckich granatów moździerzowych, niemiecki sygnet mosiężny, resztki zapalnika samoczynnego z polskiego granatu ręcznego, fragment zapalnika polskiego granatu moździerzowego, a także – i tu niespodzianka – garść monet, prawdopodobnie XVII-wiecznych, wraz z resztkami płóciennego mieszka.
W opowieści detektywów pojawił się m.in. wątek samolotu Karaś z (należącego do 2 Pułku Lotniczego z Krakowa), zestrzelonego przez Niemców 3 września 1939 r. w podsieradzkiej miejscowości Kozy. Zginęło wówczas dwóch z trzech członków jego załogi: ppor. Tadeusz Król i kpr. Ignacy Mularczyk. Trzeci – kpr. Stanisław Obiorek – zdołał się uratować. – Kiedy w 2011 roku poznawaliśmy szczegóły walki powietrznej Karasia z niemieckim myśliwcem, nie znaliśmy okoliczności uratowania kaprala Obiorka. Wiedzieliśmy tylko, że zdążył wyskoczyć na spadochronie, ale o tym, co było dalej, dowiedzieliśmy się dopiero z relacji sierż. Franciszka Lacha i por. Zygmunta Stasicy, opisujących walki 4 batalionu – mówi Wojciech Józefiak.
Wspominając wydarzenia z 3 września, zastępca dowódcy III plutonu I kompanii 4 batalionu strzelców Franciszek Lach, w powojennym protokole uczestnika walk wrześniowych napisał: „Rano w rejonie mojego plutonu został zestrzelony samolot polski „myśliwiec” o załodze dwóch ludzi, kapitana i kaprala. Samolot runął na ziemię już w płomieniach na łąkę, przez którą przepływał strumień wodny o szerokości 1,5 m. Samolot ten zleciał po stronie północnej strumyka, tam gdzie miałem z plutonem ubezpieczenie (byliśmy okopani) w odległości plus minus 80 metrów od tego strumyka. Załoga tej maszyny kapitan został w maszynie i spalił się. Kapral wyskoczył i szczęśliwie wylądował tuż obok palącego się jeszcze samolotu. Niemcy widząc spadającego skoczka biegli, aby zabrać go do niewoli, nie wiedząc że czekamy okopani poza strumieniem w ilości do 12 ludzi, po przybliżeniu się ich na odległość 100 m i otwarciu ognia, ponieważ była wąska łączka, a co gorsze poza łączką lasek gęsty sosnowy w wieku 12 lat, tylko 9 zostało na miejscu, reszta uciekła, zbiegła w lasek, ale bez pilota kaprala, którego zabraliśmy do dowództwa 4 bSK”. Stanisława Obiorka uratowali więc żołnierze 4 batalionu.
Detektywi mają już kolejne plany. Rozpoczęli bowiem tropienie tajemnic zupełnie zapomnianego drewnianego mostu na Warcie, zbudowanego latem 1939 r. między miejscowościami Borzewisko i Beleń. Robert Kielek, Maciej Milak i Wojciech Józefiak wpadli również na trop sztandaru 10 Pułku Artylerii Lekkiej, zakopanego we wrześniu 1939 r. w okolicach Sochaczewa. Niedługo poznamy więc kolejne szczegóły związane z kampanią wrześniową na ziemi sieradzkiej.
T.O.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS