A A+ A++

8 marca 1998 r. W repertuarze kina Kraków „Titanic” z Leonardo DiCaprio i Kate Winslet w rolach głównych. Na każdym seansie tłumy, sala kinowa licząca ponad 500 miejsc wypełniona po brzegi. W pewnym momencie w kinie dzwoni telefon. Mężczyzna spokojnym głosem informuje, że punktualnie o godz. 21 w kinie wybuchnie bomba. Twierdzi, że ładunek znajduje się w paczce pod jednym z siedzeń w piętnastym rzędzie. Pracownicy kina natychmiast dzwonią na policję. – To były lata, że nie mówiło się o zagrożeniu terrorystycznym. Zadzwoniliśmy na policję, usłyszeliśmy, że to pewnie żart, mamy nie panikować i najzwyczajniej w świecie pójść sprawdzić, co pod tym fotelem jest. Policja nie przyjechała, zostaliśmy z tym sami. Dzisiaj całe kino natychmiast byłoby ewakuowane – wspomina Joanna Domagała, dyrektor kina Helios w Opolu, która pod koniec lat 90-tych rozpoczęła swoją pracę kinową właśnie w kinie Kraków. Grupa pracowników wchodzi na salę, przeciska się pomiędzy widzami. Zaglądają pod fotele w piętnastym rzędzie, faktycznie, pod jednym z nich jest jakieś pudełko. Wychodzą z sali i zastanawiają się, co robić. Postanawiają zaczekać do końca seansu (trochę czasu do 21 jeszcze jest) i otworzyć paczkę.

– Czekaliśmy w niesamowitym napięciu, do końca życia zapamiętam ten wieczór. Okazało się, że ktoś zostawił torbę z butami. Kupił sobie nowe, wymienił na stare, wiedział, że zostawił torbę, i zadzwonił do nas – mówi Joanna Domagała. Teraz żartujemy, że gdyby wówczas zagrożenie rzeczywiście było, widzowie i pracownicy mogliby się schować w schronach pod kinem. Opolanie byli pewni, że w schronie zbudowanym pod kinem było przejście podziemne do tak zwanego Białego Domu znajdującego się przy ulicy Ozimskiej, który był dawną siedzibą władz PZPR.

– Żałuję, że nigdy nie zrobiłam tam zdjęć, jako pracownicy kina mogliśmy zwiedzać schrony pod kinem. To była świetna sceneria do kręcenia horrorów, wąskie, długie, wijące się korytarze, strefa wentylatorów, pokój do uzdatniania wody, filtrowania powietrza, pomieszczenia do mieszkania, kuchnia. Wszystko było suche, oświetlone. W jednym z pomieszczeń były stare przedmioty z kina, jak na przykład plakaty „Bolka i Lolka na Dzikim Zachodzie” (premiera 1986 r.), kawałki starych, kinowych taśm – wylicza Domagała. Kino Kraków zasłynęło z nietypowych organizacji premier, organizowanych wspólnie z odziałem opolskim radia RMF. – Bardzo nas wspierali, wymyślaliśmy różne akcje – uśmiecha się dyrektorka.

Ognisko przed kinem

Tak oto na premierze „Operacji Samum” (1999 r.) widzów witały tony piasku przywiezione przez trzy wywrotki, które potem pracownicy kina musieli sami posprzątać, co nie było łatwym zadaniem. Na „Zaklinaczu koni” (1998 r.) było pełno słomy, z kolei podczas premiery „Wiedźmina” (2001 r.) na parkingu przed kinem zapłonęło ognisko. Gdy na ekrany kin wszedł „Pan Tadeusz” (1999 r.), widzów witał personel Krakowa w strojach z epoki. – Pamiętam, że bilet na „Pana Tadeusza” kosztował 25 złotych. To była spora kwota, a sala cały czas była wypełniona po brzegi – mówi Krzysztof Pietrzyk, menedżer Heliosa w Opolu, który pracował w kinie Kraków. Tłumy widzów były także podczas powodzi w 1997 roku, tak jakby chciały na chwilę uciec od przerażającej rzeczywistości.

Zazwyczaj pierwszy seans w kinie rozpoczynał się ok. godz. 9-10, kończono ok. godz. 21, średnio w ciągu dnia było 5-6 seansów. – Na takich seansach jak „Ogniem i mieczem”, „Pan Tadeusz” od rana do wieczora tłumy, przy jednej sali potrafiliśmy zrobić frekwencję taką samą jak w Kinopleksie czy Heliosie – wspomina Pietrzyk, który codziennie przed gmachem kina stawiał drabinę i zmieniał godziny seansów w „repertuarze”, który mieścił się nad wejściem do budynku. – Godziny seansów w zasadzie codziennie były inne, więc trzeba było tego pilnować i kombinować z samymi literkami. Pamiętam, jak miałem tylko dwie literki „Z”, a potrzebne były cztery – śmieje się i dodaje, że w Krakowie były seanse filmów, których wcześniej w Polsce nie było, jak np. „Podziemny krąg” czy „Matrix”. Tam także w 1996 roku rozpoczęło działalność Kino Konesera, które do dziś działa w Heliosie. Jarosław Wasik, dyrektor Muzeum Polskiej Piosenki, uważany jest za ojca chrzestnego Kina Konesera w Opolu. To właśnie on ponad 20 lat temu zadzwonił do Anny Jaszczyk, świeżo upieczonej dyrektorki kina Kraków (później także Heliosa) z pretensjami, że nie można zobaczyć w Opolu ambitnego kina. – „Carrington” z Emmą Thompson, który wszedł do kin w całej Polsce, ale nie w Opolu. Wiedziałem, że jest tutaj wielu miłośników ambitnego kina, więc postanowiłem zainterweniować u Ani Jaszczyk. Pozwoliłem sobie na to, bo się znaliśmy – podkreśla.

Tłumy także na ambitnych i ciężkich filmach

– Bardzo chciałam grać ambitne filmy, ale byłam przeciwniczką grania do pustej sali, a niestety coś takiego mi się przydarzyło. Zdawałam sobie sprawę, że aby zarobić na pensje dla pracowników, muszę proponować widowni filmy komercyjne – tłumaczy Anna Jaszczyk, która przed pracą w „Krakowie” prowadziła Klub Amatorów Filmu w Miejskim Ośrodku Kultury.

– Zapytał mnie, czy w takim razie chociaż raz na jakiś czas moglibyśmy puszczać ambitne kino. Trzeba pamiętać, że to były lata 90., tworzył się wolny rynek w branży kinowej, nikt nie wiedział, jak to wszystko się ułoży. Moi szefowie byli z Warszawy, firma prywatna, bałam się, że nie będą nam płacić, więc sami musimy zarobić pieniądze. Ale postanowiłam spróbować. Zaproponowałam, że wyemituję na próbę „Piknik pod wiszącą skałą”, tytuł ambitny, choć nie najnowszy, okazał się sukcesem – wspomina Anna Jaszczyk.

Szybko chodzenie „na konesera” w studenckim środowisku stało się po prostu modne. – Zawsze w środę dyskutowaliśmy w instytucie o tym, co we wtorek było w Koneserze – wspomina Darek Romanowski, prowadzący Kino Konesera od lat (pierwszym prowadzącym był Jacek Podsiadło).

– We wtorki „na konesera” z akademików szły tłumy jak teraz na Piastonaliach, choć grano ciężkie tytuły, np. filmy Larsa von Triera, a na sali 500 osób. Czasy niespotykane dzisiaj, takie tłumy mieliśmy w Kinopleksie tylko na „Nimfomance” (2013) – mówi Krzysztof Pietrzyk. – Pamiętam też wielkie porażki, jak „Wiedźmin”, który wszedł chwilę po „Harrym Potterze”. Przez trzy miesiące na Harrym była pełna sala, a potem wszedł Wiedźmin – i pustki. Umowa z dystrybutorem była podpisana na 1,5 miesiąca, a po tygodniu film grało się już dla dziesięciu osób. Ale sam film był nieudany – przyznaje Pietrzyk. Widz kina Kraków, kupując bilet, nie wiedział, gdzie usiądzie, nie było podglądu sali na komputerze, mało tego, nie było nawet numeracji foteli. Miejsca na sali zajmowało się na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. – Zazwyczaj tłum ludzi napierał, żeby zająć dobre miejsca, tylko żeby nie siedzieć w pierwszym rzędzie na balkonie, gdzie była barierka, co osobom niskiemu wzrostu przeszkadzało w oglądaniu filmu. Pierwszy rząd na górze to było najgorsze miejsce w kinie Kraków – mówi Joanna Domagała.

– Sala kinowa była olbrzymia, jak większość osób miałam swoje ulubione miejsca, siadywałam z boku na niższym poziomie przy barierkach – dodaje.

– Najlepsze miejsca były na balkonie w pierwszym rzędzie, bo nikt przed tobą nie siedział. Ale to było wygodne tylko dla wysokich osób – śmieje się Krzysztof Pietrzyk, który pamięta, jak po każdym seansie obsługa kina na oścież otwierała dwa wyjścia ewakuacyjne, którymi nie tylko widzowie wychodzili na zewnątrz, ale które pomagały w przewietrzeniu sali. O klimatyzacji z prawdziwego zdarzenia można było wtedy tylko pomarzyć.

Popcorn wchodzi do kina

W kinie Kraków była tylko jedna kasa, do której zawsze ciągnęła się długa kolejka. Dopiero po otrzymaniu biletu widzowie wchodzili do holu kinowego, gdzie po remoncie był bar. Kraków i Odra to pierwsze kina w Opolu, w których zaczęto sprzedawać popcorn i przekąski. – Trzy godziny przed seansem smażyliśmy popcorn, żeby nie zabrakło. Tak zawitał do nas wolny świat – mówi Pietrzyk.

– Byłam zadziwiona, że sprzedawały się takie ilości popcornu, miesięcznie to były tony– dodaje Joanna Domagała.

Ciekawostką w budynku kina było również to, że kabina projekcyjna miała osobne wejście z zewnątrz budynku. Kinooperator musiał tam być od rana do wieczora, pracował na tradycyjnych projektorach na taśmę filmową 35 mm. Sprzęt ten określany był jako najnowocześniejszy, gdy otwierano kino w 1963 roku. Ale tak jak go zamontowano, tak ściągnięto po ostatnim seansie.

Trochę historii

Budowa kina Kraków rozpoczęła się w 1961 roku, po porozumieniu władz Opola i Krakowa. W naszym mieście dwa lata późnej – 22 lipca 1963 r. z okazji Narodowego Święta Odrodzenia Polski – uroczyście oddano kino, a w Krakowie hotel Opole.

Jednym z pierwszych wyświetlanych filmów był kryminał „Zbrodniarz i panna” ze Zbigniewem Cybulskim w roli głównej, na którym zjawiły się nie tylko tłumy opolan, ale również sami aktorzy grający w filmie.

W kinie przez 40 lat nie tylko wyświetlano filmy, ale także witano Nowy Rok czy organizowano spotkania.

Gdy pod koniec lutego 2003 na pl. Kopernika powstał Kinoplex z 6 salami kinowymi, Kraków z dnia na dzień zaczął tracić klientów. – W ostatni weekend było nieco ponad 100 osób. Kino samo się wygasza – mówiła wtedy na naszych łamach Anna Jaszczyk, ostatnia dyrektorka Krakowa, która została potem szefową Kinopleksu.

Ostatni seans francuskiego filmu „Nieodwracalni” z Monicą Bellucci w roli głównej odbył się 19 marca 2003 roku o godz. 20.30. – Serce mi się kraje. Tak dbaliśmy o ten budynek, a teraz wszystko idzie na marne. Trudno mi się z tym pogodzić, bardzo to przeżywam – mówiła Stanisława Henzler, pierwsza kierowniczka kina.

* Tekst pochodzi z archiwum Gazety Wyborczej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSingapur: Koronawirus rozprzestrzenia się wśród zaszczepionych. Nie ma ciężkich przypadków
Następny artykułPozostałości po cmentarzu przykościelnym w Niedośpielinie